Gretkowskiej pisanie o niczym
Naiwnie się łudziłem, że nowa powieść Manueli Gretkowskiej zatrze nieprzyjemne, chwilami traumatyczne wręcz przeżycia związane z lekturą jej poprzednich książek. Słysząc, iż wreszcie autorka wydała frapującą fabularnie i po prostu dobrze napisaną powieść skusiłem się, by jednak przeczytać „Kobietę i mężczyzn”. Po dwudniowym męczeniu się nad 270-stronnicowym bełkotem o niczym obiecałem sobie, że już nigdy nie wezmę do ręki żadnej książki Gretkowskiej. Ta pani bowiem nie potrafi pisać, a z podziwu godną konsekwencją przez wiele lat próbuje udowodnić, że jest inaczej.
Co my tutaj mamy? Ano mamy Klarę, która boryka się z kryzysem swojego małżeństwa, wywołanym między innymi depresją męża i romansuje z młodszym od siebie Julkiem poznanym na pokładzie samolotu, którym z Chin oboje wracają do Polski. Wsparcie dla niej stanowi wieloletnia przyjaciółka Joanna, żona ortodoksyjnego prawicowca–katolika (tak żarliwego, że nawet zmarły papież obdarza go łaską przemawiając do niego ze swego portretu), oraz Paweł, psychiatra i terapeuta, samotnik i wielbiciel psów. I cóż takiego dzieje się na kartach tej dość pokaźnych rozmiarów książki? Nic się nie dzieje, moi drodzy państwo, po prostu nic się nie dzieje. Główna bohaterka od początku nie wzbudza żadnego zainteresowania ani sympatii i wrażenie, że sama nie wie, o co jej tak naprawdę w życiu chodzi, utrzymuje się do samego końca tej męczącej czytelnika opowieści.
No dobrze, nie będę aż tak bardzo spłycał fabuły i przesłania powieści. W końcu Gretkowska – tak jak w każdej dotychczas „popełnionej” książce – chce przekazać odbiorcom odrobinę własnej filozofii życiowej i przekonać do swojego punktu widzenia. Nieudolnie literacko stworzona Klara jest zapewne jej rzeczniczką, choć wszystkowiedzący narrator panujący nad światem i wydarzeniami rozwijającymi się przez wiele lat też jest z pewnością odbiciem widzenia świata przez autorkę.
Klara odchodzi od racjonalizmu, pragmatyzmu i schematyzmu, porzucając swój kitel chirurga i rozpoczynając pracę jako specjalistka od akupunktury. Aby jej zainteresowania uwiarygodnić, Gretkowska wplecie do historii kilka podróży na Daleki Wschód i pseudofilozoficzny bełkot związany z odmienną kulturą egzemplifikowaną przez wbijane w pacjentów szpileczki. Poszukując sensu życia, oddala się od męża walczącego z depresją i rzuca w wir dzikich harców z pełnym witalności młodzianem, który okaże się nieodpowiedzialnym i dążącym do spokoju u boku własnej żony konformistą. Cały świat przedstawiony jest wieczną walką pierwiastka męskiego i żeńskiego, dominacją tego drugiego i nierozwagą, krótkowzrocznością i infantylnością pierwszego. Dobrze, to już było w poprzednich pisarskich płodach Gretkowskiej. Do nowego zostanie dodany jeszcze współczesny obraz zakłamanego, konsumpcyjnego społeczeństwa, które w rozwijającej się Warszawie próbuje budować nowy świat na fundamentach zrelatywizowanych wartości i egzystencjalnej pustki. To też już było, ciekawiej i sugestywniej opisane przez wielu dobrych współczesnych prozaików.
Reasumując – dużo medialnego krzyku o nic i żenująco płytka, nużąca i niezrozumiale rozwlekła opowiastka z wieloma nieudolnie nakreślonymi wątkami, która może się jedynie dobrze prezentować na półce dzięki staraniom Świata Książki, wydawcy powieści. Pani Manuelo, ja bardzo Panią proszę o to, by to była już jednak ostatnia Pani książka!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.