"Weranda pełna słońca"
Juliette Fay ukończyła Harvard – już sama ta informacja może wywołać błysk zainteresowania w oku czytelnika. Bo jakie to książki pisze się po latach spędzonych na jednym z najbardziej prestiżowych uniwersytetów świata? Żeby na sam początek nie wprowadzać zbyt dużo optymizmu, powiedzmy sobie – różne. Ale okazuje się, że wśród tych "różnych" są twory godne uwagi, zerknijmy zresztą sami.
Nie można powiedzieć, że autorka porusza tematy lekkie, łatwe i przyjemne. Główna bohaterka "Werandy pełnej słońca", nie pierwszej już i pewnie nie ostatniej powieści Fay, to kobieta w średnim wieku, w pojedynkę wychowująca dwoje dzieci. Janie LaMarche nagle staje się samotna i nie z wyboru (swojego lub czyjegoś), ale z powodów całkowicie od niej niezależnych – oto w wyniku fatalnego splotu wydarzeń w wypadku drogowym ginie jej mąż, Robby. To stawia ją w sytuacji granicznej. Choć wcale tego nie chce, musi spróbować uporać się z zupełnie nowymi, nieznanymi jej dotychczas problemami, które te nowe okoliczności stwarzają. Na domiar złego to wszystko dzieje się jednocześnie i swoim ogromem przeraża Janie, dla której w danej chwili najważniejsze jest chyba tylko to, żeby się z miejsca nie załamać… Sytuacja wydaje się beznadziejna, a nasza bohaterka ma wszelkie powody, żeby czuć rozgoryczenie. Wtedy właśnie dookoła niej zaczynają gromadzić się ludzie chcący bezinteresownie pomóc. Różne – mniej lub bardziej – będą się te próby niesienia pomocy udawać. W ostatecznym rozrachunku okaże się jednak, że każda z nich – mniejsza czy większa – to jedna z wielu cegiełek, dzięki którym Janie będzie w stanie zbudować na nowo swój świat. I można powiedzieć, że czytelnik uczy się tu życia razem z bohaterką. Postaci otaczające kobietę to zarówno rodzina, jak i osoby obce, włączając w to nawet budowlańca, który znalazł się w pobliżu jeszcze z inicjatywy Robby’ego. Tworzą one istny kalejdoskop osobowości i to w sensie dosłownym, wywołują bowiem (przynajmniej w Janie) emocje z całej palety barw – od przygnębienia i irytacji aż do czystej, autentycznej radości. (...)
Zapraszamy do zapoznania się z całością recenzji w magazynie BiblioNETkowym "Literadar":
Autor recenzji: Joanna Marczuk
Recenzja ukazała się w magazynie BiblioNETkowym Literadar (nr 7)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.