Dodany: 06.12.2011 19:47|Autor: Agnesscorpio

Lalka


Powieść "Matka Wszystkich Lalek" to najnowsza książka w dorobku Moniki Szwai. Zwana przez niektórych jej najlepszą książką. Czy tak jest? Nie jestem w stanie ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, gdyż było to moje pierwsze spotkanie z prozą pani Moniki. Ale mogę powiedzieć jedno. Spotkanie to zaliczam do niezwykle udanych. Poruszających. I wciągających.

Autorka przedstawia historię dwóch kobiet żyjących w różnych czasach. Elżunia Szumacher jest małą dziewczynką i mieszka z ukochaną rodziną na Śląsku. W Polsce toczy się wojna i dziewczynka wie, że to coś bardzo złego. Ale żyje w otoczeniu najbliższych, a gdy od tatusia, zwanego "tacimkiem", dostaje piękną lalkę, nie przejmuje się tak bardzo sprawami dorosłych, bawiąc się i rozmawiając ze swoją nową zabawką. Którą także nazywa Elżunią. Jednakże okrutny świat dorosłych już wkrótce przerwie beztroskie dzieciństwo dziewczynki i zmieni jej przyszłe losy. Mała Szumacherówna wyjedzie nad morze na kolonie organizowane dla śląskich dzieci i stamtąd trafi do niemieckiej rodziny. Dlaczego? Po co? Ten wątek podyktowany jest wydarzeniami historycznymi, które miały miejsce podczas drugiej wojny światowej i u mnie, niezmiennie, wywołuje gniew i bezsilność.

Kilkadziesiąt lat później rodzi się Claire Autret. Mieszka z rodzicami, babcią i siostrą w Bretanii, na małej, targanej sztormami wyspie. Claire ma matkę Polkę i ojca rodowitego Bretończyka. Jej rodzice nie należą do modelowych szczęśliwych par, a Claire ma o wiele lepszy kontakt z ojcem niż z matką. Dziewczyna pomaga prowadzić rodzinny biznes, oddaje się także swojej pasji, którą są robótki ręczne i wytwarzanie ozdób i biżuterii. Ma narzeczonego, "gruchanta", jak go nazywa jej babcia Ana (czyli po prostu Hanna), i wydawać by się mogło, że przyjdzie jej do końca życia pozostać na wysepce. Jednakże przybycie dwóch młodzieńców z Polski zapoczątkuje szereg wydarzeń, które sprawią, że dziewczyna znajdzie się w obcym kraju, w małej górskiej chacie w Karkonoszach. Spotka tutaj swoją przeszłość, a także swoją miłość i znajdzie receptę na przyszłość. Dojdzie także do spotkania Claire z pewną tajemniczą starszą kobietą, która najbardziej lubi samotność w otoczeniu niezliczonej liczby lalek.

Co łączy te dwie historie? Te dwie kobiety, rzucone w odmęty życia w obcych dla siebie krajach? Kobiety, które po latach poznają prawdę o swoim pochodzeniu, o swoich rodzinach?

Należy bezzwłocznie sięgnąć po "Matkę Wszystkich Lalek" Moniki Szwai, aby się tego dowiedzieć. Z pełną odpowiedzialnością mogę teraz stwierdzić, że o ile nie wiem, czy ta właśnie pozycja jest najlepszą w dorobku autorki, to na pewno jest jedną z lepszych książek, które czytałam i zaliczam ją do mojego osobistego kanonu lektur obowiązkowych. Wspaniała ramowa historia, szereg reminiscencji, także podpartych historią, wciągające losy kobiet, zazębiające się w odpowiednim czasie i miejscu. Momenty zarówno wzruszające, jak i zabawne, obrazowe opisy, żywe dialogi, wszystko to sprawia, że powieść czyta się z prawdziwą przyjemnością i zaangażowaniem. I pragnieniem poznania tajemnicy matki wszystkich lalek.

Polecam, warto!


[Recenzję zamieściłam wcześniej na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3282
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: domi.p 01.01.2012 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Powieść "Matka Wszystkich... | Agnesscorpio
Ja z kolei jestem już wieloletnią miłośniczką wszystkiego co pisze pani Monika Szwaja. No i stwierdzam, że to chyba rzeczywiście najlepsza jej książka. Pamiętam pierwsze tytuły tej autorki, m.in. "Miłość na receptę" - są świetne, ale zawsze była to taka lekka proza, do poczytania dla odprężenia. Każda kolejna wydaje mi się być bardziej dojrzała i mieć coraz więcej ukrytych sensów. Ostatnie kilka książek przemyca już naprawdę ciekawe i istotne problemy, ciągle schowane za miłą i lekką lekturką. Czemu "Matka wszystkich lalek" jest lepsza od "Zupy z ryby fugu"? Ze względu na zakończenie, ale nie będę zdradzać co dokładnie mam na myśli - kto przeczyta, zapewne zrozumie :)

Sama "Matka..." jest zaskakująca. Pierwsze 100 stron nie mogło mnie wciągnąć, irytowały mnie dwie odrębne historie, których nie mogłam jeszcze nijak połączyć. Jednocześnie wojenny wątek Elżuni budził we mnie (i nadal budzi) ogromne emocje. Chwilami miałam ochotę potrząsnąć bohaterami, żeby coś zmienić i wewnętrznie jakoś tak... wyłam z bezsilności.
Ale "im dalej w las tym większy kryminał" jak rzekła Joanna Chmielewska. A dokładniej - tym ciekawsza historia. W połowie mniej więcej zmienia się ton książki i czyta się coraz lepiej, coraz trudniej się oderwać.
Może czegoś mi na końcu w tej historii zabrakło, ale dzięki temu byłam bardziej zaskoczona, że to już ostatnia strona. Spodziewałam się po prostu, że ktoś inny zostanie wtajemniczony w przeszłość tajemniczej Lizy :)

Znów będę tęsknić za bohaterami. I chciałabym małego, trochę złośliwego korrigana ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: