Dodany: 29.11.2011 12:35|Autor: Anakha

Ostatni zryw cesarza Francuzów


Powieść historyczna na podstawie wspomnień uczestników bitwy pod Waterloo. Brzmi smakowicie, prawda?

Autor przedstawił batalię z perspektywy oficerów - zarówno najwyższych dowódców, jak i dowodzących odcinkiem frontu-wojsk francuskich, pruskich i brytyjskich. Łatwo wyczuć różnicę w mentalności tych narodowości. Pruski oficer ma honorowe podejście do posłuszeństwa, brytyjscy dżentelmeni zachowują się z odpowiednią flegmą, Francuzi to odważni, wierzący w cesarza idealiści.

Początek nie porywa. Wojska przeprowadzają rekonesans, ustawiają się na pozycjach wyjściowych. W tym czasie poznajemy przeszłość bohaterów, szczególnie bitwy z poprzednich kampanii. Ciekawym zabiegiem jest zatajenie przed czytelnikiem planów jednej strony, tak, byśmy i my złapali się na fortel wroga, a także przedstawienie akcji z oryginalnych perspektyw np. lecącego pocisku artylerii, umierającego żołnierza.

Zdecydowanie najbardziej skupiono się na obronie farmy Hougoumont przez wojska brytyjskiego oficera MacDonella. To zaskakujące-gdyż walka o to miejsce miała na celu wyłącznie zmylenie Wellingtona-ale i całkiem naturalne, gdyż to w tym miejscu autor książki spędził najwięcej czasu, co pozwoliło mu na dalece bardziej szczegółowe opisanie walk na tym odcinku.

I tu kryje się największa bolączka "Czterech Czerwcowych Dni". Autor opisuje walki odrobinę zbyt ogólnikowo i bez pazura. Często zamiast szczegółowego opisu kolejnego ataku na farmę, otrzymujemy zwięzły raport. Szeregowi żołnierze są zbyt anonimowi i zbyt arystokratyczni. Armię brytyjską przedstawiono, jako w większości przypadkową zbieraninę ludzi walczących za kufel piwa, a nie pada ani jedno mocniejsze słowo(co nie znaczy, że epitety nie padają) pod adresem Francuzów.

Samych Francuzów niemalże odarto z człowieczeństwa. Wydają się armią robotów idących za swoimi dowódcami z pieśnią na ustach, oddających im własną broń i konia kiedy trzeba. Lepiej scharakteryzowano marszałka Neya i de Lanceya, są wyraziści i niedoskonali-po prostu ludzcy.

Sam Napoleon zaś jest pokazany tak, jak powinien być pokazywany w tym okresie życia. Odarty z mitu ideału frustrat, zrzucający odpowiedzialność za wszelkie niepowodzenia na swoich podkomendnych, walczący z hemoroidami. Jego walka z brytyjskim bogiem wojny, Wellingtonem, jest zaiste fascynująca. Obaj są genialnymi taktykami, wykorzystują rozmaite fortele na polu bitwy, to właśnie związane z nimi zwroty akcji przyciągają do lektury.

Książkę można polecić fascynatom epoki. Autor zawarł w tekście informacje o umundurowaniu, poszczególnych pułkach, czy oficerach. Niestety, nie jest on mistrzem stylu-preferuję przepisywanie fragmentów pamiętników i komentarz do nich - a sam wynik bitwy był z góry znany. To nie pozwala mi wystawić więcej niż 4,5/6.


[Recenzję opublikowałem również na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 606
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: