Dodany: 21.11.2011 22:54|Autor: Gandam

"Vampire Hunter D: Żądza krwi"


Tytuł recenzji to także tytuł filmu anime zrealizowanego przez Madhouse Studios w 2001 roku. Może się wydawać dziwne, że nań się powołuję, sądzę jednak, że każdy czytelnik, który zapozna się z filmem i książką, zauważy pewne podobieństwa w fabule, zdarzeniach, postaciach. Powołanie się na film nie jest przytykiem wobec książki, to raczej spostrzeżenie - jak sądzę, pisarz w zabawny sposób puszcza oko do czytelnika. Ot, nienachalna kopia ciekawego anime, na tyle niewinna, że ktoś, kto zna oba utwory, nie odczuwa niesmaku z powodu tak swobodnego potraktowania treści z obcego źródła, a zarazem, przynajmniej u mnie, wywołuje uśmiech gra, którą autor tak delikatnie toczy.

Osoby znające powieści Miroslava Žambocha w "Mrocznym Zbawicielu" dostają pewnego rodzaju kalkę z innych utworów tego autora. Główny bohater, R.C. to dosłowna kopia Koniasza z cyklu pod tym samym tytułem. Twardy facet o odstręczającej powierzchowności, wytrzymałości godnej diamentu i czystej jak śnieg duszy. Nie jest to typ pocieszyciela, ale ma niespodziewane poczucie sprawiedliwości i gotowość niesienia pomocy, choć wybór tych, którzy ją otrzymają jest raczej absolutnie przypadkowy i ma niewiele wspólnego z miłosierdziem czy współczuciem. Fabuła, osadzona w postapokaliptycznym świecie, nie jest rewelacyjna, ale akcja toczy się wartko; powieść podzielona została na rozdziały, które stanowią jakby oddzielne opowiadania, lecz razem tworzą nierozerwalną całość. Powtarzając słowa z recenzji innej książki Žambocha: to kawałek dobrego warsztatu. Polski czytelnik widzi tu jednak wyraźnie rysy Mordimera Madderdina Jacka Piekary i Geralda z "Wiedźmina" Andrzeja Sapkowskiego. Całość okraszona "Vampire Hunter D" i "Listonoszem" Davida Brina.

Taka recenzja wielu fanów fantastyki zapewne odstraszy, ale naprawdę nie można powiedzieć, by "Mroczny Zbawiciel" był nudnym utworem. Jako pierwsza powieść pióra Žambocha wypada interesująco, ale uczciwie rzecz stawiając, lepiej zachować spory dystans czasowy między tą a innymi powieściami tego autora i stanowczo nie czytać jego książek jednej po drugiej. Czytelnik naraża się bowiem na poważną niestrawność estetyczną. Wszystko już gdzieś było. Jest to natomiast całkiem dobra rozrywka na ciemny zimowy wieczór.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1482
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: sirpeter 01.05.2013 23:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Tytuł recenzji to także t... | Gandam
Zgadzam się w 100%
Też mnie uderzyło podobieństwo do VH:D podczas czytania książki, ale nie przeszkadzało mi, a książka baaaardzo mi się spodobała.
Wydaje mi się że pisanie takich powiązanych ze sobą opowiadań lepiej przychodzi Žambochowi niż zwyczajnych powieści, np. książki o Koniaszu w których były opowiadania bardziej mi się podobały niż powieści, a ja przeważnie nie lubię opowiadań.
Użytkownik: sirpeter 20.05.2013 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Tytuł recenzji to także t... | Gandam
Žamboch chyba naprawdę lubi anime i mangę. Jestem po lekturze Sierżanta tam to dopiero jest kopiuj->wklej tylko tym razem z FMA.
Użytkownik: Gandam 21.05.2013 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Žamboch chyba naprawdę lu... | sirpeter
Sierżant kojarzył mi się bardziej z cyklem Glena Cooka "Czarna Kompania", FMA znacznie mniej chociaż nie będę zaprzeczać, że kilka wątków jest podobne. Całościowo jednak patrząc Sierżant to coś w stylu Czarnej Kompanii, również jeśli chodzi o klimat.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: