Dodany: 05.11.2011 21:48|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Pod presją: Dajmy dzieciom święty spokój!
Honoré Carl

2 osoby polecają ten tekst.

Doskonali rodzice, doskonałe szkolnictwo... a gdzie są szczęśliwe dzieci?


Tak już nas Opatrzność pospołu z ewolucją (albo tylko jedna z tych sił sprawczych, jak kto woli) urządziła, że przeważnie nie poprzestajemy na uszczęśliwieniu świata swoją na nim obecnością, ale też mniej lub bardziej skutecznie staramy się o przedłużenie istnienia gatunku. A skoro mamy potomstwo, zależy nam na… no właśnie, na czym?

Nim zabierzemy się do studiowania tego, co ma do powiedzenia autor tej książki – brytyjski publicysta wychowany w Kanadzie – odpowiedzmy sobie na kilka pytań. Czy, jeśli mamy lub zamierzamy mieć dzieci, pomyśleliśmy kiedykolwiek: „mnie się nie udało nauczyć…/dostać na…/uzyskać dyplomu…/obronić doktoratu z… /zagrać w…/wystąpić na… (właściwe uzupełnić, niepotrzebne skreślić), więc niech chociaż on/ona…”? Czy już od pierwszych miesięcy życia latorośli przemyśliwamy/przemyśliwaliśmy, jakie znajomości uruchomić, żeby zapewnić jej dostanie się do właściwej szkoły i otrzymanie pracy we właściwej instytucji? Czy, nie mogąc zapewnić niemowlakowi lekcji pływania i bobomigów, a trzylatkowi nauki dwóch języków, wpadamy/wpadaliśmy w panikę, że dziecko pozbawione wystarczającej stymulacji już na starcie znajdzie się w gorszej pozycji niż jego rówieśnicy? Czy jesteśmy/byliśmy przeświadczeni, że zauważywszy u potomka choćby ślad uzdolnień muzycznych, plastycznych, sportowych, powinniśmy podporządkować ich rozwijaniu wszystkie obszary życia malca i całej rodziny? Czy słabsza ocena z przedmiotu lub niższe miejsce w zawodach jest/było dla nas powodem do zrobienia awantury nauczycielowi/trenerowi albo do natychmiastowego zaangażowania dodatkowego profesjonalisty, mającego wyrównać braki w umiejętnościach dziecka? Czy bylibyśmy skłonni pozwać do sądu za niedopełnienie obowiązków wychowawczych komendanta obozu harcerskiego, z którego nasz skarb wrócił w podartych spodniach, butach nie do pary i z trzema szwami na kolanie? A zainwestować w najnowszy model komórki z nadajnikiem satelitarnym, który pozwoli nam znać lokalizację potomka nawet wtedy, gdy ma wyłączony telefon?...

Im więcej odpowiedzi twierdzących, tym większa możliwość, że już za późno: zrobiliśmy to, przed czym autor „Pod presją” przestrzega. To znaczy, ulegliśmy powszechnemu w ostatnich dekadach przymusowi bycia rodzicami doskonałymi. Doskonałymi, czyli chroniącymi dziecko przed każdym, prawdziwym czy tylko domniemanym, zagrożeniem (co - nawet ze względów czysto biologicznych – jest zupełnie zrozumiałe) i kierującymi jego aktywnością w taki sposób, by móc się poszczycić wychowaniem człowieka sukcesu – sukcesu pojmowanego jako bycie „NAJ” pod jakimkolwiek względem, a najlepiej pod wszystkimi możliwymi. Niełatwo oprzeć się pokusie sugerowania naszej progeniturze, co dla niej najlepsze i dopomagać jej w osiąganiu nakreślonego przez nas celu, a jeszcze trudniej wytyczyć racjonalne granice między normalną rodzicielską troską a nadopiekuńczością (na długo przedtem, zanim Honoré napisał „Pod presją”, cierpiałam, że nie istnieje metoda sprawdzenia, co się dzieje z moim nastoletnim synem przebywającym na obozie wędrownym, gdy zbyt długo nie odbiera komórki, i nie miałam – powiem więcej, nie mam do dziś! - żadnych wyrzutów sumienia, że odwodziłam go wszelkimi metodami od pomysłu uprawiania ryzykownych sportów).

Autor jednak stara się zachować dystans do opisywanych przez siebie zjawisk i unikać arbitralnego wytyczania jedynej właściwej drogi. Owszem, rodzice to populacja, która jako pierwsza znalazła się na jego celowniku – bo ostatecznie to oni w największym stopniu rozstrzygają o kierunkach aktywności i edukacji młodego pokolenia – ale przecież nie bez winy są i decydenci wpływający na taki, a nie inny kształt systemu szkolnictwa, i pracodawcy dumnie odrzucający aplikacje absolwentów „gorszych” uczelni, i media bombardujące społeczeństwo gigabajtami informacji, często wybiórczych i nie w pełni sprawdzonych… Wszystkiego naraz zmienić nie można, ale można pokazać, co w poszczególnych krajach, regionach czy gminach zrobiono inaczej, i jak to wpłynęło na stan fizyczny i psychiczny młodych obywateli (ach, parę przykładów chciałabym skopiować u nas natychmiast!). A jeśli zrobi się to z reporterską pasją i ubierze swoje spostrzeżenia i myśli w przystępny, nie nazbyt naukowy język – powstanie rzecz zasługująca na uwagę nawet tych czytelników, którzy w całości lub części nie zgadzają się ze stawianymi przez autora tezami.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1549
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: