Dodany: 26.05.2007 21:36|Autor: oblivion

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Powrót Aleksandra
Kruszyński Zbigniew

Pesymistyczna wizja współczesności


Książka Zbigniewa Kruszyńskiego jest drugą, po "Traktacie o łuskaniu fasoli", znajdującą się na tegorocznej liście nominowanych do Nagrody Literackiej "Nike", z którą miałam okazję się zapoznać. Nic więc dziwnego, że czytając ją, podświadomie zestawiałam ze sobą te dwie pozycje. Już na pierwszy rzut oka widoczne są podobieństwa: obie podejmują temat rozliczenia się z przeszłością, zestawienia tego, co było, z tym, co jest teraz, choć bez wątpienia czynią to w sposób odmienny. Podczas gdy u Myśliwskiego rozliczenie to przybiera charakter nostalgicznego spoglądania za siebie, czy raczej w głąb swojej pamięci, tu mamy do czynienia z dość tragiczną próbą powrotu do świata, który już nie istnieje - przy czym mam tu na myśli przede wszystkim opowiadanie, które dało tytuł całemu zbiorowi, a więc "Powrót Aleksandra". Książka jest bowiem zbiorem opowiadań, z pozoru zupełnie niepowiązanych ze sobą, ukazujących losy różnorodnych bohaterów, które łączy atmosfera samotności, pesymizmu i niemożności, wyzierająca z każdej kartki.

Tytułowe opowiadanie jest ostatnim, a zarazem najdłuższym objętościowo i stanowi swego rodzaju kulminację całego zbioru. Pięć wcześniejszych zdaje się być w jego świetle jedynie wstępem, który ma za zadanie ukazać kondycję współczesnego człowieka - z pozoru zepsutego, okrutnego, niemoralnego, choć w rzeczywistości samotnego, cierpiącego, zagubionego. Bohaterowie pod pancerzami cynizmu i obojętności, które mają ich bronić przed współczesnym światem, ukrywają ogromną wrażliwość i pragnienie miłości - uczuć wyższych niż te sprowadzone jedynie do fizyczności.

W początkowych opowiadaniach zapoznajemy się z anonimowymi przedstawicielami współczesnego społeczeństwa. Ich status chyba najlepiej wyraża imię nadane jednej z bohaterek: "Nie Anna, nie Alexis, nawet nie Anastazja (...). Nie Julia, nie Julita i wcale nie Ulla. Już raczej Nulla, dla potrzeb protokołu"[1]. Nulla - a więc "żadna" (łac.). Żadna konkretna osoba, a więc ktoś, kto mógłby nigdy nie istnieć - nieważny, odrzucony, samotny, niepotrzebny, ktoś próbujący poukładać sobie życie, trwający w stanie permanentnej niepewności i strachu o jutro. Tacy są wszyscy bohaterowie Kruszyńskiego - z pewnością to nie przypadek, że bohater kolejnego opowiadania nazywa się Paweł Niewiadomski... Świat, w jakim żyją jest światem, w którym wszyscy są sobie obcy - nawet jeśli mieszkają w jednym domu i codziennie jedzą razem śniadanie, pijąc rozpuszczalną kawę (bez zapachu - bo w tak ponurym świecie nawet on nie istnieje). Ratując się przed rozpaczą, uciekają w swój wewnętrzny świat, który jednak nie może im dać ukojenia. Zagubieni, próbują znaleźć odpowiedzi na pytania, jednak bezskutecznie. Sami są jak pojedyncze tomy encyklopedii - bezużyteczni: "- Encyklopedia (...) skarbnicą wiedzy!
- Jasne - zgodził się tamten i wyciągnął granatowy tom czwarty. (...) - Weźmy takie - kartkował w skupieniu - weźmy takie Maroko. (...) No proszę, kto by pomyślał, Berberowie, Ben Barka zamordowany, patrz: tom pierwszy. Trzeba by jednak - uśmiechnął się - nosić ze sobą komplet"[2]. Czują potrzebę bliskości, pragną zrozumienia, życia (a nie jedynie przebywania) z innymi ludźmi, ale pozostają bierni. Są bezsilni, opanowani przez wszechobecny marazm, zawsze sami...

Tekst Kruszyńskiego jest na wskroś przeniknięty pesymizmem: jeśli nawet ludzie nie są tak ohydni i źli, jakimi się wydają, to z pewnością są nieszczęśliwi i przeniknięci rozpaczą. A gdy wśród nich znajdą się osoby, które mogłyby stać się sobie bliskie, to i tak nie mają szans się spotkać... Bo w jego opowiadaniach los wydaje się być największym wrogiem, a sam świat pełen jest podejrzliwości (zbyt często słusznej), samotnych ludzi w pustych mieszkaniach lub krążących po mieście bez celu, monotonii, bezsennych nocy i sennych dni.

Dla autora charakterystyczne jest patrzenie na świat współczesny z dużą dozą cynizmu. Dzięki czemu niekiedy dochodzi do niezwykle trafnych wniosków, które równie celnie formułuje. Wiele z nich odnosi się do technologii: "Co parę minut na monitorze wyskakuje reklama, przy dobrym czasie reakcji udaje się ją zgasić, zanim będzie wiadomo, czego nie kupimy"[3], ale także stosunków międzyludzkich we współczesnym świecie: "Nowy operator na wyzwolonym rynku telekomunikacji proponował Pawłowi pięćdziesięcioprocentowy rabat na rozmowy z trójką znajomych (...). W tym miejscu jednak go zastanowiło, skąd operator, w dodatku nowy na rynku, wie, że Paweł ma trzech znajomych. (...) Czy operator nie zechce jeszcze określić tematu rozmowy? (...) W istocie Paweł miał trzech znajomych i wskazówki operatora bardzo by się przydały. O czym bowiem miał mówić z Piotrem, kolegą jeszcze ze szkoły, z którym kiedyś razem spędzali całe dnie i najwyraźniej wyczerpali temat?"[4], czy też zwykłych absurdów codzienności: "Chciał (...) kupić mapę, na wypadek następnych objazdów i zdarzeń.
- Nie ma - rozłożył ręce sprzedawca, mapa się skończyła, będzie w przyszłym tygodniu. Jest tylko przewodnik »Polska na weekend«, z opisanymi trasami.
Kupił przewodnik na weekend, ryzykując, że zginie w poniedziałek"[5].

Jeszcze jednym elementem, o którym chcę wspomnieć, a który jest dużym atutem książki, jest język - dynamiczny, wyrazisty, całkowicie "podporządkowany" autorowi, bardzo współczesny (co w tym przypadku jest oczywiście zaletą;)). Zresztą język odgrywa tu ważną rolę - fascynuje Aleksandra, który "kolekcjonuje" nowe sformułowania...

Skoro już wspomniałam o Aleksandrze, to chyba najwyższy czas powrócić do tego tytułowego bohatera. Jego losy są zbliżone do losów samego autora: był więziony w kraju, a następnie wyjechał do Szwecji, gdzie podjął pracę na uniwersytecie. Po latach powraca do Polski - ale już nie do ludzi, lecz do miejsc, bo tylko one mu pozostały... Miejsc związanych z dzieciństwem, młodością i rodziną... Czyż więc nie przypomina narratora w powieści Myśliwskiego? Tylko z pozoru - bohater "Traktatu o łuskaniu fasoli" jest człowiekiem pogodzonym ze światem, samotnym z wyboru, a jednocześnie jak gdyby oderwanym od współczesności, podczas gdy Aleksander jest w niej zanurzony, zagubiony - przeszłość nie daje mu ukojenia, a teraźniejszość napawa niepokojem... Przechodzi przez dobrze znane ulice, podwórka, mijając sklepy, szkolne boiska, swój dawny dom, a towarzyszą mu wspomnienia osób i wydarzeń, które pogłębiają tylko jego samotność. Puste hotelowe pokoje, z których chciałby się wydostać, brudne skarpetki i koszule wepchnięte do walizki, godziny czekania na lotnisku zapełniane myślami o tym, co minione... Taki jest Aleksander: "wyzuty z terytorium i czasu"[6].

Teraz prawdopodobnie dokonam nadinterpretacji, ale pokusa jest zbyt silna, abym mogła się jej oprzeć... Pojawiające się do tej pory "znaczące" imiona skłoniły mnie do zainteresowania się etymologią imienia Aleksander. Z greckiego: "alekso" - bronię się, odpieram atak i "andros" - mężczyzna, mąż, co w zestawieniu oznaczać może "broniący mężów", czyli "broniący ludzi". Broniący ludzi? W jakim sensie Aleksander Kruszyńskiego broni ludzi? Czy broni ich przed negatywną oceną ze strony czytelnika, do której skłaniały nas wcześniejsze opowiadania? Czy ma on przywrócić naszą wiarę w człowieka...? Czy rzeczywiście to robi...? Chyba nie... Więc może raczej jest to tylko jeszcze jeden szyderczy żart autora, który ponownie sprowadza nas na jego pesymistyczny tok myślenia: nawet "obrońca ludzkości" nie potrafi jej obronić, więc kto zdoła tego dokonać...?

Książka przygnębiająca, trudna i bolesna, bo mówiąca o trudnym i bolesnym współczesnym świecie, ale pomimo to, czy może raczej właśnie dlatego, godna dostrzeżenia przez szerszy krąg czytelników.



_______

[1] Zbigniew Kruszyński, "Powrót Aleksandra", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 20.
[2] Tamże, s. 51-52.
[3] Tamże, s. 10.
[4] Tamże, s. 69-70.
[5] Tamże, s. 164.
[6] Tamże, s. 156.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1981
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: