Dodany: 30.09.2011 21:45|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Jakoś nijako w tym wspaniałym świecie...


Ukazanie się pierwszego tomu „Kręgu Magii” zbiegło się z odczuwanym przeze mnie gwałtownym zapotrzebowaniem na jakąś sympatyczną fantasy. Opis w katalogu pezentował się zachęcająco, więc „Księga Sandry” została zakupiona, a następnie… odłożona na półkę, bo akurat równocześnie wpadło mi w ręce coś innego, z czego czytaniem musiałam się pospieszyć – i ostatecznie trafiła do urlopowej walizki.

Opowiedziana w niej historia nosi wprawdzie znamiona oryginalności, ale czy rzeczywiście – jak powiada zacytowany na okładce anonimowy recenzent „Booklist” – „Tamora Pierce stworzyła nowy, wspaniały świat”*?

Chyba jest w tym stwierdzeniu trochę przesady, bo o samym świecie, w którym rozgrywają się przygody Sandry i jej nowych znajomych, dowiadujemy się stosunkowo niewiele. Kilka zdawkowych informacji na temat obyczajów panujących w krajach, z których pochodzą główni bohaterowie, oraz pogardy, jaką darzą się wzajemnie Kupcy i inne nacje – i to właściwie wszystko. No i oczywiście jest międzynarodowa instytucja zajmująca się kształceniem dzieci obdarzonych magicznymi zdolnościami, wyszukiwanych w różnych regionach i w różnych, często podbramkowych sytuacjach przez jednego z mistrzów. Brzmi trochę znajomo, nieprawdaż? Gdy Niko rozmawia z przyszłymi uczniami, zwłaszcza z Tris, mimo woli przychodzi na myśl scena z Dumbledorem pojawiającym się w sierocińcu, by uświadomić Toma Riddle’a, że te „dziwne rzeczy”, które chłopiec wyczynia, nie są oznaką szaleństwa… Odrzucenie wybitnie utalentowanych dzieci przez społeczności, w których żyją, to także nie nowość w literaturze fantasy – wystarczy wymienić znów „Harry’ego Pottera”, wydanego prawie równolegle z „Księgą Sandry” „Króla Demona” C.W. Chimy czy nasze „Kroniki Drugiego Kręgu” Białołęckiej, w których – też podobnie jak tutaj – nadprzyrodzone zdolności konkretnej osoby nie są natury uniwersalnej, lecz ograniczają się do jednego rodzaju magii, związanego z pewnym obszarem natury. Ta zbieżność motywów nie musi jednak przesądzać o mniejszej atrakcyjności powieści – cała rzecz wszak w umiejętności ich twórczego wykorzystania, w obudowaniu ich zróżnicowanymi charakterami i ciekawymi szczegółami świata przedstawionego. Problem z „Księgą Sandry” tkwi w tym, że cała ta obudowa jest nader skromna. Postacie nie są ani bardziej skomplikowane wewnętrznie, ani bardziej wyraziste, niż u wymienionych powyżej autorów (nie mówiąc już np. o Martinie). Wspomniana wcześniej garsteczka informacji etnograficzno-socjologicznych, jedna oryginalna roślina i dość pobieżnie nakreślone zasady funkcjonowania szkoły to trochę za mało, by zrównoważyć pozostałe niedostatki. Zwłaszcza że humor i dynamika akcji również nie wykraczają ani trochę poza przeciętność.

Plusem powieści jest promowanie pozytywnych postaw i wartości: nieoceniania człowieka po samym wyglądzie lub pochodzeniu, tolerancji wobec osób hołdujących innym zwyczajom czy poglądom, umiejętności współpracy w zespole, solidarności w imię wyższych celów (choć jeśli znamy już wspomniane cykle Rowling czy Białołęckiej, i to nie będzie dla nas nowością). Prostota fabuły, mała liczba detali wymagających zapamiętania i minimalna dawka scen drastycznych mogą stanowić zalety, gdy chodzi o czytelnika zupełnie młodego, dopiero zaczynającego przygodę z fantasy. Dla pozostałych to zdecydowanie za mało.

Nie wykluczam przeczytania kolejnych tomów „Kręgu Magii”, choćby po to, by się dowiedzieć, czy autorka ujawni więcej szczegółów skonstruowanego przez siebie świata (na przykład: kim jest Skarbona?), ale już raczej nie na własny koszt.


---
* Tamora Pierce, „Księga Sandry”, przeł. Jarosław Zachwieja, wyd. Initium, Kraków 2011, tekst z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 874
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: