Historia powstania jednego obrazu
Patrząc na portret nieznajomej osoby zawsze zadaję sobie pytania: Kim była? O czym marzyła? Co czuła? Co tę osobę spotkało później? Obrazy, fotografie utrwalają jedynie krótki moment, a nieubłagany czas płynie dalej…
Tracy Chevalier również musiała sobie zadawać takie pytania, inaczej obraz Jana Vermeera „Dziewczyna z perłą” nie zainspirowałby jej do napisania przejmującej opowieści o tym samym tytule. Kto jest na obrazie malarza, nie wiadomo, czas zatarł informacje na ten temat. Być może była to jego córka, a może właśnie służąca - tak jak to wymyśliła Chevalier?
Autorka wyobraziła sobie „dziewczynę z perłą” jako skromną, prostą dziewczynę z niezamożnej rodziny, która przybywa do domu Vermeerów, gdzie ma zostać służącą. Cóż ma zająć tę biedną dziewczynę utrudzoną praniem, szorowaniem i cerowaniem, jeśli nie żyjący z nią pod jednych dachem artysta? Jego pracownia to odskocznia od przykrych obowiązków codziennego dnia. Barwniki, płótna, portretowane kobiety i ich szykowne stroje to dla Greet zupełnie inny świat. Dziewczyna zgadza się w tajemnicy przed innymi domownikami pomagać Vermeerowi, przygotowując barwniki niezbędne mu do pracy, mimo iż przez to liczba jej codziennych obowiązków rośnie.
Co mnie najbardziej w tej powieści zadziwiło, to że w realiach zimnej i oschłej, protestanckiej siedemnastowiecznej Holandii Chevalier stworzyła historię kipiącą od erotyzmu. Niby nie dzieje się nic, żadne słowa nie zostają wypowiedziane, a jednak atmosfera między Greet i Vermeerem jest tak gęsta, że można by ją ciąć nożem.
Z „Dziewczyny z perłą” nie dowiemy się dużo o siedemnastowiecznej Holandii. Jednak osadzenie fabuły na tle historycznym dodało powieści aury tajemniczości oraz nieco mrocznego nastroju. Dzięki temu zabiegowi czyta się ją z prawdziwym zainteresowaniem.
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.