Dodany: 24.08.2011 14:43|Autor: Jarou

Fotografie z wycieczki do piekła


Przyglądanie się najnowszej książce Wojciecha Tochmana trzeba rozpocząć od okładki. W ciemnej, sterylnej sali wisi podświetlone zdjęcie. Ciemnoskóra, krótko ostrzyżona dziewczynka stoi na drodze. W tle widać zieleń krzaków, żółte kwiatki. Dziewczynka odwrócona jest tyłem do obserwatora. Niebieską sukienkę ma niepokojąco rozpiętą na plecach, ręce przyciśnięte do piersi. Albo obcięte – to, co przy pierwszym spojrzeniu bierzemy za łokcie, równie dobrze może być kikutami.

Chociaż na zdjęciu nie widać nic szczególnie przerażającego, wylewa się z niego strach. Może to wina obronnej postawy dziewczynki, może działa tak świadomość kontekstu fotografii, może na mocy nieznanego nam jeszcze prawa fizyki wpadające do obiektywu fotony oprócz obrazu zapisały na światłoczułej błonie również wiszące w powietrzu emocje.

Zdjęciu przygląda się obserwator, ledwo widoczny w zacienionym pomieszczeniu. Stoi z boku, w bezpiecznej odległości, w innym świecie, z rękami założonymi za plecy. Patrzy uważnie, z ciekawością, w zadumie, tak jak na powieszony na gładkiej ścianie eleganckiej galerii eksponat patrzeć przystało. Postoi tu, spróbuje ogarnąć rozumem, co widzi. Zrozumie lub nie, potem pójdzie dalej. Zdjęcie zostanie tam, gdzie jest.

To jedna z tych okładek, które podają w wątpliwość stare przysłowie o ocenianiu książek. O ile fotografia dziewczynki zderzona z kontekstem "Dzisiaj narysujemy śmierć" nie pozostawia wątpliwości co do swego znaczenia, o tyle postać stojącego w cieniu obserwatora można interpretować na trzy sposoby. Pierwszy – może być figurą tak zwanego "cywilizowanego" świata, ustawiającego się w roli widza wobec rwandyjskiego ludobójstwa. Drugi – może sygnalizować, że w środku znajduje się nie tylko ten dramat, ale i drugi – reportera, który w próbie zrozumienia opisywanej przez siebie tragedii jest z góry skazany na porażkę i przytłoczenie przez bezradność. Winna jest pozycja obserwatora, ale przyjęcie innej jest dla autora wręcz fizycznie niemożliwe. Trzeci – o nim później.

Przed lekturą "Dzisiaj narysujemy śmierć" dobrze zapoznać się z innymi reportażami Tochmana. Poznać jego warsztat, dziennikarską etykę. Przekonać się, że nie mówi więcej, niż musi zostać powiedziane. Pozwolić wzbudzić w sobie zaufanie, czytać go trochę tak, jak słucha się opowieści starego znajomego. Wtedy po przeczytaniu opisu zabijania dzieci i następującego po nim zdania "to, o czym piszę teraz, jest niczym wobec tego, o czym napiszę później"*, nie pojawi się pokusa oskarżenia autora o pławienie się w drastyczności i robienie z niej magnesu przyciągającego czytelnika.

Łatwo ulec tej pokusie. Tochman przedstawia rwandyjskie ludobójstwo tak, jak opowiadali mu o nim jego rozmówcy. Nie ucieka od szczegółów. Często mówi się, że reporter "odmalowuje" obraz jakichś wydarzeń – idąc tym tropem, "Dzisiaj narysujemy śmierć", trochę wbrew tytułowi, jest jak album ze zdjęciami. Brutalność tych opisów sprawia ból, męczy, zmusza do odkładania książki na bok. Rodzą się pytania. Czy niemal fotograficzna wierność nie jest przesadą? Czy autor nie powinien częściej się wycofywać, pozwolić wyobraźni czytelnika dopowiedzieć resztę?

Na obydwa odpowiedź jest przecząca. Oskarżenie tej opowieści o epatowanie przemocą jest jak porównanie fotografii z Oświęcimia z filmami gore. Banalne stwierdzenie, że o pewnych rzeczach trzeba mówić głośno, tu traci swoją trywialność. Tych historii nie można było urywać w pół zdania, zostawiając czytelnikowi pole do domysłów i jednocześnie zapewniając mu komfort wyboru, czy chce na nieprzyjemny grunt tych domysłów wchodzić. "Dzisiaj narysujemy śmierć" wiernością opisu wyrywa kawałek duszy, dając jednak w zamian szansę spojrzenia ocalałym z 1994 r. prosto w oczy. Pozwala być obok nich choć w niewielkiej części tak blisko, jak był sam Tochman.

Bo "Dzisiaj narysujemy śmierć" to tak naprawdę dwie opowieści. Jedna, o tragedii Rwandyjczyków, jest na pierwszym planie - i tak powinno być, niesmaczne byłoby, gdyby Tochman zrobił z niej tło dla siebie. Druga mówi o reporterze, który podejmuje wyzwanie, próbuje zrozumieć niepojmowalne – i przegrywa. Ona jest trochę z tyłu, ukryta w często pojawiającej się w książce pierwszoosobowej narracji i gdzieś jeszcze, między wierszami i w białych przestrzeniach między literami. Uzupełnia historię ludobójstwa, pokazuje bezradność w bezpośrednim z nim zderzeniu, brak możliwości zrozumienia i zebrania wszystkich jego przyczyn. Tochman próbuje wprawdzie szukać korzeni sytuacji w kolonialnej historii kraju, ale to w dalszym ciągu za mało. Każda próba wyjaśnienia "czemu" szybko musi zmienić się w przypowieść o niemożności powstrzymania wprawionej w ruch machiny nienawiści oraz o obojętności tych, którzy mogli ją chociaż trochę spowolnić. Pojawia się tu zarzut bierności w stosunku do ONZ i Kościoła, a może nawet i pewien żal do całego "cywilizowanego" świata, przyglądającego się rzezi przez szybkę telewizora.

I tu wracamy do fotografii z okładki, której trzecie znaczenie jest dla czytelnika bezlitosne. To on staje się bowiem tym człowiekiem z cienia, w bezpiecznym miejscu oglądającym fotografie przywiezione z wycieczki po piekle. Nie ma jednak w tym porównaniu żalu i wyrzutu, jest raczej kolejna tragedia niemocy. Bo jedyne, co można zrobić ze zdjęciami, to biernie na nie patrzeć.



---
* Wojciech Tochman, "Dzisiaj narysujemy śmierć", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010, s. 16.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7049
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Anima 02.09.2011 19:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyglądanie się najnowsz... | Jarou
Recenzja na miarę recenzowanej książki. Gratuluję. :)
Użytkownik: OLi_10 03.09.2011 12:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyglądanie się najnowsz... | Jarou
Bardzo dobra, świetnie napisana, recenzja. Kawał dobrej roboty. Gratulacje i książeczka wędruje do mego schowka. ;)
Użytkownik: Admirabilis{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które! 03.09.2011 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyglądanie się najnowsz... | Jarou
Recenzja naprawdę świetna, ale nie wiem, czy mam wystarczająco dużo siły i odwagi by sięgnąć po książkę. Może kiedyś.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: