Dodany: 06.06.2011 17:12|Autor: in_dependent

Książka: Lód w żyłach
Sigurðardóttir Yrsa

1 osoba poleca ten tekst.

W lodowej krainie Inuitów


Najgorszym z możliwych rodzajów śmierci jest śmierć z zimna. Nieświadoma niczego ofiara wychodzi na papierosa, do pobliskiego sklepu czy do samochodu po zapomnianą komórkę. Odległość jest nieduża i przy dobrej aurze widzi cel podróży, zaś przy złej - tylko niewyraźne kontury.

Teraz nie widzi praktycznie nic. Może polegać jedynie na swojej orientacji w terenie. Idzie przed siebie, lecz nie dociera do celu, który zniknął, rozpłynął się w tajemniczej mgle, w sercu nawałnicy.

Próbuje zawrócić.

Bezskutecznie. Śnieg zatarł wszelkie ślady, a naszego bohatera ogarnia coraz większe przerażenie. Mróz wdziera się do jego organizmu powoli, subtelnie, przez uszy, nos, usta. Z każdym oddechem zalewa go nowa fala zimna. W pewnym momencie myśli, że jego ciało, jego skóra oddychają nie tlenem, lecz mrozem.

Nie ma już siły na łzy i zawodzenie, na dreszcze i szczękanie zębami, a w końcu na otwarcie oczu. Jego rzęsy powoli pokrywa lód, oddech staje się cierpieniem, a sen niespodziewanie kojącym wybawieniem. Śni o tym, kiedy go znajdą i co powiedzą. Może jedynie: "Biedaczek"?

Czy taki los spotkał Oddny Hildur?

Pracownica firmy prowadzącej odwierty na mrocznej i wiecznie skutej lodem Grenlandii, młoda mężatka uwięziona przez cztery tygodnie w mroźnym piekle i skazana na oglądanie tych samych twarzy członków ekipy i zarazem swoich współpracowników oraz współtowarzyszy niedoli, pewnego dnia zapada się pod ziemię.

Nic dziwnego, że po zniknięciu Oddny pozostali pracownicy firmy postanawiają opuścić tę dosyć nietypową scenerię. Każdy pretekst jest doskonały, by wyrwać się z zamkniętej przestrzeni bazy umiejscowionej na środku lodowej pustyni, gdzie życie człowieka nie zależy od niego samego, ale od wszelkiego rodzaju maszyn zapewniających mu ciepło, schronienie, pożywienie oraz od, czasami bardzo agresywnego i krwiożerczego, żywiołu.

Czy miejscowi mają rację, uparcie i nieustępliwie ostrzegając wszystkich przybyłych przed panującą na terenach, gdzie dokonuje się odwiertów, straszną klątwą?

Z tym problemem musi zmierzyć się Thora - islandzka prawniczka, która przybywa na Grenlandię z ekspedycją, by uratować honor i pieniądze wynajmującej ją firmy wiertniczej. Początkowo wszystkie dziwne zdarzenia - zniknięcie trojga pracowników, nieodwracalne zniszczenie sprzętu, brak kontaktu ze światem zewnętrznym - udaje się jakoś zracjonalizować. Ale z czasem w kilkuosobowej grupie zamkniętej w niewielkiej bazie rodzi się coraz więcej pytań, na które nie ma odpowiedzi, a kolejne wydarzenia napawają całą ekipę grozą.

Może tubylcy postępują właściwie, unikając tego przeklętego miejsca?

Yrsa Sigurðardóttir stworzyła książkę, którą można czytać tylko przy dziennym świetle. "Lód w żyłach" jest mocną i sugestywną powieścią, a także, wydawałoby się, doskonałym kryminałem na ciepłe letnie wieczory, gdy upał już tak nie daje się we znaki i możemy przycupnąć przy otwartym oknie z książką w ręku oraz koktajlem ze świeżych truskawek na stoliku.

Otóż ta powieść sprawi, iż zapomnicie o koktajlu, o trudzie upalnego dnia, o przyjemności płynącej z rozwiązywania kryminalnych zagadek. Będziecie tylko Wy oraz historia, która przeraża Czytelnika, napawa go panicznym strachem, pobudza jego wyobraźnię do tego stopnia, że wciąż nerwowo rozgląda się dookoła, śledzi cienie przemykające po ścianie i odgłosy z głębi domu - szczególnie w ciszy i mroku letniego wieczoru.

"Lód w żyłach" uderza z tak dużym impetem, że nie sposób czytać tego przeraźliwego thrillera po zmroku. Każdy powrót do lektury to nieustający lęk, kołatanie serca, napięcie nerwowe, zimne dreszcze, z atakiem paniki włącznie. Zabójczo mroźny klimat książki sprawia, iż Czytelnik woli jak najszybciej poznać prawdę, rozwiązać sprawę wraz z Thorą, niż tkwić w niebezpiecznym i zarazem nieznośnym marazmie choć minutę dłużej.

Z ostatnią stroną, z ostatnim zdaniem książki Sigurðardóttir odetchnęłam z ulgą. Poznałam tajemnicę, krok po kroku śledziłam rozwiązanie tej, wcale niełatwej, zagadki. Ponadto zaciągnęłam się mroźnym, grenlandzkim powietrzem oraz zaprzyjaźniłam z sympatyczną, odważną Thorą i jej kompanami.

A przy okazji przeczytałam doskonałą powieść.


[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3560
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: koczowniczka 08.06.2011 13:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Najgorszym z możliwych ro... | in_dependent
Oj, nie zgadzam się z twierdzeniem, że najgorszym z możliwych rodzajów śmierci jest śmierć z zimna, przeciwnie, jest to jedna z łagodniejszych form śmierci, dosyć szybka, często wybierana przez samobójców. O wiele gorsza jest śmierć z odwodnienia, śmierć z przegrzania, śmierć od ognia i mnóstwo innych.
A książka do schowka :)
Użytkownik: in_dependent 08.06.2011 14:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, nie zgadzam się z twi... | koczowniczka
A mnie się jednak wydaje, że śmierć z zimna może pretendować do bycia tą "najgorszą". Wszak często jest zupełnie nieświadoma, nagła, bardzo samotna, czasami bezmyślna i co gorsze bardzo niesprawiedliwa, bo niestety najczęściej nie pozostawia bliskim żadnej nadziei. Nie słyszałam jeszcze o samobójcach, który wybraliby ten rodzaj śmierci - wszak oziębienie organizmu trwa dobrą chwilę, w przeciwieństwie choćby do powieszenia, bądź utonięcia. Słyszałam jedynie o samotnych ludziach, pozbawionych domu, których taki los spotkał. Słyszałam o poszukujących przygody, którzy źle się przygotowali, bądź nie przewidzieli wszystkich okoliczności. Słyszałam wreszcie o zagubionych, którzy nawet nie wiedzieli, że umierają. W przeciwieństwie do zimna, ogień trawi swoje ofiary bardzo szybko. Przegrzanie i odwodnienie są faktycznie znaczne dłuższe, potworniejsze, ale bardzo rzadkie i łatwe do przewidzenia. Zimno zaś jest kompletnie nieprzewidywalne.
Użytkownik: koczowniczka 13.06.2011 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: A mnie się jednak wydaje,... | in_dependent
Ten rodzaj samobójstwa wybrał m.in. brat pisarki Eriki Fischer. Dodajmy, że samobójstwo przez zamarznięcie często jest kwalifikowane jako wypadek.Tak, bywa, że ludzie chcący rozstać się z życiem ubierają się lekko i idą w góry, by tam usiąść gdzieś w ukryciu i czekać na śmierć.
Nie wiem, co masz na myśli pisząc, że taka śmierć nie pozostawia bliskim żadnej nadziei.
Mam jeszcze jedno pytanie. Zapisałam się już w kolejkę po tę książkę, ale dopiero teraz zauważyłam, że to czwarta część cyklu. Czy można czytać nie znając poprzednich części?
Użytkownik: in_dependent 13.06.2011 19:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Ten rodzaj samobójstwa wy... | koczowniczka
Ginących z powodu zimna, gdzieś w górach, czy w jakiś zimniejszych rejonach świata, bardzo trudno jest odnaleźć, chyba, że tak jak piszesz, popełniają samobójstwo i pozostawiają list.
Ale zazwyczaj bliscy nie mogą liczyć na pochówek, często nawet nie wiedzą, gdzie jest ukochana osoba. Stąd moje określenie śmierci z zimna, jako tej nie pozostawiającej nadziei dla rodziny.

Jeśli chodzi o "Lód w żyłach" to ja również nie czytałam pozostałych części cyklu tej autorki, lecz wcale mi to nie przeszkadzało cieszyć się lekturą. Teraz szukam tych poprzednich książek, ale niestety pierwsze tomy bardzo ciężko jest dostać.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: