Dodany: 23.05.2011 15:49|Autor: Kuba Grom

Smok Expedition


Pewnego dnia do jaskimi Smoka Wawelskiego przybywa bardzo zaaferowany książę Krak, z ważną sprawą. Oto bowiem profesor Baltazar Gąbka, znany i szanowany uczony, autor cenionej rozprawy o zakończeniach nerwowych w pyszczku ślimaka winniczka, wyjechał do dżdżystej i ponurej Krainy Deszczowców, aby badać zachowania żab latających, i już od dłuższego czasu nie daje znać o sobie. Roztargnionemu uczonemu mogło się coś stać - co dla nauki Krakostanu byłoby stratą niepowetowaną, lub też mógł przyjąć obywatelstwo Krainy Deszczowców - co byłoby stratą nieporównanie większą. Smok zatem, jako doświadczony podróżnik, musi udać się jego śladem, by sprawdzić, jak się sprawy mają. Wraz z nim w podróż wyruszają: doktor Koyot, który ma baczyć, aby Smok się nie przeziębił, oraz Bartłomiej Bartolini herbu Udziec Barani, nadworny kucharz i arcymistrz patelni.

Wsiadają zatem do automobilu-amfibii i ruszają w nieznane. Po drodze wpadają w ręce bardzo kulturalnych rozbójników; odwiedzają: kraj Psiogłowców, spędzających dnie na oderwanych rozważaniach; Słonecję, gdzie doświadczają nadmiernej gościnności; Kraj Gburowatego Hipopotama, gdzie spotykają poetyckie małpy. W końcu przeprawiają się przez Ocean Burzliwy. Za nimi wyrusza tajemniczy i niebezpieczny Don Pedro...

"Porwanie Baltazara Gąbki" rozpoczyna serię książek o Smoku i jego zacnych towarzyszach, ja jednak czytałem je jako drugie (mam już i trzecią część, ale jeszcze nie przeczytałem), toteż siłą rzeczy nasuwają mi się pewne porównania. Obydwie części są dobrze napisane. Zawierają dwa zasadnicze wątki fabularne i sporo wyraźnych epizodów. Bajki to są, ale pozbawione natrętnego infantylizmu czy moralizatorstwa, zgrupowań zdrobnień i językowych fajerwerków, wreszcie zaś mające za bohaterów dorosłych. Znajdziemy tu uroczo bajkowe elementy, jak choćby Bagienniki Purpurowe, żywiące się wyłącznie galanterią skórzaną, trochę metafor, a nawet nieco literackich nawiązań - weźmy choćby moment, gdy Don Pedro zawisa niebezpiecznie nad przepaścią, a bohaterowie rozpinają pod nim jak trampolinę obrus, i jedynym problemem jest, jak zrzucić go z rachitycznego drzewa, o którego gałąź zaczepił skrajem czarnej peleryny. Proponują mu zatem, aby wyobraził sobie, że kieszenie ma pełne kamieni, a gdy to nie pomaga, ma pomyśleć, że jest Niezmiernie Ważnym Urzędnikiem, dzięki czemu oczywiście natychmiast staje się bardzo ciężki i spada jak dojrzałe jabłko*.

Przypomina mi to jako żywo fragment z "Alicji w Krainie Czarów", gdy Alicja, która wcześniej wraz ze zwierzętami płynęła jeziorem łez, jest cała mokra i drży z zimna, a pewna mysz zaczyna bardzo suchą opowieść o historii Wilhelma Zdobywcy, aby wszystkich osuszyć**. (Co ciekawe, w żadnej ze znanych mi adaptacji i ekranizacji "Alicji" fragment ten się nie pojawia - widocznie nie pasuje do obowiązkowego dziś psychoanalitycznego klucza odczytywania powieści, a szkoda, bo chętnie wysłuchałbym w oryginale wiersza o mysim ogonku).

"Wyprawa profesora Gąbki" jest jednak lepsza od tej książki, tam bowiem autor pozwolił sobie na więcej literackich igraszek, tu natomiast wydaje się mniej pewny obmyślonego sposobu prowadzenia akcji. Czytając "Porwanie..." nie mogłem odpędzić od siebie pewnych skojarzeń. Spontaniczna rewolucja w Krainie Deszczowców kojarzy mi się z wydarzeniami stosunkowo niedawnymi, choć dotyczącymi krajów daleko gorętszych i suchszych. Osobną natomiast sprawę stanowią możliwe aluzje do ówczesnej sytuacji politycznej. Dobrze wiem, że w bajkach takich aluzji wyszukiwać się nie powinno, bo się je w większości z nich znajdzie, ale nie mając pewności, czy się zostały tam umieszczone przez autora, czy też jedynie interpretator chciał je tam dostrzec - mimo to, niestety, jestem tylko Dorosłym, Który Czyta Bajki - i miewa brzydkie, niedziecięce skojarzenia.

W dodatku jestem dorosłym, który czyta Lema, dlatego nie mogłem nie porównywać fabuły "Porwania" z "Podróżą trzynastą" z "Dzienników gwiazdowych", gdy Ijon Tichy trafia na planetę Pintę, gdzie dzięki zabiegom różnych uszczęśliwiaczy narodu lądy pokrywają się wodą, a Rybizm ma być dla każdego obywatela celem nadrzędnym i ideą najwierniejszą. Uprawiano tam życie wpółzanurzone, a preferowaną formą było oficjalnie długie nurkowanie, przerywane ukradkowym zaczerpywaniem powietrza. Nic zatem dziwnego, że czytając, zastanawiałem się, czy Pagaczewski nie znał aby tego opowiadania - a mógł był - i czy ta mokra kraina, pełna szpiegów i tajnych służb, do której można wyjechać, ale też można już nie wrócić, nie jest jakimś odzwierciedleniem "Najświetniejszego z systemów". W każdym razie jest to ciekawy przypadek pojawienia się w książce dla dzieci kraju o systemie bez wątpienia totalitarnym, w którym słowo "wolność" nie ma znaczenia.

Nie sposób takich wątpliwości rozstrzygnąć, dość zatem powiedzieć, że autor przekazuje czytelnikom, iż co do krain pełnych szpiegów, tajnej policji i ukrytych głęboko lochów, to albo się z nich ucieka, albo się je siłą tłumów zmienia, oraz że dobrze jest mieć przyjaciela gotowego przebyć pół świata, aby pomóc w potrzebie - a jakkolwiek by z tą krainą było, są to rzeczy jak najbardziej słuszne i godne zapamiętania na przyszłość.



---
* Stanisław Pagaczewski, "Porwanie Baltazara Gąbki", Wydawnictwo Literackie Kraków 1972, s. 75-76.
** Lewis Caroll, "Alicja w Krainie Czarów", tłum. Maria Morawska, wyd. Resovia, Rzeszów 1990, s. 20-21.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6181
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: miłośniczka 26.01.2016 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnego dnia do jaskimi S... | Kuba Grom
Nigdy nie czytałam "Porwania Baltazara Gąbki", choć stało na półce w domu rodzinnym - a chyba powinnam! W każdym razie, bardzo bym chciała. Wrzucam do schoweczka i dziękuję za recenzję - skądinąd, bardzo dobrą. Pozdrowienia!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: