Dodany: 23.05.2011 13:56|Autor: in_dependent

Książka: We własnym gronie
Jungstedt Mari

2 osoby polecają ten tekst.

Burza nordycka


Rozgłos przyniosła im przede wszystkim krwawa ekspansja - najazdy łupieżcze, rabunki, gwałty, porwania. Mało kto jednak wie, że trudnili się także handlem, zasiedlali nowe, odludne tereny i jako pierwsi, na długo przed Kolumbem, odkryli Amerykę.

Wikingowie, bo o nich mowa, podczas swej trwającej cztery wieki obecności na europejskiej Północy pozostawili po sobie wiele śladów.

Uczestnicy międzynarodowego kursu archeologicznego w trakcie wykopalisk prowadzonych w ogniu upalnego, gotlandzkiego lata odkryli niemało pozostałości po Ludziach Północy. Podczas codziennych ciężkich prac na światło dzienne wydobyli takie cuda, jak: srebrne monety, ozdobne koraliki, gustowne szpilki, naczynia użytkowe czy nawet fascynujące, lecz zarazem przerażające, szkielety ludzi zamieszkujących niegdyś tamte tereny. Jednocześnie w każdym kursancie, wraz ze zbliżaniem się zakończenia prac archeologicznych, wzrastało napięcie związane z pragnieniem odkrycia sensacji, odnalezienia prawdziwego skarbu wikingów. Nikt nie spodziewał się jednak tak dramatycznego finału warsztatów.

Martina Flochten była jedną z najpilniejszych kursantek. Miła, przyjacielska, z chęcią spędzała czas w towarzystwie pozostałych uczestników kursu i z ogromną starannością podchodziła do wszystkich zajęć związanych z archeologią - zarówno praktycznych, jak i teoretycznych. Gdy zniknęła, przesłuchania jej znajomych wykazały, że nikt tak naprawdę nie przyjaźnił się bliżej z Martiną. Nikt nie wiedział, gdzie i z kim wymykała się po wykonaniu prac, czy miała jakąś sympatię na Gotlandii (choć o jej chłopaku w rodzinnej Holandii wszyscy słyszeli) i wreszcie, czy to możliwe, że uciekła? Może wyjechała z kimś lub zrezygnowała z kursu?

Niestety, zakończenie poszukiwań nie przyniosło radosnych wiadomości. Martinę znaleziono w odludnym zagajniku. Została powieszona na drzewie, a z późniejszych ustaleń wynikło, iż wcześniej została utopiona i brutalnie okaleczona.

Z pewnością nie zginęła przypadkiem. Jej morderstwo zostało zaplanowane i precyzyjnie zrealizowane. Któż jednak mógłby chcieć zabić młodą Holenderkę, która na wyspie nie miała żadnych wrogów?

Na to pytanie stara się odpowiedzieć Anders Knutas. Nasz inspektor wraz ze swoją stałą ekipą rozpoczyna kolejne mozolne śledztwo w sprawie, która początkowo wydaje się wręcz nierozwiązywalna. Ale jak to u Mari Jungstedt bywa - Czytelnik szybko przekonuje się, że to tylko pozory.

"We własnym gronie" to trzymający w napięciu kryminał. To powieść z fascynującym wątkiem obyczajowym. To mrożący krew w żyłach thriller. To wcale niełatwa układanka, którą wymyśliła dla nas autorka. Jakkolwiek byśmy nazwali tę książkę, musimy przyznać szczerze, że trzecią część przygód inspektora Knutasa czyta się z nie mniejszym (a wręcz z dużo, dużo większym) zainteresowaniem niż poprzednie tomy.

Mari Jungstedt bawi się znów naszymi emocjami. Odpręża nas opowieściami o wikingach, o ciekawym zawodzie archeologa, o paserach, którzy bezprawnie zarabiają duże pieniądze na cudzej pracy podczas wykopalisk. A potem nagle zrzuca nam z drzewa, wprost na głowę, zwłoki jednej z bohaterek. Zmusza nas do myślenia, do zastanawiania się - kto, jak i dlaczego mógł chcieć zabić tę przemiłą dziewczynę. Kto mógł dopuścić się innych okrutnych czynów, które zostały odkryte w trakcie śledztwa?

Lato na Gotlandii jest gorące, z lekką morską bryzą, ze skrzącym się piaskiem - oraz bardzo dziewicze i niezwykle krótkie. Taka jest też ta książka. Porywająca, emocjonująca, momentami wywołująca dreszcze, a innym razem duszność, z akcją szybko galopującą do przodu. A przy tym niezwykle oryginalna.


[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 860
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: