Portret miasta
O przedwojennym Hongkongu krążyło powiedzenie - "Nie wyszło ci w Chinach, spróbuj w Hongkongu", nic więc dziwnego, że brytyjska kolonia przyciągała wszelkiej maści niebieskie ptaki i ludzi przedsiębiorczych (a nawet nadmiernie przedsiębiorczych). Od czasów wojny z Chin kontynentalnych zaczęła płynąć nieprzerwana fala uchodźców politycznych i wówczas również albo byli to ci bardziej zaradni, albo bardziej odważni.
Z Europy z kolei przyjeżdżali brytyjscy urzędnicy, przedsiębiorcy i poszukiwacze przygód - często napędzani myślą sprawdzenia się na tym wymagającym rynku.
Nic więc dziwnego, że przy takiej selekcji mieszkańców Hongkong końca dwudziestego wieku to miejsce, gdzie zarabia się prawdziwe pieniądze i gdzie są prawdziwe wyzwania, a Europa przypomina w porównaniu z nim przedszkole dla wyjątkowo rozpieszczonych bachorów.
Autorowi całkiem nieźle udało się oddać proces kształtowania się tej społeczności. Snuje opowieść o losach czwórki bohaterów: dwójki Anglików i drugiej pary - Chińczyków, od 1935 do początku XXI wieku. Początkowo historia koncentruje się na Anglikach, później jednak widać, jak Chińczycy rekolonizują miasto i coraz więcej z nich awansuje do roli elity, Anglicy natomiast muszą przeminąć... lub walczyć jeszcze mocniej. Coraz bardziej też zacieśniają się więzi między miastem a komunistycznymi Chinami (w miarę rozwoju gospodarczego tych ostatnich). A współpraca z nimi wymaga od mieszkańców Hongkongu coraz to nowych umiejętności.
Polecam ten ciekawy portret miasta. Jest na tyle dobrze napisany, że sama również chętnie sięgnę po inne książki tego autora.
[Tekst opublikowałam także na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.