Dodany: 03.05.2011 16:06|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak dwa miasta w jednym mieście stały


Nagroda Hugo. Nagroda Locusa. Nagroda im. Arthura C. Clarke’a. Nagroda British Science Fiction Association. Nagroda World Fantasy. Nagroda Cybernetycznej Brokuły. Nie wiem, czy istnieją na świecie jeszcze jakieś inne nagrody w dziedzinie fantastyki (poza wymienionymi powyżej; no dobra – ostatnią wymyśliłem sam), ale China Miéville chyba nie może czuć się niedoceniony – jego „Miasto i miasto” zgarnęło większość znaczących w skali globalnej wyróżnień. Jurorów nie zraziło nawet co najmniej nietuzinkowe imię pisarza. Osobiście byłem swego czasu święcie przekonany, że kryje się pod nim kobieta. Gdy któregoś razu ujrzałem jego zdjęcie na tylnej okładce książki, pomyślałem w pierwszej chwili: „o! to ona jest łysa”. No co? Niewyraźne było, nie moja wina. Taka tam anegdotka.

Czym bezwłosy Miéville podbił serca członków jury? „Miasto i miasto” należałoby dla potrzeb recenzji podzielić na dwie warstwy. Pierwszą byłaby powłoka kryminalna, bo jak by nie kręcić, dupa i tak z tyłu, więc inaczej niż thrillerem kryminalnym wprost nie sposób tej powieści nie nazwać. Do oceny tego elementu za moment przejdziemy. Drugą powłoką „Miasta i miasta” jest tytułowe miasto. I drugie tytułowe miasto. Nie nadążasz? Przywyknij, bo przez pierwsze kilkadziesiąt stron samej powieści też prawdopodobnie nie dotrzymasz kroku autorowi. Aż do czasu, gdy na pewnej pogodnej stronie, w trakcie któregoś słonecznego akapitu spłynie na Ciebie promień zrozumienia oraz doznasz olśnienia, niczym sarna oślepiona reflektorami nadjeżdżającego samochodu. Nie skończy się boleśnie, bez obaw, ale wyobraźnia zerwie się z łańcucha i na brak pożywki narzekać nie powinna.

„Miasto i miasto” jako kryminał to raczej dolna półka. Bez zwodzenia i kokietowania, ta powieść w warstwie fabularnej jest przeciętna, chwilami nawet słaba. Przewidywalna i szablonowa. Sztampa goni kliszę – niewyszukane morderstwo młodej kobiety (ziew), inspektor z partnerką prowadzą mało zaskakujące śledztwo, w którego toku okazuje się, że jądro zbrodni jest osadzone wyżej w hierarchii władzy, niż ktokolwiek by się wcześniej spodziewał (czyżby?). Tu porzućmy jednak osnowę, bo szkoda miejsca w Internecie, a im dalej, tym ciekawiej wcale nie jest. Poza tym, powieść nie była przecież wielokrotnie nagradzana w kategorii kryminałów, więc niesprawiedliwością byłoby ocenianie jej przede wszystkim pod tym kątem. Choć za mieliznę fabularną rózga się bezdyskusyjnie należy.

Tym, co wyciąga „Miasto i miasto” z nizin literackich, jest sfera fantastyczna, objawiająca się tutaj w koncepcji dwóch miast. Besźel i Ul Quoma to gniazda ludzkie odrębne kulturowo, językowo, politycznie i historycznie. Całkowicie inne, odległe wobec siebie we wszystkim poza szerokością i długością geograficzną. Wyjadacze fantastki zakrzykną natychmiast: „to na pewno chodzi o alternatywną rzeczywistość! równoległe światy!”, ale nie tym razem. Miéville uderzył w założenia mniej sci-fi, a bardziej abstrakcyjne i metafizyczne. Nie chciałbym psuć czytelnikowi frajdy z samodzielnego poznawania założeń współistnienia dwóch miast, bo aspekt ten stanowi największy atut powieści. Podpowiem jedynie, że Besźel jest dla Ul Quomy tym, czym dla Ying jest Yang. Buda dla Pesztu. Ćwikła dla chrzanu, a dla sandałów skarpetki. Hm, to ostatnie naciągane nieco. Są po prostu elementami współtworzącymi dwukolorową mozaikę.

Już po ogarnięciu idei miasta i miasta pozostaje nam chłonięcie klimatu obu aglomeracji, instynktowne poddanie się dobremu tempu narracji, zaakceptowanie śmiałych, nadających kolorytu wulgaryzmów i śledzenie emocjonujących, oryginalnych pościgów przez miasta, kiedy wyobraźnia czytelnika wskakuje na wyższy bieg i mknie przez kolejne strony jak w transie. Gdzieś w cieniu tego wszystkiego czai się budząca lęk, szacunek i stojąca ponad prawem miast „Przekroczeniówka” – sędzia i kat w spornych sytuacjach. Nasze CBA może się schować.

Co osobliwe w „Mieście i mieście”, powieści zgarniającej mnogość nagród w kategorii fantastycznej - to fakt, iż, przewrotnie, brak w niej elementów stricte i na wskroś fantastycznych. U podwalin egzystencji dwóch miast leżą jasno i ściśle określone zasady współistnienia, dyscyplina mieszkańców Besźel i Ul Quomy, inwigilacja oraz narzucone im odgórnie ograniczenia w percepcji. Żadnych królików z kapelusza i niezwykłych zjawisk, jedynie twarde, nieubłagane, często absurdalne wytyczne, za których naruszenie niejeden osobnik zaginął bez śladu.

To wszystko nie jest wcale na tyle odległe i niewykonalne, nawet w dzisiejszych realiach, żeby nie dało czytelnikowi do myślenia. Co więcej, lekki odorek dystopii da się także wyczuć.

Warto przeczesać wzrokiem „Miasto i miasto”. Nie dla umiarkowanego, niewyszukanego wątku kryminalnego i sposobu jego prowadzenia. Nawet nie dla bladych i nieciekawych postaci. Warto dla niekonwencjonalnego, pobudzającego wyobraźnię otoczenia, w którym wątek i bohaterowie się obracają. A ten jest niepowtarzalny, choć zaskakująco realny.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 879
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: