Dodany: 13.04.2011 13:06|Autor: czytelnik1967

Oto świat Zanussiego


Oto „Scenariusze filmowe II” Krzysztofa Zanussiego. Siedem scenariuszy znakomitego polskiego reżysera. Pochodzą z wcześniejszych lat działalności Zanussiego. Nie można jednak powiedzieć, że są to „młodzieńcze”, jeszcze niestabilne, zbyt emocjonalne prace. Nie, są to dojrzałe dzieła, pełne pytań dorosłego człowieka o sens życia. Są to opowieści o Człowieku, o jego życiu i śmierci. Zanussi szuka odpowiedzi na uniwersalne pytania: skąd przybywamy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy. Szuka również odpowiednich bohaterów, odpowiednich historii, aby zilustrować wizje swojego świata.

Oto notatki dotyczące scenariuszy. Zapisy robiłem tuż po przeczytaniu.

„Spirala”. Do schroniska „Morskie Oko” w Tatrach przybywa turysta. Bardzo dziwnie się zachowuje: wywołuje cały łańcuch scysji z innymi turystami. Arogancko zaczepia Teresę, wdowę po znanym alpiniście. Niezbyt taktownie daje do zrozumienia lekarce Marii, że zbyt późno zdecydowała się na ciążę. Wdaje się w sprzeczkę z grupą studentów usłyszawszy o ich planach wyjazdu do Szwecji w celach zarobkowych. Wchodzi w ostry konflikt z Henrykiem, starszym człowiekiem na wysokim stanowisku, korzystającym w schronisku ze specjalnych przywilejów, i obraża żonę jego syna, próbującego załagodzić sytuację. Wreszcie pożycza śpiwór i po wymianie zdań z energiczną sprzątaczką kładzie się spać w jadalni. Następnego dnia okazuje się, że tajemniczy przybysz znikł. Wszystko wskazuje na to, iż poszedł na samotną wspinaczkę.

Odnajdujemy go w szpitalu. Ma na imię Tomasz, jest byłym alpinistą. Cierpi na przewlekłą chorobę. Czyżby wypad w Tatry miał być lekarstwem?

Widać w tym scenariuszu dysonans: W scenach w „Morskim Oku” jest życie, ruch, oddech ognia, w szpitalu zaś uspokojenie duszy, harmonia kryształu. To zabieg scenarzysty prosty, ale skuteczny: Zanussi chce pokazać świat w obu barwach: życia i śmierci. Łącznikami między tymi dwoma światami mają być znajomi z „Morskiego Oka”: Henryk, Maria, Teresa. Tomasz zachowuje się podobnie jak w schronisku: arogancko, nieprzystępnie. Gra, którą podjął, jest niebezpieczna…

„Constans”, zaczyna się od kilku scen z „życia wojska”: Witold, główny bohater odbywa zasadniczą służbę wojskową. Bierze udział w wysokogórskiej wycieczce. W schronisku poznaje człowieka, który znał jego ojca. Wręcza mu swoją wizytówkę, która okaże się przepustką do otrzymania atrakcyjnej posady w przedsiębiorstwie organizacji wystaw. Wkrótce wyjeżdża do Indii. Już na miejscu stwierdza, że Mariusz, jego szef, dopuszcza się machinacji w rozliczeniach finansowych. Nie wie, jak zareagować… Dochodzi sprawa choroby matki Witolda: trzeba dać łapówkę lekarzowi, aby opieka była efektywna…

Dwa problemy moralne, a może jeden? Nie powiem tego, zdradziłbym pointę. Witold jest w potrzasku: chce być „dobrym szeryfem”, chce ukrócić działania Mariusza, a jednocześnie nie chce stracić pracy, bardzo intratnej, dodajmy.

Scenariusz jest napisany w sposób prosty, nawet surowy – zrealizowany filmu potwierdza powyższe słowa: jest bardziej relacją dokumentalną niż filmem fabularnym.

„Kontrakt”. Adam jest ordynatorem jednej ze stołecznych klinik. Wzięty lekarz łączy sukcesy zawodowe z ogromnymi dochodami pochodzącymi z „kopertówek”. Adam wraz ze swą drugą żoną Dorotą mieszka w luksusowej willi w jednej z podwarszawskich miejscowości. Trwają przygotowania do mającego się odbyć ślubu syna Adama - Piotra i Lilki, córki wojewódzkiego dygnitarza. Młodzi odrzucają perspektywę załatwienia przez ojca natychmiastowego przydziału mieszkania i wygodnego urządzenia się w życiu. Adam żąda ślubu kościelnego, zaś ojciec Lilki nie przywiązuje do tej ceremonii żadnej wagi. Weselna uroczystość gromadzi tłumy gości. Z Anglii przybywa egzaltowana ciotka pana młodego, Penelopa wraz z córką Patrycją, buntującą się przeciwko konwenansom narzucanym jej przez matkę. Na uroczystość przybywa również pierwsza żona Adama, Maria. Mimo nalegań Doroty, by została, odmawia udziału w weselnym przyjęciu. Ślub cywilny odbywa się pośpiesznie, młodzi traktują go jedynie jako kontrakt pieczętujący od dawna trwający związek. Czy to wystarczy, aby być razem? Odpowiedź na to pytanie jest pointą scenariusza. Nazajutrz ma się odbyć ślub kościelny…

Miałem wrażenie, czytając scenariusz „Kontraktu”, że „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego z 2004 roku jest kontynuacją filmu Zanussiego: podobny temat, podobna scenografia, podobne zachowanie głównych bohaterów. Jest to moje odczucie, być może nieuzasadnione. Jednak będę się upierać: Adam z obrazu Zanussiego ma wiele cech wspólnych z bohaterem Smarzowskiego, Wiesławem Wojnarem.

„Imperatyw” ma coś z eseju filozoficznego: główny bohater, Augustyn, zastanawia się nad sensem życia. Już sam tytuł odnosi się do jednego z najważniejszych haseł w filozofii światowej. Termin ten szczególnie często występuje w etyce wywodzącej się z filozofii Immanuela Kanta. Kant podzielił imperatywy moralne na warunkowe lub inaczej hipotetyczne oraz imperatywy kategoryczne. Te pierwsze przyjmują, jego zdaniem, formę zdań warunkowych w rodzaju „gdy wystąpią okoliczności A, należy postąpić tak a tak”. Te drugie mają charakter nakazów działających zawsze, wszędzie i w każdych okolicznościach. Z tej definicji wychodzi Augustyn, którego imię również kojarzy się z filozofią, etyką, zwłaszcza o zabarwieniu chrześcijańskim.

Augustyn jest wykładowcą na uniwersytecie, bardzo lubi zadawać studentom kłopotliwe pytania, zadaje je również Iwonie, swojej sympatii, która żyje zupełnie w innej rzeczywistości, innymi sprawami niż Augustyn. Są to dwa światy: metafizyczny i ten „zwyczajny”, ze spacerami we dwoje, długimi rozmowami przy świecach, sprzątaniem, gotowaniem, wyjściem do znajomych… Augustyn żyje w odrętwieniu swoimi myślami, Iwona chce żyć „po ludzku”. Augustyn popełnia błąd za błędem… Czy Iwona to wytrzyma?

„Pokuszenie”. Marta jest Polką, histeryczką. Ludwig pochodzi ze Szwajcarii, jest człowiekiem zrównoważonym. Właśnie się pobrali, lecą do rodzinnego miasta Ludwiga. Marta wyraźnie czegoś się boi, czegoś nieokreślonego, nienazwanego. Ludwig chce zrozumieć postawę Marty… W domu czeka na małżonków siostra Ludwiga, Joanna. Pomimo wysiłków z obu stron, kobiety dzieli przepaść: nie tylko kulturowa i obyczajowa: Joanna ma dość duży wpływ na Ludwiga. Marta coraz częściej ucieka z domu: dosłownie, w przenośni…

Krzysztof Zanussi chciał pokazać dwa światy: pierwszy jest związany z emocjami, pełen wigoru, entuzjazmu, drugi - wycofany, zachowujący dystans wobec świata. Jest tu zawarte pytanie: co nas, ludzi ogranicza w podejmowaniu celów życiowych, jak człowiek powinien żyć, aby zrealizować siebie?

„Lokaj z Schönbrunnu” to scenariusz, który pozostał scenariuszem: Krzysztof Zanussi z tych czy innych powodów nie zrealizował filmu na podstawie tego materiału. Podzielił się nim jednak ze swoimi czytelnikami. A zatem trzeba i temu scenariuszowi poświęcić kilka zdań.

Sebastian, osiemnastolatek, jest lokajem na dworze arcyksięcia Maksymiliana. Jest wiek XVI, razem z dworem arcyksięcia wędrujemy po Europie. Sebastian podpatruje życie „królewskie”, sam dążąc do większej samodzielności. Tę może uzyskać w jedyny sposób: być posłusznym arcyksięciu… Tak, reguła może jest prosta, ale koło Sebastiana zaczyna się kręcić agent „służb specjalnych”, proponuje chłopakowi interes… Pojawia się również wątek miłosny, Sebastian zakochuje się w Helenie, córce kowala.

Zanussi pokazuje tu drogę do sławy, do władzy, do zaszczytów. Sebastian chce być najlepszy, najefektywniejszy. Czy będzie?

Fryderyk, bohater „Dróg wśród nocy”, to niemiecki oficer stacjonujący ze swoimi żołnierzami w majątku ziemskim, którego właścicielką jest Elżbieta. Fryderyk jest konformistą, lubi muzykę i poezję: chce tym zaimponować Elżbiecie. Kobieta jednak dostrzega inną stronę oficera: Fryderyk nie reaguje na niszczenie polskich wsi, żołnierze mają ciche zezwolenie na egzekucje na polskich partyzantach. Elżbieta po prostu lubi czyste, klarowne sytuacje…

Spotkały się w tym scenariuszu dwa wrogie światy, pełne sprzeczności, dodajmy. To, że Fryderyk jest przedstawicielem narodu Goethego nie oznacza, że wszystkie jego dokonania są nasycone pięknem i prostotą. Już mówiłem o cichym zezwoleniu na różne niecne sprawki, ale to tylko wierzchołek góry lodowej; nie będę tu streszczał opowiadania (scenariusz jest rodzajem opowiadania): za dużo bym zdradził. Tak samo jest z Elżbietą: przedstawicielka narodu, który znajdował się „pod butem” hitlerowskim, również nie jest bez skazy. Działania kobiety można określić jednym słowem: masochizm. Więcej nie powiem. Życie jest bardziej złożone, niż nam się wydaje. Życie z wojną w tle tym bardziej.

„Rok spokojnego słońca”. Jest rok 1946, małe miasteczko w pobliżu Zielonej Góry. Emilia, kobieta blisko czterdziestoletnia, mieszka tu od niedawna, wraz ze swoją schorowaną matką, w starym, zniszczonym, porzuconym przez wysiedlonych Niemców mieszkaniu. Ich najbliższą sąsiadką jest prostytutka Stella. Miasteczko jest wynędzniałe i opustoszałe, kobiety żyją w biedzie, którą Emilia próbuje przezwyciężyć sprzedając do jedynej miejskiej piekarni pieczone przez siebie ciasteczka. Jej pasją jest malarstwo. W każdej wolnej chwili maluje na kawałkach tektury słoneczne pejzaże i rodzajowe widoki. Do miasteczka przybywa amerykańska komisja wojskowa, której zadaniem jest odszukanie grobów pilotów angielskich i amerykańskich - więźniów jednego ze stalagów, zamordowanych przez hitlerowców i pochowanych w tych stronach. Kierowca jeepa jednego z członków komisji, Norman, przypadkowo poznaje Emilię, gdy ta - siedząc we wnętrzu jakiegoś zdezelowanego samochodu - maluje na tekturze swoje pejzaże.

To dopiero początek scenariusza, początek znajomości Emilii i Normana. „Powojennej” znajomości, jeżeli można tak powiedzieć, ale przecież naznaczonej śmiercią: trwa ekshumacja zwłok, Norman jest przy tym obecny, Elżbieta czuje od niego swąd trupów. Zanussi chce powiedzieć: miłość, fascynacja drugim człowiekiem – to dobre dla spokojnych czasów, tuż po wojnie wszyscy jesteśmy gruzowiskiem: fizycznym, jak matka Emilii, ale także psychicznym, jak Stella. Gdzie przebiega granica między wojną a pokojem? To pytanie nasuwa się po przeczytaniu scenariusza „Roku spokojnego słońca”.

Dwie konkluzje na koniec.

Krzysztof Zanussi napisał scenariusze w formie opowiadań. Widać w nich talent prozatorski. Proste zdania, potęgujące wrażenie. Dobre dialogi. Jest to po prostu ciekawa lektura. Widać i w tym elemencie zaangażowanie autora. Jest to praca twórca, z pewnością. Samodzielna. To pierwszy wniosek.

Zanussi lubi podróżować w przestrzeni i w czasie. Można go znaleźć w górach u kresu dwudziestego wieku i w salonie książęcym z końca osiemnastego stulecia. Bohaterowie to ludzie z krwi i kości: u Zanussiego nie grają tytuły, dyplomy, zasługi, tylko ludzie, każdy z nas. To drugi wniosek.

Może jeszcze jedno: często życie przedstawia się jako drogę. Droga Zanussiego jest otwarta. Otwarta na życie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 858
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: