Dodany: 06.04.2011 17:52|Autor: in_dependent

W granicach Złotej Ordy


Każdy współczesny podróżnik zna to uczucie. Niewygodny fotel. Zawroty głowy. Blaszana puszka pełna ludzi. Minuty liczone w kilometrach. I ten krajobraz widziany przez małe, wydawałoby się plastikowe, okienko: miasta znikające w całości, morze, które stoi w miejscu łagodnie marszcząc czoło.

Kiedyś było inaczej. Obrazy za szybą przemijały powoli, w rytm melodyjnego stukotu metalu. Uchylone okno przygotowywało do tego, co czeka nas po dotarciu na miejsce.

Czasy się zmieniły, a czasoprzestrzeń chyba nawet zwinęła się w kłębek. Lecz jedna rzecz pozostała taka sama. Wychodząc z samolotu, wyskakując z pociągu, wysiadając z autokaru czy auta, robimy mimowolnie głęboki wdech i wtedy to czujemy. Ktoś wyraźnie całą egzotykę miejsca zamyka w jednym zapachu, którym zawsze się z nami dzieli.

Ile takich różnych, tajemniczych woni poczuł Robert Kaplan podczas swoich podróży po Europie i Azji? Zapewne nieskończenie wiele.

Jak człowiek, który całym sobą poznawał Bałkany, Bliski Wschód i wreszcie mityczną Tatarię. Patrzył, dotykał, smakował, a przy tym jeszcze rozmawiał. I widział. I czuł.

Słuchał uważnie, niczym korespondent wojenny, który jest świadom, że prawdopodobnie już nigdy nie dostanie drugiej szansy, by uchwycić sens.

Zepsuty datownik

Wytrawnym globtroterom zapiski Kaplana wydać się mogą jedynie przestarzałym kalendarzem. I w rzeczywistości faktycznie są notatkami niegdyś krzyczącymi z pierwszych stron gazet, a obecnie zapisanymi gdzieś na marginesach historii.

Daleko im do turystycznego przewodnika, bo nie znajdziemy na żadnej z 530 stron tej książki ani jednego opisu ciekawego miejsca, które powinniśmy zobaczyć, ani jednej restauracji z lokalnym jedzeniem czy wreszcie żadnej porady turystycznej. Robert Kaplan nie będzie zachęcał do podróży swoimi śladami. A momentami wręcz swego Czytelnika zniechęca.

Pokazuje dwa odmienne oblicza Węgier - europejskie i typowo bałkańskie. Przedstawia smutek i zaniedbanie Rumunii oraz nieco dzikie, mafijne oblicze Bułgarii - ówczesnych kandydatek do NATO i UE. Ukazuje rządzoną wojskową ręką Turcję, która nie może wyzbyć się trzech obsesji: histerycznego uwielbienia historycznego Atatürka, wschodnich problemów z Kurdami i chęci wstąpienia do UE.

Diagnozuje dokładnie każdy strzęp informacji, którą uzyskuje, tworząc z nich całościowy kolaż. Dzięki temu bezbłędnie potrafi ocenić kondycję państwa, porównać ją ze swoimi przewidywaniami sprzed lat i stworzyć nową, niekiedy bardzo trafną prognozę. Po to tylko, by bez kłamliwych laurek, realistycznie wyłożyć ją Czytelnikowi. Bezwstydnie obnażyć grzechy rządzących, chwiejność systemów, nieumiejętność stworzenia zdrowych relacji na linii społeczeństwo - państwo. Wyraźnie wskazać na stany zapalne - chroniczne braki stabilności, które rychło mogą doprowadzić do otwartych konfliktów wewnątrzpaństwowych. Przy czym dostaje się nie tylko bliskowschodnim i kaukaskim państwom, ale także często bagatelizowanym bałkańskim społecznościom.

Samospełniające się proroctwo

Gdy teraz, w XXI wieku, podróżuję po Bałkanach oraz Bliskim Wschodzie, staram się uważnie obserwować, odważnie pytać, wnikać w szczegóły. Lecz będąc w 2004 roku w Bułgarii nie przypuszczałam, że kiedykolwiek w ten krajobraz przyćmiony postkomunistycznymi, nienaruszonymi willami towarzysza sekretarza Żiwkowa wpisze się niebieska flaga pokazująca przynależność do cywilizowanej Europy. Nie wyobrażałam sobie tym bardziej, iż na rumuńskich dróżkach, po których boso drepczą wieśniacy z najzwyklejszymi kosami wyciągniętymi ze swoich barwnych chałupinek, zawitają samochody z Eurobandem na tablicach rejestracyjnych. Cóż. Moja wyobraźnia wyraźnie nie jest szczególnie bujna.

Jednak nie można odmówić ekspansywności i obfitego krzewienia się imaginacji Roberta Kaplana. W swojej, pisanej w latach 1998-1999, książce doskonale przepowiada on kierunek rozwoju praktycznie wszystkich państw, które odwiedza.

Z każdą kolejną stroną stawałam się coraz bardziej zszokowana. Bo przecież to wszystko, co Kaplan napisał, stało się faktem. Problemy bałkańskie nie skończyły się w momencie podziału ZSRR, ale wciąż trwają i złagodziła je jedynie polityka ostrego rozwoju i dyfuzji zarówno Unii Europejskiej, jak i NATO. Pod kotłem bliskowschodnim ogień przygasł i choć wciąż delikatnie się tli, to nagłe przewroty w krajach arabskich były jednak dużym zaskoczeniem. Kaukaz zaś przechodzi w kolejną fazę walki o swoją tożsamość, o zaprzestanie bycia granicą pomiędzy Europą i Azją oraz o samookreślenie się, w czym wciąż pomagają mu obfite złoża surowców energetycznych.

Robert Kaplan jest doskonałym obserwatorem, trafnym prognozerem i niezwykle odważnym człowiekiem. Nie tylko bezbłędnie przewiduje zmiany, ale potrafi określić także ich skalę i konsekwencje. Umiejętnie dobiera sobie rozmówców - bez względu na to, czy rozmawia z biednym, nienawidzącym systemu taksówkarzem, czy z bratem króla Jordanii - księciem Hassanem, z redaktorem lokalnej gazety czy z rumuńskim generałem i profesorem Costache Codrescu, zawsze cierpliwie wysłuchuje i bacznie monitoruje wypowiedzi interlokutora.

Często spotyka się z ludźmi polityki, takimi jak gruziński prawnik Micheil Saakaszwili, których przyszłość jest trudna do przewidzenia, lecz robi to umyślnie, doskonale antycypując późniejszą, istotną pozycję swoich dyskutantów na arenie międzynarodowej.

Spis powszechny

"Na wschód do Tatarii" można nazwać raportem, można też stwierdzić, że to swoistego rodzaju synteza polityczna i społeczna państw pogranicza, krajów leżących pomiędzy Azją a Europą. Każde z tych określeń będzie jednak zbyt wąskie, nieodpowiednie, aby w pełni oddać sens i przesłanie tego kilkusetstronicowego dzieła.

Trzeba przyznać, że Kaplan prowadzi z Czytelnikiem bardzo subtelną i nie zawsze uczciwą grę. Powoli, spokojnie oprowadza go po ulicach miast, przedstawia rozmaitym ludziom, wskazuje na interesujące szczegóły krajobrazu, jak szary pył przykrywający samochody w Sofii oraz Damaszku, a potem nagle, znienacka, jednym zdaniem, czasami nawet jednym słowem, wprowadza w stan zdumienia.

Mnie momentami Robert Kaplan mocno irytował. Jawił się czasami jako wszechwiedzący wieszcz, z którym trudno jest polemizować ze względu na ignorowanie przez niego wszelkich argumentów, nawet tych jak najbardziej zasadnych.

Dlatego nie podobały mi się w "Na wschód do Tatarii" dwie rzeczy. Po pierwsze, że Kaplan nie odniósł się w żadnej mierze do zasadności konfliktu izraelsko-palestyńskiego, a jedynie wskazał bardzo ogólną (i, moim zdaniem - współcześnie widać, jak bardzo nietrafioną) prognozę jego zakończenia. A po drugie, mimo wszystko, "Podróże po Bałkanach, Bliskim Wschodzie i Kaukazie" okazały się takie krótkie...


[Tekst opublikowałam wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1025
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: