Dodany: 27.03.2011 18:10|Autor: zsiaduemleko

Książka: Ofiara w środku zimy
Kallentoft Mons

3 osoby polecają ten tekst.

O uczuciach trupa


Czasami odnoszę wrażenie, że Skandynawowie zajmują się jedynie pisaniem kryminałów i kreowaniem ich kolejnych autorów, gdzie każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego. No bo jak to? Przecież nikt nie kupi powieści autora gorszego od już obecnych na rynku. Poza jego rodziną może, bo jak to pisał Charles Bukowski – nikt tak dobrze nie okłamuje bliskich w kwestii ich talentu jak rodzina. Po debiutującego w Polsce Kallentofta sięgnąłem zachęcony notatką na okładce (Rebis, Poznań 2010). Prozaiczny powód, ale czy główna bohaterka, atrakcyjna kobieta 30+, samotna matka po przejściach, pijąca dużo tequili i uprawiająca ostry seks na potęgę, nie byłaby w stanie zachęcić do lektury takiego romantyka jak ja? Otóż wyłóż sobie, że zachęciła i właśnie jej potencjał był dla mnie najprawdopodobniej, po chwili wahania, języczkiem u wagi. Bo przecież nie tytułowa ofiara i wątek śledztwa jej dotyczący, gdyż żaden kryminał nie obędzie się bez gwałtu, zwłok (czasem gwałtu na zwłokach) i gnijącego mięsa. U Kallentofta również tego nie zabraknie, tylko ze względu na trzaskające mrozy zwłoki bywają lepiej zakonserwowane. Frazesy o zbrodni prowadzącej do najmroczniejszych zakątków ludzkiego serca pominę milczeniem.

Fabuły nie ma sensu jakkolwiek streszczać, bo jest standardowa do bólu. Ktoś znajduje zwłoki. W jakich okolicznościach, to już pozwolę każdemu samemu doświadczyć. Następnie mamy już klasyczne śledztwo, opcjonalne twisty fabularne i rozwiązanie. Dogłębnej oceny każdego z tych elementów się nie podejmę, jednak większych wstrząsów bym się nie spodziewał na miejscu czytelnika. Co natomiast boleśnie rozczarowuje, to sama Malin Fors, czyli nasza alkoholiczka i fanka klapsów w pupę. W całej powieści upija się ona dwu-, może trzykrotnie. Raz uprawia miłość. Trudno nazwać to uzależnieniem od alkoholu i seksu, raczej smutną rzeczywistością i realizmem. Wyłania nam się z treści obraz kobiety bez większych słabości, przeciętnej, słabo wykreowanej. Tym bardziej w konfrontacji z jakże zachęcającym potencjałem. Jako niespełniony seksualnie facio jestem niepocieszony.

Dla nadania swojej powieści indywidualnego sznytu, Kallentoft wprowadza do treści fragmenty, w których narrację oddaje ofierze. Nie wiem, na ile to innowacyjne, bo nie czytałem wszystkich kryminałów świata, ba!, nawet nie czytałem ich wielu, ale wypada odnotować ten fakt. Fragmenty te wprowadzają do przekazu swoisty poetyzm i romantyzm umierania. Mamy nawet okazję poczytać filozoficzne rozważania z perspektywy trupa, który jest obserwatorem i świadkiem toczącego się śledztwa, a sama Fors chwilami prowadzi z nim pewnego rodzaju wewnętrzny dialog. Zakładam, że nie każdemu taka szczypta mistycyzmu przypadnie do gustu, niektórych może nawet wybijać z rytmu lektury. Ja odczucia w związku z tym mam mieszane. Z jednej strony doceniam starania, z drugiej chciałbym, żeby wyszło to Kallentoftowi lepiej. Ni grzeje, ni ziębi.

I tak jest z całą „Ofiarą w środku zimy”. Koncepty poszczególnych elementów powierzchownie wypadają co najmniej intrygująco, ale brakuje im głębi i absorbującego rozwinięcia. Powieść Kallentofta aspiruje do bycia czymś więcej niż tylko przeciętnym kryminałem, ale robi to na tyle nieudolnie, że nawet w tym wypada… przeciętnie. Brakuje nieprzewidywalności, tak istotnej cechy każdego kryminału, brakuje charyzmatycznej bohaterki, a to, co miało być w pewnym sensie nowatorskie, też nie poraża atrakcyjnością. Tylko zwłoki sympatyczne.

Jeszcze przed zapowiedzią drugiego tomu ironicznie zakładałem, że w którymś z kolejnych miałka córka Fors „będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie” (właśnie zdałem sobie sprawę, jak oklepany to slogan). Chyba tylko po to została ona wprowadzona do fabuły i po to istnieje. Paradoksalnie, to właśnie ona może nadać dalszym przygodom komisarz Malin Fors charakter. Nie wymagam wiele, musi tylko paść ofiarą morderstwa. I gwałtu. Wtedy powinno zrobić się ciekawie, pobudzająco dla bohaterki, ale nie wiem, czy odważę się osobiście to sprawdzić. W obawie przed zalewem przeciętności, jeśli Kallentoft się do tego nie posunie.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2462
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Zu_ire 01.07.2012 21:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasami odnoszę wrażenie,... | zsiaduemleko
Ostatnio namiętnie oddaję się sensacyjnej literaturze skandynawskiej i rozumiem rozczarowanie zadeklarowanego romantyka, który nie znalazł w treści książki tego co obiecał wydawca.
Ale niestety, ci co piszą na okładkach nie czytają omawianych książek. I niech żałują. Bo Monsa Kallentofta warto czytać.

Autor używa równoważników zdań, co nadaje akcji tempa, no bo gdyby te równoważniki zastąpić pełnymi zdaniami, książka liczyłaby nie 446 stron, ale z trzy razy tyle..

W książce przemawia ofiara. To nie mistycyzm, ale empatia cechująca Malin Fors i jej podświadomość.

A poza tym na podstawie książki doszłam do wniosku, że:
- Szwedzi na emeryturze przenoszą się na Teneryfę lub w inne ciepłe miejsca
- Szwedzi mają kompleks na tle imigrantów, wobec których nie są wcale tolerancyjni.

Biorę się za zbrodnię w lecie, zobaczymy co się zmieni...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: