Dodany: 03.03.2007 23:10|Autor: slawek.w
Leleput i kobieta z brodą, czyli Menażeria pani Samozwaniec
Magdalena Samozwaniec (córka Wojciecha Kossaka, rodzona siostra Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, a stryjeczna Zofii Kossak) satyrę uprawiała, i to z powodzeniem, jeszcze przed wojną. Po 1945 roku rozwijała tę twórczość publikując kolejne powieści, pisząc felietony i fraszki do wielu czasopism.
Napisała pani Samozwaniec i powieść o arystokratach. Napisała ją w 1954 roku; czasy były wtedy wesołe, nic więc dziwnego, że to powieść satyryczna. Zapyta ktoś, a z czego się wtedy wolno było śmiać? Na przykład z arystokracji można się było wtedy śmiać. Jej poglądy polityczne były, delikatnie mówiąc, odmienne od powszechnie obowiązujących, a poza tym nic już przecież nie znaczyła. Wiele osób zdążyło wyjechać na Zachód, uciekając przed wojną. Ci, co zostali i ocaleli, bo nie zabili ich Niemcy, a kumple oswobodzicieli nie wpakowali jeszcze do więzienia, i tak żadnego majątku już nie mieli (nawet nie mieli prawa mieć), co najwyżej trochę lepiej schowanej biżuterii, której ani Niemcy, ani Rosjanie nie znaleźli.
Ze wspomnianych wyżej powodów powojenne losy polskiej arystokracji nie były więc zbyt ciekawe. Niektórzy z jej przedstawicieli przez lata wypatrywali odsieczy z Zachodu, a co bardziej zdecydowani sami się na ten Zachód próbowali dostać. Nieliczni tylko zdołali w jakiś sposób odnaleźć się w tym nowym świecie (najłatwiej chyba było kobietom). Pozostali po prostu próbowali przeżyć, a może lepiej - przeczekać życie.
Jak to wszystko mniej więcej wyglądało, publika mogła się przekonać m.in. z tej właśnie książki. "Błękitna krew" jest bowiem taką swoistą menażerią, w której zebrała autorka różnych hrabiów, hrabianki, jakąś księżniczkę i innych typowych przedstawicieli polskiej arystokracji, czyli samych głupców, leni, bimbrowników, złodziei, szabrowników i panienek lekkiego prowadzenia.
Samozwaniec miała dobry zmysł obserwacyjny, cięty dowcip i lekkie pióro; aż żal tego na książkę, po której można było tylko powiedzieć: patrzajcie no, jakie te arystokraty byli głupie.
Byłbym zapomniał: w wydaniu z 1955 r. (pierwsze - rok wcześniej! był popyt, prawda?) świetne ilustracje Mai Berezowskiej.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.