Dodany: 06.03.2011 20:09|Autor: michu_pd
Pofilmowe nadzieje
Ameryki nie odkrywam, kiedy piszę, że ekranizacje powieści Kinga są często lepsze niż książkowe pierwowzory. To naprawdę ewenement na skalę światową pod tym względem, jednak nie chcę umniejszać w żaden sposób talentu amerykańskiego pisarza. Co prawda nie traktuję Kinga jako literackiego Boga, ale doceniam bardzo fabuły przez niego wymyślane. Sposób ich realizacji jednak nie zawsze do końca mi odpowiadał. Może dlatego filmy na podstawie jego twórczości, wykorzystujące ogromny potencjał fabularny i świetną grę aktorów, stoją często na bardzo wysokim poziomie.
Chodzi mi jednak o "Misery", a ta nie zawiodła moich nadziei, bardzo wysokich po obejrzeniu filmu. Akcja rozwija się świetnie, postaci nakreślone świetnie - ale tego właśnie trzeba, jeśli cała powieść zamyka się w zasadzie w jednym pomieszczeniu i ogranicza do dwojga bohaterów. Na początku co prawda wydawało mi się, że znów mam do czynienia raczej ze szkicem przygotowanym do zekranizowania. Wszystkie smaczki, w filmie wprowadzane z wielkim wyczuciem, były podawane na talerzu i wydawało mi się, że powieść nie będzie potrafiła mnie utrzymać w napięciu.
Na szczęście po kilkunastu pierwszych rozdziałach, gdy relacja między Sheldonem a Annie zaczęła się "zacieśniać", udało się Kingowi wywołać we mnie odpowiednie emocje - mimo iż wcześniej widziałem przecież film. To sprawiło, że książkę oceniam bardzo dobrze i ze szczerym sumieniem mogę polecić każdemu szukającemu w książkach mocnych wrażeń.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.