Dodany: 28.02.2011 15:29|Autor: Literadar

"Mogliby w końcu kogoś zabić"


Rec. Joanna Krasińska
Ocena 4/6


Napisać dobry kryminał nie jest łatwo. Trzeba zadbać nie tylko o intrygującą zagadkę, napięcie i suspens, a także o to, aby zaskoczyć czytelnika rozwiązaniem. Jeszcze trudniejsze wydaje się zmieszczenie tego wszystkiego w krótkiej formie literackiej, jaką jest opowiadanie. Dlatego antologie takie jak "Mogliby w końcu kogoś zabić" wydają się intrygującym pomysłem.

Autorzy zawartych w antologii opowiadań nie są debiutantami, nie są to też jednak nazwiska z list bestsellerów. Różnorodność autorów sprawia, że opowiadania różnią się od siebie diametralnie - zarówno stylem, jak i sposobem rozumienia słowa "kryminał". Dzięki temu czytelnik otrzymuje niezły przegląd tego, co się w polskiej literaturze kryminalnej obecnie dzieje.

Utwory, które znalazły się w "Mogliby w końcu kogoś zabić" łączą oczywiście konstytutywne cechy kryminału - krótko mówiąc: jest przestępstwo, jest śledztwo w sprawie przestępstwa. Jest to jednak właściwie jedyne, co je łączy - konwencje realizowania kryminalnej intrygi są w każdej z opowieści skrajnie inne. Mamy więc i detektywów zawodowych, policjantów, jak i detektywów z przypadku. Mamy i stolicę i senne miasteczka. Mamy klasyczne opowieści kryminalne, w których stopniowo odkrywamy zagadkę, są opowieści, w których kryminalna intryga jest jedynie tłem lub pretekstem do pokazania innych zjawisk. Można przypuszczać, że każdy znajdzie tu coś, co wyda mu się interesujące.

Wadą tego typu antologii może być to, że treść przeczytanych utworów dość szybko ulatuje z pamięci - trudno zżyć się z bohaterami krótkiego opowiadania, a zestawione ze sobą, łatwo się mylą. W przypadku "Mogliby w końcu kogoś zabić" jest na szczęście inaczej, zwłaszcza, że kilka opowiadań stanowczo wybija się ponad przeciętną. Interesującym pomysłem jest np. umiejscowienie akcji w międzywojniu i śledztwo w sprawie zabójstwa Gabriela Narutowicza
(Artur Górski, "Fotografia z wystawy"). Poza ramy klasycznego kryminału wykracza
Piotr Schmandt, który w "Czterech ścianach Agnieszki" buduje klaustrofobiczną, schizofreniczną atmosferę rodem z filmów Hitchcocka. W napięciu trzyma także "Kosztowny błąd" Jacka Skowrońskiego, pełen zaskakujących zwrotów akcji, zbliżony raczej do historii sensacyjnej niż kryminalnej. Niezła jest także napisana z punktu widzenia maltretowanego dziecka "Kraina czarów Alicji Nowak" autorstwa Ewy Ostrowskiej. Choć czasami można polemizować z zakwalifikowaniem niektórych utworów do kategorii literatury kryminalnej, przyznać trzeba, że są to w większości rzeczy całkiem udane. Niekiedy mogą sprawiać wrażenie niedopracowanych lub pozbawionych napięcia, trzeba jednak chyba zrzucić to na karb specyficznej formy - trudno w opowiadaniu rozwinąć podobny suspens i wprowadzić tyle tropów, co w pełnoprawnej powieści.

"Mogliby w końcu kogoś zabić" to książka, którą czyta się bardzo szybko, krótkie opowiadania pochłania się praktycznie niezauważalnie. To idealna lektura na podróż lub do zrelaksowania się po ciężkim dniu, zwłaszcza, że z powodzeniem można ją czytać na raty. W efekcie otrzymaliśmy godną polecenia rozrywkę, w dodatku z adnotacją: "Dobre bo polskie".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1079
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: