Dodany: 24.02.2011 20:15|Autor: chjena
Liryka pięknych miast
Lubię książki, których fabuła toczy się własnym rytmem, jakby niezależnie od czytelnika, nie licząc się z nim i z jego uczuciami. Książki, które pachną jak kurz wymieszany z perfumami i wonią świeżego papieru, jak klimatyczna kawiarenka lub stary antykwariat. Tak właśnie pachnie "Matisse ma słońce w brzuchu", a ja, brutalnie schwycona za nos, natychmiast wchłonęłam wszystko, co podała mi na tacy pani Judith Katzir.
Nie należy ukrywać, że jest to z pewnością książka kierowana do kobiet. Bo chociaż sporo w niej refleksji dotyczących ogółu społeczeństwa, relacji rodzinnych, stosunków między partnerami - to tylko damska część czytelników zniesie, ba, zachwyci się fabułą, dzięki której te wątki zostały przedstawione. Zakazana miłość żonatego, dojrzałego mężczyzny z młodziutką studentką. Zaczyna się od Alfy Romeo i róż na ulicy, trwa na malowniczych ulicach Rzymu, Paryża i Sewilli. Już choćby dlatego warto poświęcić tej powieści chwilę - dla samych opisów romantycznych metropolii, o których w pewnym momencie marzy i za którymi tęskni każda kobieta.
Poza romansem, który gra u Katzir pierwsze skrzypce, mamy okazję obserwować gdzieś w oddali życie studencko-artystyczne, upadek marzeń we wszystkich odsłonach i bujną historię rodziny głównej bohaterki. Nie znajdziemy propagandy żydowskiej kultury, zwyczaje izraelskie przedstawione są bardzo subtelnie, zostają naturalnie rejestrowane przez czytelnika jako fragment krajobrazu (opisy pogrzebu, ślubu, potraw itp.). Wszystko wydaje się jasne, klarowne i tylko delikatnie owiane lekką niczym jedwab zasłoną dymną, nutką tajemnicy.
Co tworzy ten dym, tka zasłonę - narracja. Autorka niepostrzeżenie oddaje głos poszczególnym bohaterom, przeskakuje w retrospekcje, wraca do rzeczywistości, śni, wtrąca komentarze dotyczące przyszłości swych postaci. Igra z intelektem czytelnika, pozwalając mu błądzić za sobą, aż w końcu ten podda się i uzna zwycięstwo Katzir. Moja porażka nastąpiła podczas wyjazdu Igala i Rywi do Paryża, kiedy to narracja przestała być dla mnie ważna, liczyła się tylko liryczność tego miejsca i ludzi tam przebywających, te bogate, sensualne opisy... Taka wrażliwa i sensualna pozostałam do samego końca, nawet gdy wycieczki kochanków dobiegły końca, widać było przemianę w roztrzepanej artystce Rywi. Rywi, która dzięki swemu romansowi odkryła w sobie pokłady weny twórczej, poczuła świat mistrzów, bezpośrednio obcowała ze sztuką. Rywi, która jest w stanie pozbierać się po śmierci matki, żyć ze świadomością, że Igal zawsze będzie obecny w jej życiu, choć nie może odejść od żony.
Być może powieść przypadła mi do gustu ze względu na moje uwielbienie dla opisów miasta jako przestrzeni, może ze względu na niedawny wyjazd do Izraela (miło było powspominać słoneczną Hajfę), ale myślę, że przede wszystkim ważny jest ten liryzm, ta sensualność i ulotność chwil. Książki tego typu są moim numerem jeden, choć nie zawsze rozumiem je na pierwszy rzut oka. Czasami myślę, że nie muszę ich rozumieć. Wystarczy, że czytam - i mam dreszcze.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.