Dodany: 26.02.2007 23:59|Autor: steppenwolf24

Hank


„jestem na skalistym wzgórzu
nad morzem
noc, późno w nocy;
schodzę po skałach
mój samochód nade mną
jak matka ze stali stopami rozbijam kawałki kamienia
drapią mnie bezmyślne
i szorstkie rośliny morskie
schodzę w dół
niezgrabny, zagubiony
największy dziwoląg na wybrzeżu
otaczają mnie kochankowie
dwugłowe potwory
oglądają się
zatrzymują wzrok
na osobliwym samotniku
[...]
to nie jest dobre miejsce na umieranie
żadne miejsce nie jest dobre na śmierć
lepszy jest pożółkły pokój
z oswojonymi ścianami i zakurzonymi
kloszami lamp; więc
w dalszym ciągu
idiotycznie nieswój
jak szakal w krainie lwów
wracam jeszcze raz tą samą drogą
patrzę na koce
ogniska pocałunki przyspieszone ruchy na piasku,
idę znowu na szczyt wzgórza
czuję się jeszcze parszywiej, rozkopuję grudy
nade mną czarne niebo, czarne morze
za mną
przegrałem i tę grę
zostawiłem tam buty
2 samotne buty niedaleko ich ciał
z powrotem w samochodzie
zapalam silnik
przednie światła pokazują mi drogę
skręcić w lewo, jechać na wschód
najpierw w górę, później przed siebie, bose stopy na wytartej
prążkowanej gumie
jak najdalej stąd
szukam dla siebie
innego miejsca.”*

Dawno temu, nie pamiętam dokładnie kiedy, może w 1974 albo 1976 roku, dostałem od swojej ukochanej kobiety tom wierszy Charlesa Bukowskiego - „Miłość to piekielny pies”, pamiętam, że wówczas niewiele wiedziałem o twórczości tego pisarza i poety, ot, kolejny amerykański pijak, który czasem pisuje coś do szuflady, by później mogło to się okazać objawieniem stulecia. Lubiłem Bukowskiego, sam nie wiem za co, chyba po przeczytaniu „Z szynką raz”, książki o jego dzieciństwie, polubiłem go jeszcze bardziej, zwykłego faceta, który przypadkiem ma niezwykły dar do opowiadania pijackich anegdot i rejestrowania rzeczywistości w jej najbardziej prymitywnej i nagiej odmianie. Wtedy Bukowski był dla mnie przede wszystkim poetą, który lubi życie i nie za bardzo się przejmuje, co będzie następnego dnia, czy się obudzi, czy może nie i czy wciąż będzie w tym samym mieście, w którym zasnął ostatniej nocy. Dominował humor w stylu „żadna kobieta nie jest warta więcej niż 20 dolarów, w cenach z 1977 roku” i wiersze typu „mam osrane gacie”, lekkie i śmieszne fragmenty życia, które każdemu z nas czasem się przydarza, czasem tylko widać je lepiej, a czasem wcale.

„obudziłem się w suchym powietrzu i paprocie umarły
doniczkowe rośliny były żółte jak zboże;
moja kobieta odeszła
a puste butelki otaczały mnie jak pokrwawione trupy
i były równie bezużyteczne”*...

Lubił jazz i muzykę klasyczną, miał wiele kobiet, z tego większość to były dziwki, które się w nim zakochiwały od pierwszego rżnięcia, albo wygłodniałe prawdziwych samców, ułożone damy z New Jersey. Bukowski nie zawsze się śmiał, choć lubił miasta pełne świateł, przypuszczam, że tak samo jak je kochał, tak samo nienawidził. Miłość i nienawiść, dwie strony tej samej ćwierćdolarówki wrzuconej do szafy grającej, by mogła wygrać ostatnim tchnieniem jakiś standard jazzowy z lat czterdziestych. Coś o bólu rozstania, śmierci na wojnie i nadziei, która przyjdzie albo i nie, ale i tak trzeba w nią wierzyć, bo to pozwala żyć...

Czy człowiek piszący wiersze typu „Chciałem obalić rząd, ale powaliłem tylko cudzą żonę”, może być człowiekiem wrażliwym, no, nie wiem, powiedzmy, kimś takim jak poeci romantyczni albo ci wszyscy biedni narkomani i inni artyści ucinający sobie te lub owe części ciała w przypływie natchnienia bądź nadchodzącego delirium? Nie wiem, czy wrażliwość można stopniować, pewnie nie i pewnie tak, zależy od perspektywy, ale mnie ta wrażliwość ujmuje, jest w niej co prawda trochę gry, trochę udawania, autokreacji, jak w przypadku każdego pisarza, ale czasem takie rzeczy się wyczuwa, wyczuwa się wyzierające spod prześcieradła fragmenty istnienia, fragmenty, które jak najszybciej chcemy zakryć nową warstwą obowiązków... Jak każdy człowiek, również ten zwykły przechodzień ma swoją historię i pewnie chętnie by ją komuś opowiedział, gdyby nie to, że wszyscy są zajęci wynajdowaniem coraz to nowych pretekstów do istnienia i nakładaniem nowych warstw, tak że nie widać już niczego oprócz feerii kolorów.... I taki jest Bukowski, bo jego wiersze to on, a on to jego wiersze, dociera do tych stłamszonych i zakrytych fragmentów życia, brutalnie zrywa kolejne warstwy i później albo szcza na nie i idzie się napić, albo pisze dobry wiersz, którego nie chcą mu wydrukować...

Te wszystkie negatywne myśli, że kiedyś umrzemy, że ona, ta, którą tak bardzo kochamy i która tak bardzo kocha nas, w końcu nas zostawi dla innego, albo że umrze nasza matka, jasne, że nie można żyć ciągle w takim korowodzie, to nie byłoby pełne życie, tak samo jak nie jest pełne, kiedy tylko się bawimy i uciekamy od świata. Musi być zachowana równowaga i dlatego Bukowski czasem szcza na życie i takie pierdoły jak śmierć, samotność i utrata miłości, a czasem pisze znakomity wiersz i zapada w wygodny fotel bezpiecznej na razie refleksji.

Równowaga w przyrodzie jin i yang (czy jak one się nazywają), smirnoff i życie, dzień i noc, szczanie i miłość. Takie jest życie i Bukowski je widzi bardzo wyraźnie, każdy jego przejaw, zajmuje się rejestrowaniem, co już jest w pewnym sensie tworzeniem, ale pozostawia nas w zawieszeniu, dziś nie będzie puenty, nie będzie efektownego zakończenia i morału, życie potoczy się dalej i nikt nie wie, czy będziemy wówczas martwi, czy po kilku rozwodach, ale wciąż żywi.

„kiedy Bóg stworzył żyrafę był pijany
kiedy stworzył narkotyki był na haju
kiedy stworzył samobójstwo miał doły

ale kiedy stworzył ciebie leżącą w łóżku
wiedział co robi
był pijany był na haju
w jednej chwili stworzył góry, ogień wodę

zrobił kilka błędów
ale kiedy stworzył ciebie leżącą na łóżku
musiał się spuścić na cały swój święty świat”*.

I taki jest Bukowski, świętości zostawia na boku, ale wierzy, że ktoś czuwa i nie pozwoli mu wjechać w drzewo, kiedy pijany jak bela prowadzi swojego oldsmobila. I to by było na tyle, a mnie się znowu skończyły fajki...


---
* Charles Bukowski, „Płonąc w ogniu, tonąc w wodzie”, przekład: Piotr Madej, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2004.



(Tekst pierwotnie umieszczony przeze mnie na forum jointgeneration.pl)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2628
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: