Dodany: 18.02.2011 15:31|Autor: lirael

Książka: Badenheim 1939
Appelfeld Aharon

1 osoba poleca ten tekst.

Truskawki na wulkanie


Wbrew skojarzeniom, jakie nasuwa tytuł, książka Aharona Appelfelda nie opowiada o bitwie. Badenheim to miasteczko położone około 200 kilometrów od Wiednia. Uroczy kurort, przyciągający turystów. Mieszka w nim wielu Żydów, wielu przyjeżdża na wczasy.

Jest rok 1939. Burzliwe wydarzenia historyczne wydają się omijać Badenheim szerokim łukiem. Przyjezdni, w tym liczni stali bywalcy, beztrosko wypoczywają, a kuracjusze poddają się zabiegom leczniczym. Doktor Shutz uwodzi nastolatkę. Sally i Gerti, prostytutki wkraczające w smugę cienia, przechadzają się po deptaku. Leon Semicki z nostalgią i zachwytem wspomina Polskę: "Tam się pije prawdziwy alkohol, a nie te piwne pomyje"[1]. Doktor Pappenheim organizuje kolejny festiwal muzyczny. Trude pogrąża się w depresji. Kelnerzy podają truskawki ze śmietaną. Relaksowi sprzyja rozleniwiająca pogoda. "Wiosenne światło było łagodne, kojące, jak co roku. Po południu ludzie spotykali się w kawiarni i zajadali różowe lody"[2]. Nie widzą, a może nie chcą zobaczyć, miecza Damoklesa, który wisi na coraz cieńszym włosku.

Aharon Appelfeld przedstawia ciekawą galerię wczasowiczów. Na sielankowym obrazie stopniowo dostrzegamy niepokojące rysy. "Tutaj znajdziesz gimnazjalistkę, która rzuciła naukę, uśmiechniętego mężczyznę o wychudłej twarzy, któremu książki wydrążyły mózg, postawne kobiety, kryjące jakieś tajemnice pod wysokimi, gładkimi czołami"[3].

Bohaterowie nie wywołują sympatii. Snują się po miasteczku, a ich bierność, marazm i dekadencki nastrój w obliczu hekatomby, która nastąpi lada moment, wywołują w czytelniku irytację. Tak jak podróżni z piosenki Jacka Kaczmarskiego "Poczekalnia", drzemią, marzą i flirtują, w wolnych chwilach łapczywie jedzą słodycze i słuchają muzyki. Tak naprawdę nic ich jednak nie łączy. Nawet w obliczu tragedii.

Podstawową zaletą powieści jest jej nastrój, pełen melancholii ze szczyptą ironii. Autor stawia czytelników w trudnej roli. My wiemy, do jakiego finału zmierza ta opowieść i w żaden sposób nie możemy ostrzec bohaterów. Tak jakbyśmy przez lustro weneckie patrzyli na bliskie osoby, które za chwilę spotka coś bardzo złego. My możemy tylko bezsilnie patrzeć.

Autor sugestywnie przedstawia narastającą atmosferę zagrożenia. Najpierw pojawiają się sporadyczne kontrole wydziału sanitarnego, obejmujące tylko lokale należące do Żydów. Z czasem zdarzają się coraz częściej. Ludzie stają się podejrzliwi i nieufni. Potem pojawia się konieczność rejestracji obywateli pochodzenia żydowskiego. Następny krok to intensywne zachęcanie ich do wyjazdu do Polski, którą plakaty i foldery przedstawiają jako rajską krainę. Później jest już ostatni etap. To koszmarna niespodzianka, jaka czeka na nich na dworcu.

Moim zdaniem, powieść Aharona Appelfelda można odczytać jako parabolę, nie patrząc na nią tylko przez pryzmat Holokaustu. Sportretowani w "Badenheim 1939" ludzie, którzy oddają się beztroskim rozrywkom, nie mają odwagi, by spojrzeć prawdzie w oczy, by zmierzyć się z trudną rzeczywistością. Mamieni opowieściami o wspaniałym kresie podróży, kończą w bydlęcych wagonach.

"I gorzko się zapatrzyliśmy
W zabrane nam dalekie strony
I w duszach swych przeklinaliśmy
Tę łatwą wiarę w megafony."
Jacek Kaczmarski, "Poczekalnia"


---
[1] Aharon Appelfeld, "Badenheim 1939", tłum. Henryk Szafir, wyd. WAB, 2004, s. 52.
[2] Tamże, s. 6.
[3] Tamże, s. 18.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1090
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: