Dodany: 02.02.2011 00:00|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

4 osoby polecają ten tekst.

„I PRZYSZEDŁ PAN DOKTOR…”, czyli LEKARZE w LITERATURZE - KONKURS nr 116


Przedstawiam Wam konkurs, który przygotowała Dot59:


„I PRZYSZEDŁ PAN DOKTOR…”, czyli LEKARZE w LITERATURZE



      „Pan kotek był chory
     i leżał w łóżeczku.
     I przyszedł pan doktor…”

O doktorze z wierszyka pana Jachowicza wiemy tylko tyle, że przyszedł do kotka, lecz mamy do wyboru mnóstwo innych utworów, w których postać lekarza ukazana jest ze znacznie większą wyrazistością. Jako że lekarz też człowiek, prócz atrybutów swojej profesji miewa również rozmaite ludzkie dziwactwa i przywary, bywa zmęczony, zniechęcony, sfrustrowany, a bywa - niestety - interesowny, nieuczciwy, niedouczony… Odbędziemy więc aż 30 wizyt u medyków z różnych obszarów czasoprzestrzeni, w większości płci męskiej (w końcu aż do połowy XX wieku kobiety rzadko wybierały ten zawód…).

Główny bohater (którym nie zawsze jest poszukiwany lekarz) - jeżeli pada w tekście jego imię/nazwisko, oznaczony jest jako X, zaś inne postacie kryją się pod kryptonimami kolejnych niewiadomych, albo jeśli nie są zbyt łatwe do rozpoznania, pod własnymi inicjałami.

Termin nadsyłania odpowiedzi upływa 14.02. o godz. 23:59.

Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł, jeśli ktoś odgadnie do trzech razy, a po pół, jeśli za czwartym lub dalszym razem - maksymalnie 60 punktów. Jeżeli więcej osób zdobędzie taką samą liczbę punktów, zostaną wymienione w kolejności nadesłania finałowych maili.

Odpowiedzi wysyłajcie na adres:[...] W tytule wpiszcie: (nick) u doktora_nr maila.

Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy znacie dusiołka/ rodzica, zaznaczcie to w pierwszym mailu.

W dni robocze będę odpisywać na maile późnym południem i wieczorem; jeśli komuś wpadnie coś do głowy około północy lub później, niech się nie niecierpliwi - odpowiedź będzie następnego dnia.


Udanej wizyty!



Profesjonalista z duszą

1.


Jakże mało zaznał radości w życiu, oddany wyczerpującej pracy i nauce! Nie znał osobistych, drobnych domowych uciech, przyjemnych szczegółów życiowych, które odprężają nerwy, łagodzą konflikty, każą zapominać o troskach, sprowadzają dobry humor, wesołe samopoczucie. Rozrywany przez tysiące pacjentów, pomiędzy jedną wizytą a drugą, nie znał spokoju, zawsze gotów na usługi chorym. Był lekarzem z powołania, traktował swój zawód jako misję społeczną, od której uchylać się nie wolno. (…)
Uczniowie kochali go, wręcz uwielbiali za jego sposób wykładu, głęboki a prosty. Jego głos, jego oczy, jego uśmiech, jego osobowość roztaczała dziwny, niespotykany czar. Mówił do uczniów:
     - Myślcie przy chorym. Mniej erudycji, więcej myśli. W każdym przypadku bierzcie pod uwagę wszystkie momenty, także psychiczne, nerwowe. Choroba nie jest czymś oddzielnym od życia, nie jest jakimś odrębnym procesem, który by można postawić obok lub naprzeciw procesu życia, gdyż w danym organizmie odbywa się tylko jeden proces: życie. Choroba jest zaburzeniem, zakłóceniem, zmianą w planie normalnym życia fizjologicznego.
Patrzyli w niego zasłuchani. Mówił dalej:
     - Medycyna urodziła się z nieszczęścia ludzkiego, jej rodzicami był ból i niedola. Ale przy jej urodzinach było serce ludzkie. Bez niego byłaby ona pospolitym, może nawet wstrętnym rzemiosłem.
(…)Chorzy twierdzili, że kiedy wchodził do ich pokoju, jakby z nim wchodził promień słońca.



2.

     - I tę stronę zagadnienia gruntownie przemyślałem. Jestem jednak tego zdania, że obowiązkiem lekarza jest stawiać ponad wszystko sprawę zdrowia pacjenta i nie zważać na ewentualne następstwa. Jestem przeświadczony, że lekarz powinien starać się dopomóc R. w odzyskaniu zdrowia ciała i umysłu, o ile istnieje choćby najmniejsza iskra nadziei.
     - Ale przecież R. wcale nie jest twoim pacjentem! - zawołała X starając się inaczej go przekonać. - Gdyby E. spytała cię, czy można coś zrobić dla R., wówczas miałbyś obowiązek powiedzieć jej, co o tym myślisz, ale mieszać się nie masz prawa.
     - Wcale nie uważam tego za mieszanie się. Stryj T. dziesięć lat temu powiedział E., że nic nie można zrobić, i ona w to wierzy do dziś.
     - A czy stryj T. powiedziałby to, gdyby nie był przekonany, że mówi prawdę?!- z triumfem krzyknęła X. - Czy on nie wie o tym tyle samo, co ty?
     - Mam wrażenie, że nie, chociaż brzmi to może trochę przesadnie i zarozumiale, ale ty wiesz tak samo jak i ja, że on jest mocno uprzedzony do tych, jak się wyraża, „nowomodnych tendencji wycinania i krajania”. On jest nawet przeciwny operacji ślepej kiszki.
     - Ma zupełną rację! - zawołała X zmieniając front. - Uważam, że wy, młodzi lekarze, za dużo lubicie eksperymentować na ludzkim ciele.
     - R. A. nie żyłaby dziś, gdybym się nie zdecydował zrobić pewnego eksperymentu - przypomniał Y. - Zaryzykowałem i ocaliłem życie.
     - Już jestem zupełnie chora od tego słuchania o R. A.! - krzyknęła X, zresztą najzupełniej niesłusznie, bo Y od dnia, w którym opowiedział o pięknym wyniku owych zabiegów, nie wspomniał nigdy nazwiska tej pacjentki. A nie można go było przecież winić za to, że inni ludzie wciąż o tym opowiadali.



3.

Obok sławnego kolegi profesor P. w swym starym i źle skrojonym surducie robił wrażenie nędzarza. Rysy miał pospolite, a rzadko wymawiane słowa zdawały się z wielkim trudem wychodzić mu z ust. Przez wszystkich swych pacjentów kochany był jak Bóg, a zarówno bogatych, jak ubogich traktował zupełnie jednakowo. Znał w olbrzymim szpitalu każdego pacjenta z nazwiska, a młodego czy starego głaskał dobrotliwie po twarzy i z nieskończoną cierpliwością wysłuchiwał historii jego cierpień; często kupował z własnej kieszeni specjalne przysmaki, aby uraczyć nimi wynędzniałych chorych. Z taką samą drobiazgową starannością badał najuboższych pacjentów szpitala, jak osoby krwi książęcej i milionerów. Jego niesłychanie czujnemu słuchowi nie uszła żadna zmiana w płucach czy w sercu. Nie przypuszczam, aby jakikolwiek inny lekarz wiedział równie dobrze, co dzieje się w piersiach człowieka.



4.

Gdyby nie unoszący się w powietrzu zapach lekarstw, można by pomyśleć, że to całkiem zwyczajny pokój. Nic bardziej mylnego. Nieco bystrzejszy obserwator mógł dostrzec, że zgrabne szafeczki nie zawierają kryształów i sreber, lecz instrumenty medyczne, flaszki z tajemniczą zawartością, a także lśniące groźnie ostrza różnych wielkości i rodzajów, umieszczone w specjalnych przegródkach. Duży prostokątny stół, choć przykryty cienkim batystowym obrusem, był nieproporcjonalnie wysoki. Prawdopodobnie nie służył do biesiadowania, tylko do zabiegów medycznych.
G., siwiejący mężczyzna o młodych oczach, w których błyszczała inteligencja i humor, miał serdeczny uśmiech i bardzo zadbane ręce, co X zauważył z niejakim zdumieniem. Tak wypielęgnowane dłonie miewały kobiety. Stworzyciel spodobał mu się. W przeciwieństwie do poprzedniego lekarza nie traktował X-a, jakby chłopak był słaby na umyśle, i nie próbował za wszelką cenę wykazać swej ważności. Grzecznie zaprosił pacjenta, by ten usiadł na kozetce i rozebrał się do połowy - wciąż uśmiechnięty, przyjazny i rzucający żarcikami.
„Której połowy” - spytał X, starając się nadać temu ton równej uprzejmości, ale psotny uśmieszek wbrew woli rozciągał mu usta.
G. parsknął śmiechem.
„Górnej, młodzieńcze, górnej.. Chcę obejrzeć twoje płucka, panie Dowcipny. Tak, dobry humor to podstawa, zawsze to powtarzam chorym: chcesz mieć skutki, gnaj precz smutki”.
Nie wiadomo, ile serdeczności G. wynikało z jego usposobienia, a ile z chęci uspokojenia pacjenta. Ważne, że osiągał dobre wyniki.



5.

Z niesłychaną siłą żelaznej, niezłomnej woli walczył z pragnieniem, by pozwolić po prostu umrzeć mężczyźnie na leżance, który według wszelkich podejrzeń miał na sumieniu tortury i morderstwa i w swym otyłym, spoconym ciele nosił cały bezlitosny ucisk dyktatury. Jakże to byłoby proste, jak niewiarygodnie proste. Wystarczyłoby tylko kilka sekund bezczynności. Po prostu nic nie robić! Nic!
I rzeczywiście - gdy A. zdezynfekował odpowiednie miejsce na piersi M., zawahał się i zamknął oczy. Nigdy poza tą chwilą, ani wcześniej, ani później, nie obserwowałam człowieka, który w ten sposób walczył z samym sobą. Potem A. otworzył oczy i wbił M. igłę prosto w serce. Wyglądało to jak śmiertelny cios. Zamarłam. Uczynił to z zapierającą dech pewnością, z jaką robił każdy zastrzyk, miało się wrażenie, że ludzkie ciała są dla niego w takich chwilach jak ze szkła. Bez najmniejszego drżenia, z niesłychanym opanowaniem, pompował teraz M. lek w serce, aby ten odzyskał siły. Gdy wyjął igłę, cała porywczość go opuściła. Przylepił plaster w miejsce nakłucia i osłuchał M. stetoskopem. Potem spojrzał na mnie i skinął głową. - Karetka - powiedział.



6.

Najpierw należało zgolić włosy nad karkiem. Na odsłoniętej skórze widniała wielka, sina plama. Obrzęk był nieznaczny.
Jeszcze raz przyłożył ucho do klatki piersiowej. Serce ledwie drgało. Sięgnął ręką, wybrał ostry, wąski nożyk na długim trzonku. Spod pierwszego cięcia bluznęła ciemna krew, wsiąkając w płócienne szmaty. Drugie, trzecie i czwarte… Pewne, szybkie ruchy jego rąk odsłaniały już przyczepy mięśni. Różowobiała błysnęła kość czaszki.
Tak, doktór P. nie mylił się, i kość była wgnieciona, popękana, a kilka drobnych odłamków wnikało pod powierzchnię naciskając na mózg. Przede wszystkim należało je usunąć z niesłychaną ostrożnością, by nie zadrasnąć błony pokrywającej mózg. Było to nad wyraz trudne i męczące. Tym bardziej, że ciało operowanej zaczęło drgać. Nagle drgawki ustały.
     - To już koniec? - pomyślał (x).
Lecz operacji nie przerwał. Nie miał czasu na zbadanie pulsu. Nie odrywał oczu od rany, nie widział, że za oknami, uporczywie rozpłaszczając nosy o szyby, ludzie uporczywie przyglądają się jego rozpaczliwym wysiłkom.
Piały już pierwsze koguty, gdy skończył i zaszył ranę. Teraz przeżegnał się znowu i przyłożył ucho do klatki piersiowej: nie mógł jednak nic dosłyszeć.
     - Zastrzyk! - błysnęła mu myśl.



Przede wszystkim fachowiec

7.


Chirurg X również źle spał tej nocy. Budzono go dwa razy do chorego numer dwadzieścia siedem, o trzeciej wyciągał sączek choremu z brzucha i zmieniał opatrunek Po godzinie obudzono go znowu, gdyż przywieźli ze stacji tragarza z rupturą.
Pomimo to chirurg obudził się z rana jak zawsze rześki, wlazł pod zimny tusz, woda była wonna i błękitna, chirurg pluskał się długo. Zza kaloryfera wyskoczył czarny kot i wygiął grzbiet mrucząc. Chirurg chodził w żółtej, jedwabnej bieliźnie po pokojach, zawiązywał krawat i także mruczał. (…) - Kiś, kiś, kiś - powiedział X i pogłaskał go za uchem. Patrzyli na siebie jak starzy przyjaciele, i kot, i chirurg mieli jednakowo piękne, a nawet podobne do siebie żółte oczy. Chirurg wypił kawę jednym tchem, dał kotu napić się ze spodeczka i dopiero wówczas włożył białe płócienne spodnie i świeży fartuch lekarski. Jego życie prywatne urywało się. Otworzył ciemne dębowe drzwi na korytarz, przeszedł przez jadalnię sióstr i szybko zbiegł po schodach do swego gabinetu w prawym skrzydle szpitala.
Na parterze po korytarzu wałęsali się chorzy w błękitnych chałatach, jeden chory był o kulach i miał nogę zabandażowaną. Chirurg przemknął obok z uśmiechniętą, lecz nieruchomą twarzą, powiedział na prawo i lewo: - Dzień dobry, dzień dobry - i mknął dalej. Wprost się toczył po korytarz zwinny, zgrabny. Fartuch furkotał raźnie.



8.

Istnieje wiele specjalności, które wymagają od lekarza ciągłego dodawania otuchy i sprzężenia zwrotnego z pacjentem. P. nie był w tym szczególnie dobry. Chirurgia to co innego. Pacjentom zależy bardziej na umiejętnościach lekarza niż na jego komunikatywności, a P. nie tylko potrafił ulżyć im przed operacją, lecz i wprawnie wykonać konieczny zabieg. Najwyraźniej służyło mu to środowisko. Dziwna rzecz, mimo że w ciągu ostatnich dwóch lat rezydentury w John Hopkins P. pracował dziewięćdziesiąt godzin tygodniowe, a spał tylko cztery godziny na dobę, nie wydawał się ani trochę zmęczony.
Następnie odbył stypendium w dziedzinie chirurgii twarzowo-czaszkowej i przeniósł się z rodziną do Raleigh, gdzie rozpoczął praktykę lekarską z innym chirurgiem, gdy nastąpił wyż demograficzny. Jako jedyni specjaliści w tej dziedzinie mieli ręce pełne roboty. Mając trzydzieści cztery lata, spłacił wszystkie długi zaciągnięte w akademii medycznej. W wieku trzydziestu sześciu lat był związany ze wszystkimi większymi szpitalami w okolicy i gros operacji wykonywał w centrum medycznym Uniwersytetu Karoliny Północnej. (…). Ciągle pracował. Miał zaplanowane zabiegi chirurgiczne nie tylko w dni powszednie, lecz również w soboty. Niedzielne popołudnia spędzał w gabinecie. Kiedy ukończył czterdzieści lat, jego wspólnik nie wytrzymał tempa, które P. narzucił i opuścił go, przyłączając się do innej grupy lekarzy.



Przede wszystkim altruista

9.


Jeden na sześciu odwiedzających ją pacjentów nie był ubezpieczony. Niektórzy nie mieli też dwudziestu dolarów na wizytę. Od części przyjmowała zapłatę w naturze. Zgromadziła sześć wiązek drewnianych szczap, ustawionych w stertę za domem. Jedna z kobiet sprzątała je raz w tygodniu w domu, inna w biurze. Regularnie dostawała patroszone kurczęta i indyki, a także świeże warzywa, owoce i kwiaty.
Ten handel wymienny był bardzo zabawny, lecz niepokoiła się o swój kredyt.
Wypracowała metodę ambulatoryjnego leczenia nie ubezpieczonych pacjentów, świadoma, że musi zahamować rozwój zaniedbywanych przez długi czas dolegliwości. Nie ci jednak chorzy martwili ją najbardziej, lecz tacy, którzy nie przychodzili w ogóle, bo nie mieli pieniędzy, ale byli zbyt dumni, aby przyjąć jałmużnę. Ci szukali lekarza tylko w ostateczności, gdy na pomoc było już za późno: rak dał przerzuty, cukrzyca wywołała ślepotę. Od początku stykała się z takimi przypadkami. Nie miała wyjścia: leczyła ich, klnąc w duchu na system.
Wiedziała, że miejscowy tam-tam przekaże wiadomość: „W razie potrzeby idź do tej nowej doktorki. Sprawy pieniężne można z nią jakoś załatwić.”
W rezultacie jednak niektórzy do niej trafili. Rewanżowali się jak mogli, nawet gdy nie chciała przyjąć nic w zamian. Mężczyzna z chorobą Parkinsona pokonał drżenie rąk, żeby upleść dla niej koszyk. Kobieta z rakiem jajników dała jej w prezencie patchworkową kołdrę. W górach mieszkało jednak o wiele więcej ludzi pozbawionych pomocy medycznej. X wiedziała o tym i spędzało jej to sen z powiek.



10.

     - Gdzieś ty był? Biada mi! Takiego lęku, jaki przeżyłam, niech nawet moi wrogowie nie zaznają.
     - Byłem u pacjenta.
     - U jakiego pacjenta?
Wszedł do mieszkania.
     - U dziecka. Cierpi na pavor nocturnus. Budzi się przelękniony w środku nocy. To taka choroba.
     - Czy siedziałeś przy nim czekając, aż się obudzi?
     - To jedyny sposób na postawienie diagnozy.
     - A co byś zrobił, gdyby się zbudziło o dwie godziny później??
     - Jestem lekarzem, nie szewcem - powiedział zdumiony, że tak łatwo przychodzą mu kłamstwa. Zresztą, nie było to faktycznie kłamstwo. (…).
     - Czy przynajmniej dali ci szklankę herbaty?
     - To są uprzejmi ludzie.
     - Co robi mąż?
     - Jest lekarzem wojskowym.
     - On sam jest lekarzem? Jeśli tak, to nawet ci nie zapłacą.
     - Przypadek jest nadzwyczaj ciekawy. W razie potrzeby też będziesz miała ginekologa bezpłatnie.
     - No cóż, to twoja sprawa. Większość lekarzy gromadzi pieniądze, a ty się zajmujesz wariatami i głupstwami.



11.

     - (…) Czy u M. dużo chorych?
     - Widziałem kilka osób oczekujących w przedpokoju.
     - Żydzi i robotnicy?
     - Zdaje mi się
     - Niestety, on innych pacjentów nie ma, i co gorsza, mieć nie chce.
     - Przekłada widocznie ilość nad jakość. Pracy więcej, ale rezultat materialny podobny.
     - Nie o to mi idzie, zupełnie mi nie chodzi, czy M.zarabia wiele, bo w rezultacie, czy jest tak, czy owak, żyjemy z resztek osobistego majątku. Idzie mi tylko o to, żeby się tak wiele nie zajmował może nieszczęśliwym, ale straszliwie brudnym tłumem Żydów i rozmaitych nędzarzy, jacy się cisną do niego. Jużci, że powinno się coś robić dla ulżenia cierpień i doli nieszczęśliwych, ale czemuż tego nie robią inni doktorzy, z odpowiedniej sfery, z mniejszą wrażliwością, przywykli od dzieciństwa do tych łachmanów i brudów. (…)
     - Na to nie ma rady, tym bardziej, że pan M. kocha swoich pacjentów, to jego utopia - odpowiedział z lekką ironią.
     - Na utopię zgoda. Przypuszczam nawet, że każdy wyższy umysł powinien mieć jakąś utopię, jakąś piękną chimerę, która by mu czyniła znośniejszym to dzisiejsze obrzydliwe życie - rozumiem nawet, że dla takiej chimery można poświęcić życie, ale nie rozumiem, jak można kochać chimerę chodzącą w łachmanach i brudzie!



Trochę doktor, trochę filozof

12.


Zapalił lampę w rejestracji, zamknął cicho drzwi i postawił na biurku pudło opisane jako „Bieżący pacjenci: sale VI-X”. Przyciągnął stołek, usiadł, opierając łokcie o blat, i utkwił wzrok w pudle.
Prawdziwy filozof nie poddaje się rozpaczy z powodu straconego wieczoru. Prawdziwy filozof, człowiek zdecydowany stosować kryteria rozsądku do każdych okoliczności, skorzysta z okazji, by uzupełnić dokumentację. (…). R. przewracał karty pacjentów, aż dotarł do sali numer dziesięć. Wyjął pierwszą. Diagnoza: „Zmiażdżenie lewej stopy”. Zajrzał do pobieżnych notatek, zanurzył pióro w atramencie i zapisał: „Dzień trzeci: opuchlizna wciąż się utrzymuje, widoczne rozległe siniaki, brak ruchomości palców, podać szalej, powtórzyć kompres.” Odłożył arkusz do wyschnięcia, wziął następny, ponownie zerknął do notatek i zapisał: „Dzień czwarty - poprawa oddychania” - ten pacjent cierpiał na zapalenie płuc.
Zapach kurczaka nadal utrzymywał się w powietrzu. Przypominając sobie, ile zaoszczędził, odżywiając się szpitalnym gulaszem, R. zapisał objawy kowala, po południu przyjętego na oddział z nieszczęśliwie umiejscowionym czyrakiem, który rano zostanie nacięty.
Na dworze ludzie spacerowali z przyjaciółmi, jedząc smażone kurczaki, w szpitalu R. spędzał wolny wieczór na opisywaniu cudzych czyraków. Człowiek usposobiony mniej filozoficznie popadłby w głębokie przygnębienie.



Taki, co po pierwsze nie szkodzi

13.


Czuł się dobrze, dobrze wyglądał i cieszył jak najlepszą opinią. Wieśniacy przepadali za nim, bo się nie wynosił ponad nich. Głaskał dzieci, nie zaglądał nigdy do karczmy i w ogóle wzbudzał zaufanie swymi obyczajami. Najszczęśliwiej leczył uporczywe katary i choroby płuc. Obawiając się bardzo, żeby nie uśmiercić swych chorych, K. w istocie przepisywał tylko środki uspokajające, czasem jakiś emetyk, moczenie nóg w gorącej wodzie lub pijawki. Nie dlatego jednak, żeby chirurgia miała go przerażać - bynajmniej - puszczał ludziom krew obficie jak koniom, a jeśli chodzi o wyrywanie zębów, to miał „diabelny uchwyt”.
Wreszcie, żeby „iść z postępem”, zaabonował „Ul Lekarski”, nowe pismo, którego prospekt mu przesłano. Próbował czytać po trochu po obiedzie. Ale ciepło mieszkania, połączone z procesem trawienia, już po kilku minutach morzyło go snem.



Doktor przemęczony, sfrustrowany, wypalony zawodowo

14.


     - N., ilu lekarzy znasz? Mój świat jest pełen lekarzy. Żyję wśród nich: stażyści, praktykanci, lekarze specjaliści, studenci i słuchacze różnych szkół. Mogę ci powiedzieć, że w przeważającej mierze to, co się stało ze mną, stało się z nimi, a to, co ja czuję, pokrywa się z ich odczuciami. Potwierdzą to, jeśli tylko zdołasz ich przekonać, żeby się do tego przyznali.
     - Myślę, że to obrzydliwe.
     - Co jest obrzydliwe?
     - Że społeczeństwo dało ci okazję zajść tak daleko. Nie jesteś wart szkolenia na lekarza, bo nie poświęcasz się pomaganiu innym.
     - Mówiłem ci już, że chcę pomagać ludziom i pomagam, ale to wszystko jest bardziej skomplikowane. Do diabła, jestem taki sam jak cała reszta. Nie mam jednego celu, który niweczy pozostałe. Chcę też żyć. Poza tym mój idealizm został w dużej mierze stłamszony w akademii. Nie jest już równie silny.
     - Nie podoba ci się rola stażysty? - wtrąciła błyskawicznie.
     - Nie, wcale nie.
Znów była zaskoczona.
     - Dlaczego nie?
     - Przede wszystkim czuję się zmęczony, naprawdę wykończony, cały czas. Ponadto brakuje mi poczucia przydatności. Widzę, że dużo rzeczy, które robię, mógłby robić ktoś bez mojego wykształcenia. Do tego ciągle się boję, myślę, że jeśli mi się coś nie uda, wyjdę na wariata. Akademia medyczna nie dała mi dobrego przygotowania. (…)
     - To zrozumiałe, akademia to nie wszystko- przyznała.
     - Może być zrozumiałe z pewnego dystansu, ale jeśli się jest w samym środku, to nie wiadomo, co się dzieje. Gdy naprawdę przestaję myśleć i dociera do mnie przerażający fakt, że jeśli chodzi o opiekę nad pacjentami, to cztery lata studiów poszły na marne, że byłem wykorzystywany pod płaszczykiem uczenia się, wtedy obciążenie psychiczne staje się za duże. Wściekam się na ten system: sposób połączenia akademii i stażu, i na społeczeństwo, które za tym stoi.
     - Wściekłość to najgorsza rzecz, która może charakteryzować lekarza - dodała chłodno.
     - Popieram; chciałbym, żeby establishment też zdał sobie z tego sprawę. W końcu znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia. Czasem, gdy w nocy, w środku nocy, ktoś cię wzywa, bo ustała akcja serca, chciałoby się, żeby facet już kipnął i można było wrócić do łóżka. To znaczy chcę powiedzieć, że zmęczenie sięga zenitu i nic się już nie chce. Można przyjąć, że nie myślę o pacjentach jak o ludziach, a to tylko zwiększa moją winę.



15.

A R., już bardzo stary i zmęczony, powłócząc nogą i wspierając się na lasce nadal wędrował na piechotę do trzech, czasem czterech pacjentów dziennie, żeby zarobić na życie dla siebie i żony i siłą woli bronił się przed świadomością, że rozpaczliwie kołacze mu serce, przemęczone i gotowe każdej chwili ustać. Litując się nad nim M. wzywał go niekiedy na konsylia do chorych dzieci. Jako pediatra był on nieoceniony. (…)
R., jak wielu innych, doszedł do ruiny pracując bez przerwy. W rezultacie został biedakiem, nadal jednak zachował godność i energię, udawał, że świetnie mu się powodzi, a biega po pacjentach dla własnej przyjemności; ratował pozory, nękał swoje stare skołatane kości, byle trzymać się prosto, robić wrażenie człowieka rześkiego i wesołego, byle promieniować optymizmem, co pacjenci tak lubią, choć w głębi duszy zżerał go niepokój. Bez przerwy sam siebie pilnował, obserwował prawą nogę, która coraz bardziej odmawiała posłuszeństwa, bał się o wzrok, z dnia na dzień gorszy, a najbardziej o słuch, który zaczynał też już tracić. Dobre ucho jest lekarzowi nieodzowne, to główny jego kapitał. Co zrobi, gdy nie będzie mógł osłuchiwać chorych? Stary R. gnębił się tym nieustannie, lęk przed kalectwem przechodził niemal w obsesję: lęk przed reumatyzmem, głuchotą, przed czymś, co sprawi, że stanie się bezsilny, ułomny, nie będzie już mógł zarobić na chleb… Jaki będzie wtedy ich los, co będzie z nim i jego starą towarzyszką życia? Przede wszystkim z nią! A jeżeli umrze pierwszy i ona zostanie tutaj sama jak palec? Czasami oddawał się błogim marzeniom, że umrą razem, że śmierć okaże im miłosierdzie i zabierze oboje równocześnie, żeby jedno z nich nie pozostało na tym świecie samotne. (…)
Lekarz w życiu przypomina trochę aktora na scenie. Musi grać swoją rolę do końca. Los R. był dla innych niby wizja ich własnej przyszłości, wizja tego, co czeka tylu młodych lekarzy, gdy oni z kolei wyczerpią siły w tej walce zbyt ciężkiej, w tym parszywym zawodzie, w którym uczciwy człowiek z trudem zarabia na chleb i zamiast żyć przyzwoicie, zdycha z głodu po czterdziestu latach bezustannego ocierania się o najgorsze cierpienia, brudy, nędzę i beznadziejny smutek egzystencji ludzkiej, odkąd tak daleko odbiegła od wielkich praw przyrody.



16.

Zwycięstwo prawdy nie nastąpiło. Nie wiadomo dlaczego… Już po upływie roku doktor poczuł, że jego energia staje się z wolna „dziedzictwem robaków”. Zetknięcie bliskie z ciemną masą ludu rozczarowało go nad wyraz: jego prośby, namowy, istne prelekcje z zakresu higieny upadły jak ziarna na opokę. Robił, co tylko mógł - na próżno! Szczerze mówiąc - trudno nawet wymagać, aby człowiek nie mający butów na zimę, wygrzebujący w marcu z cudzych pól zgniłe zeszłoroczne kartofle w celu czynienia z nich sobie podpłomyków, mielący na przednówku korę olszową na mąkę, aby tej domieszać do zbyt szczupłej miary mąki żytniej, gotujący kaszę z niedojrzałego ziarna, nabranego o świcie „sposobem kradzionym” - mógł zreformować w sensie dodatnim zaniedbane zdrowie swoje pod wpływem choćby najzrozumialej wyłożonych praw zdrowotności.
Nieznacznie doktorowi zaczęło być „wszystko jedno”… Jedzą zgniłe kartofle - cóż począć - niechaj jedzą, jeśli im smakują. Mogą nawet jadać surowe - to trudno… (…).
Pewnego poranku doktor skonstatował, że ów płomyczek nad jego głową, z którym tu przyszedł i którym chciał rozwidnić drożynę swoją - zgasł. Zgasł sam przez się: wypalił się. Wówczas apteczka podręczna została na klucz do szafy zamknięta i doktor sam jedynie z niej korzystał.



17.

Nie panował nad swoją wrażliwością. Ta wrażliwość, najczęściej stłumiona, stwardniała i wyschnięta, pękała niekiedy i wydawała go wzruszeniom, nad którymi nie miał już władzy. Jedyną obroną było schronić się w tej stwardniałości, zacisnąć węzeł, który się w nim uformował. Wiedział, że to dobry sposób, żeby nie ustawać. Co do reszty nie miał wielkich złudzeń, a zmęczenie odebrało mu te, które zachował jeszcze. Wiedział bowiem, że na okres, którego końca nie dostrzegał, jego rola nie polegała już na leczeniu. Jego rola polegała na stawianiu diagnozy. Stwierdzić, zobaczyć, opisać, zarejestrować, potem skazać, takie było jego zadanie. (…) „Pan nie ma serca” - powiedziano mu pewnego dnia. Ależ tak, miał serce. Służyło mu do tego, by mógł wytrzymać dwadzieścia godzin na dobę, podczas których widział, jak umierają ludzie stworzeni do życia. Służyło mu do tego, by mógł rozpoczynać każdego dnia na nowo. Na to miał dość serca. Jak to serce mogło dać życie?
Nie, w ciągu dnia nie udzielał pomocy, ale informacji. Oczywiście tego nie można nazwać zawodem człowieka.



Doktor spragniony mamony

18.


Chorych nie brakowało, lecz niewielu było takich, którzy mogli albo chcieli zapłacić. Medycyna to niewdzięczny fach. Gdy płacą bogaci, biorą nas za lokaja, a w oczach biednych ludzi jesteśmy tylko złodziejami. „Honorarium”? To ci dopiero określenie! Nie wystarcza im na żarcie i na kino, tym biednym, a jeszcze trzeba brać od nich pieniądze, żeby starczyło na „honorarium”? Zwłaszcza w sytuacji, kiedy odwalają kitę. Nie jest to miłe. Ale trzeba sobie jakoś radzić. Trzeba być uprzejmym, a i tak idzie się na dno. (…). Żeby sprawiać wrażenie jeszcze bardziej zamożnego, opowiadałem wokoło, że zamierzam zakupić samochód, jak tylko zrobi się trochę cieplej, i niby dlatego gromadzę teraz gotówkę. Ale tak naprawdę to brakowało mi przede wszystkim tupetu, żeby wykonywać ten mój zawód porządnie. Kiedy już odprowadzano mnie do drzwi, po tym jak udzieliłem rodzinie porad i wręczyłem receptę, wdawałem się w niekończące się rozmowy i komentarze, po to tylko, żeby odsunąć przynajmniej na parę minut ten moment dokonywania płatności. Nie umiałem zrobić z siebie kurwy. Wyglądali tak żałośnie, tak biednie, tak strasznie cuchnęli, większość tych moich pacjentów, i patrzyli na mnie tak krzywo, że zawsze zastanawiałem się, gdzie też oni znajdą te dwadzieścia franków, które mi się należały, i czy mnie za to nie zatłuką. A i ja bardzo potrzebowałem tych dwudziestu franków.



19.

Teraz wmieszał się do rozmowy I.. Był przysadzisty, starszy od kolegów, gładko wygolony i miał maniery światowca.
     - Skoro o tym mowa, rozpocząłem właśnie dzisiaj serię zastrzyków. Dwanaście. Mangan, proszę was. Myślę, że to się opłaci w dzisiejszych czasach. Czy wiecie, co powiedziałem pacjentowi? „Jest pan człowiekiem interesu. Seria zastrzyków będzie kosztowała pięćdziesiąt gwinei, lecz jeśli pan od razu zapłaci, policzę czterdzieści pięć”. Natychmiast podpisał czek.
     - Bezwstydny, stary rabusiu! - zawołał F. - A ja sądziłem, że jesteś chirurgiem!
     - Jestem - przytaknął I. - Jutro czeka na mnie skrobanka w Sherington.
     - Nie można jednak zaprzeczyć - podjął F. uprzedni wątek - że chodzi o sprawę, która ma znaczenie zasadnicze. W lepszej praktyce doustne stosowanie lekarstw przestaje być zalecane. Jeśli zapisuję na przykład jakieś proszki w Plaza, nie dostaję za to pensa. Gdy jednak stosuję to samo podskórnie, uprzednio obmywam skórę, sterylizuję narzędzia i tak dalej - pacjent wierzy, że jestem wielkim magiem wiedzy lekarskiej!
H. oświadczył z entuzjazmem:
     - To naprawdę dobrze się składa dla naszego zawodu, że w zachodniej dzielnicy doustne stosowanie leków wychodzi z mody. Weźmy jako przykład sprawę Ch. Gdyby przepisywał mangan, czy też mangan i żelazo, poczciwe stare lekarstwo we flaszce, które równie dobrze pomogłoby pacjentowi, zarobiłby anjwyżej trzy gwinee. On natomiast rozdzielił lekarstwo na dwanaście ampułek i zarobił pięćdziesiąt - pardon, Ch. - czterdzieści pięć gwinei.
     - Trzeba odjąć dwanaście szylingów - mruknął życzliwie F. - Koszt ampułek.
Andrzej doznał zawrotu głowy. Czuł się oszołomiony nowym argumentem przeciw lekarstwu w butelce. Łyknął brandy, by się pokrzepić.
     - Nie bez znaczenia jest także fakt - wskazał F. - iż ludzie zupełnie nie zdają sobie sprawy, jak tanie są te rzeczy. Gdy pacjentka widzi rząd ampułek, myśli odruchowo: „Boże, to dopiero drogo kosztuje!”



Doktor leczący się (niekoniecznie sam)

20.


Nie wrócił już potem do swojego poprzedniego miejsca pobytu, ale pozostał tu w górze: z pewnością także dlatego, że nie chciał oddalić się od grobu żony; decydującym był jednak ten nieco mniej sentymentalny powód, że i jemu samemu coś niecoś się udzieliło i że, według jego własnego naukowego poglądu, D.... było dla niego w s k a z a n e. Osiadł więc tutaj jako jeden z lekarzy, a zarazem towarzyszy niedoli swoich pacjentów; lecząc chorobę, na którą sami cierpią, nie zwalczają jej lekarze ze swobodną obiektywnością człowieka nie dotkniętego tym samym złem. Jest to szczególny, ale bynajmniej nie odosobniony wypadek, który na pewno ma swoje dobre strony, chociaż nasuwa pewne wątpliwości. Koleżeństwo lekarza z pacjentem jest pożądanym zjawiskiem i trzeba się z tym zgodzić, że tylko człowiek cierpiący może być przewodnikiem i wybawcą cierpiących. Czy jednak możliwe, żeby ktoś duchowo panował nad potęgą, do której niewolników sam należy? Czy może wyswobadzać spod jej władzy ktoś, kto sam jej ulega? Chory lekarz zawsze będzie paradoksem dla prostego sposobu odczuwania, będzie zjawiskiem problematycznym. Bo doświadczenie raczej chyba mąci i przyćmiewa jego teoretyczną znajomość choroby, aniżeli ją wzbogaca i moralnie umacnia. Chory lekarz nie spogląda cierpieniu w oczy jako śmiały i bezstronny przeciwnik, a jego stanowisko nie jest całkiem jednoznaczne; i należy zapytać, naturalnie z zachowaniem wszelkiej wskazanej ostrożności, czy człowiekowi, który sam jest chory, może na uzdrowieniu lub chociażby na uchronieniu innych od choroby zależeć w ten sposób, w jaki zależy na tym zdrowemu…



21.

Doktor D., zawsze schludny i czysty, czuł się najlepiej, kiedy był w ponurym nastroju. Miał smagłą cerę i mądrą, posępną twarzyczkę z żałobnymi obwódkami wokół oczu. Bez przerwy zamartwiał się swoim zdrowiem i niemal codziennie chodził do namiotu medycznego, gdzie kazał sobie mierzyć temperaturę jednemu z dwóch szeregowców, którzy praktycznie rzecz biorąc sami prowadzili cały interes i tak dobrze dawali sobie radę, że doktor nie miał właściwie nic innego do roboty, jak wygrzewać się w słońcu z tym swoim katarem i zastanawiać się, czym się ci ludzie tak przejmują. (…) Nigdy nie mogli dopatrzyć się u niego żadnej choroby. Temperaturę miał niezmiennie 96,8, co ich całkowicie urządzało, jeżeli tylko on nie miał nic przeciwko temu. Ale doktor D. nie był z tego zadowolony. Zaczynał tracić zaufanie do G.i W. i zastanawiał się, czy nie odesłać ich z powrotem do obsługi samochodów i nie zastąpić kimś, kto potrafi stwierdzić, co u niego jest nie w porządku.”



Doktor - dowcipniś

22.


L. lubił sobie stroić żarty na temat duszy. Chętnie drażnił nimi siostrę E. i siostrę A. podczas operacji, kiedy najmniej spodziewały się rozmów o duszy. Traciły wtedy cały refleks i rezon.
Raz, mając na stole pacjentkę z otwartą jamą brzuszną, L. z nabożną rewerencją wskazał palcem gładki, brązowawoczerwony organ, widoczny między żebrami a jelitami: narząd przypominał półtorakilogramowy bochen chleba albo monstrualnego ślimaka-dwupłatowca bez skorupy.
- Proszę spojrzeć!- szepnął doktor L. - Rzadko się ją widuje, ale nam się udało przyłapać ją we śnie. Prędko, zaraz się schowa! - Siostry rozdziawiły usta. - D u s z a - wyszeptał L. z nabożną rewerencją.
W rzeczywistości demonstrował siostrom największy gruczoł kręgowców, posiadający - trzeba mu to przyznać - pewne cechy przypisywane duszy: na przykład zdolność regeneracji własnych uszkodzonych komórek. Była to wątroba, którą doktor L. szanował o wiele bardziej niż duszę.



23.

Doktor R., grubasek o okrągłej twarzy i małych, równych ząbkach, mówił lekkim wschodnioeuropejskim akcentem. Wygląd też miał jakiś taki słowiański. Był prawdziwym pasjonatem kolejnictwa - jego gabinet usiany był książkami o historii kolei, modelami lokomotyw, malowidłami przedstawiającymi pociągi pędzące po torze, po torze, po torze, przez most. Wielki napis nad biurkiem głosił: ŻYCIE TO POCIĄG, PROSZĘ WSIADAĆ, DRZWI ZAMYKAĆ!
Szybko nakreślił plan postępowania. Najpierw zajmie się mną.
     - Z panami łatwa sprawa - powiedział, bębniąc palcami po blacie mahoniowego biurka.- U panów hydraulika jest prosta. Jak męska psychika. Mało niespodzianek. Z kolei panie… No, Pan Bóg musiał nieźle główkować, nim stworzył panie.
Zastanawiałem się, czy tą przemową raczy wszystkich swoich pacjentów.
     - Takie już nasze szczęście - powiedziała S.
Doktor R. zaśmiał się, ale jakoś nie do końca szczerze. Wręczył mi skierowanie do analizy i plastikowy słoiczek, S. - też skierowanie, ale na zwykłe badanie krwi. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
     - Proszę wsiadać, drzwi zamykać - powiedział jeszcze, gdy nas odprowadzał.



Doktor - flirciarz

24.


Wydała się w tym momencie doktorowi niezwykle piękną. Ogromny dekolt białej bluzeczki w wyszywane maki przyciągał wzrok. Ciało, które objawiał, było gładkie i cudownie żółtawe jak kość słoniowa, tylko głęboki rowek między piersiami zaznaczał się cieniem, podkreślając kształtność biustu. Doktor przestąpił z nogi na nogę i chrząknął nerwowo, czym spłoszył ów intymny i ulotny nastrój, w jakim się obydwoje znaleźli.
Dziewczyna podniosła do góry powieki, zatrzepotała przyczernionymi rzęsami i zapytała z niepokojem:
     - Doktorze, czemu się pan tak mi przygląda?
     - Myślę o pani tarczycy, panno J. - powiedział. - Tymczasem chyba nie ma powodu do niepokoju, ale ta pani szyja, taka pełna i gładka…
     - Tak, trochę jest za gruba - dotknęła ręką gardła - i w ogóle jestem chyba za gruba.
Doktor uśmiechnął się wyrozumiale:
     - Nie szkodzi, panno J., nie szkodzi. Ma pani za to cerę bardzo gładką i bez żadnych zmarszczek. Długo pani zachowa swoją urodę. Tylko proszę pamiętać, żeby zawsze na noc pod oczy kłaść trochę nawilżającego kremu



Doktor - ekscentryk

25.


Na kilka dni przed wyjazdem zaszedł do znajomego lekarza S., z którym pomimo obustronnej życzliwości widywali się nieczęsto. Lekarz, Żyd, stary kawaler, żółty, mały, z czarną brodą, miał reputację dziwaka. Posiadając majątek leczył darmo i o tyle tylko, o ile było mu to potrzebnym do studiów etnograficznych; przyjaciołom zaś swoim raz na zawsze dał jedną receptę:
     - Używaj wszystkich środków, od najmniejszej dozy oleju do największej dozy strychniny, a coś ci z tego pomoże, nawet - na nosaciznę.”
Gdy X zadzwonił do mieszkania lekarza, ten właśnie był zajęty gatunkowaniem włosów rozmaitych osobników rasy słowiańskiej, germańskiej i semickiej i przy pomocy mikroskopu mierzył dłuższe i krótsze średnice ich przekrojów.
     - A, jesteś?...- rzekł do X-a odwracając głowę. - Nałóż sobie fajkę, jeśli chcesz, i kładź się na kanapie, jeżeli się zmieścisz.
Gość zapalił fajkę i położył się, jak mu kazano, doktór robił swoje. Przez pewien czas obaj milczeli, wreszcie odezwał się X:
     - Powiedz mi: czy medycyna zna taki stan umysłu, w którym człowiekowi wydaje się, że jego rozproszone dotychczas wiadomości i…uczucia złączyły się jakby w jeden organizm?
     - Owszem. Przy ciągłej pracy umysłowej mogą wytworzyć się w mózgu nowe komórki albo - skojarzyć się między sobą dawne.



Doktor używający życia

26.


Chirurdzy są dla mnie absolutną elitą medycyny. To artyści. Według mnie są bardziej niż inni lekarze właścicielami pomarszczonych mózgów i demonicznych rąk, które decydują o życiu i śmierci. Nic dziwnego, że chirurdzy wśród wszystkich i tak zestresowanych w P. lekarzy najczęściej umierają na marskość zalanej alkoholem wątroby, uzależniają się od wszelkich opiatów lub po prostu skalpelem, gdy już nie mogą wydobyć się z depresji, podcinają sobie żyły. (…).
Wieczorem pierwszego dnia zjazdu chirurdzy mieli tak zwany bal chirurgów. Nazwanie tej libacji balem było prowokacyjną i raczej ekscentryczną przesadą. Tyle wódki na żadnym zjeździe nie widziałem. (…).
Poza tym, mnie przynajmniej, bal kojarzy się z kobietami. Chirurgom nie. Wśród zameldowanych uczestników zjazdu było tylko 6 kobiet na prawie 800 uczestników. Na dodatek i tak przyjechały tylko dwie, a chirurdzy nie przywożą, tego uczą już na pierwszym roku medycyny i to nawet dentystów, na zjazdy swoich żon, konkubin ani narzeczonych. Przy „przypisanych” kobietach nie można pić do rana i bez wyrzutów sumienia. Tego dowiedziałem się od, trzykrotnie rozwiedzionego notabene, chirurga, siedzącego obok mnie przy jednym ze stolików w trakcie tego „balu”.



Za przeproszeniem, konował

27.


Pułkownik B.-P. - prócz położenia gipsu na otwartą ranę - żartobliwie pacnął go po nosie palcem w tym gipsie utytłanym. Okazało się, że była to jedyna nieszkodliwa rzecz, także z lekarskiego punktu widzenia, jaką ten człowiek uczynił. W tym szpitalu, w ów ranek po katastrofie, nastawił chłopcu „na żywca” strzaskaną rękę, bez znieczulenia. Położył gips. I pacnął go palcem po nosie. Wysłał Z. na tamten świat i niewiele brakowało, a z chłopcem udałoby się to samo.
W piąty dzień po wypadku, gdy chłopiec dogorywał na szpitalnym łóżku, ten człowiek o przekrwionych oczkach pod siwymi brwiami powiedział do zapłakanej matki: „Pani dobrodziejko, wojna wymaga ofiar…Gangrena, nic się nie da zrobić, zgorzel gazowa zaszła za daleko…” - „Nic się nie da zrobić?” - powtórzyła matka w trwodze. „Nic, pani dobrodziejko. Za późno na amputację… W każdym razie ja się tego nie podejmę… Szkoda męczyć pacjenta. Proszę pogodzić się z tym, co mówię… Wojna wymaga ofiar, nie ma na to rady…”.



28.

Był to mężczyzna lat średnich, bardzo niskiego wzrostu. Rączki miał starannie utrzymane i kosmetykami wypieszczone; nóżki w cienkich jedwabnych nogawicach i ciżemkach z najdelikatniejszej skóry. Niezwykle wysokie obcasy miały zapewne przysparzać wzrostu panu doktorowi, ale niestety nawet mimo tego sztukowania signor B. wydawał się niemal karzełkiem. Nosił się czarno, jak to przyjętym było u lekarzy i w ogóle u ludzi uczonych, a strój jego cały był wzorem wykwintu i ostatniej mody.
     - Kto by pomyślał - szepnął D. do O. - że taka pchełka potrafi zdrowego człowieka o ziemię powalić.
     - Witam, witam, sługa oddany pana magistra! Cóż tam słychać dobrego od wczoraj?
     - Żadne polepszenie… idzie mi źle - jęczał chory, bojąc się przyznać do nowego doktora i smacznego lekarstwa z królewskiej kuchni.
     - Nie lepiej, powiada wasza miłość? Byłem tego pewny, za słabe dozy przepisałem, za delikatne kombinacje. A jednak powinny były leki nieco poskutkować; widziałem, przechodząc, że z ordynowanych sześciu flaszek sporo ubyło. Czy waszmość co godzina zażywałeś?
     - Skrupulatnie - jęknął chory.
     - Uhum - odezwało się z kącika.
     - Jak to… i nic?
     - Ale gdzież nic? Strasznie cierpienia!
     - To ślicznie!
     - Mdłości…
     - To mi się podoba…
     - Osłabienie śmiertelne…
     - Otóż to, otóż to właśnie, czego było potrzeba. Zatem wzmocnię ino dozę i nie z sześciu, a z siedmiu flaszek będziesz kolega zażywał!
I wznosząc oczy w górę, jakby na powale recepty szukał, doktor B. mruczał pod nosem:
     - Rumbarbarum…senes… jalapa…nux vomica… tak, nie dodam nic więcej, nadmiar leków mógłby zaszkodzić. A więc czcigodny kolego, trzy łyżki co godzina. Pierwszą dawkę zażyjemy zaraz. (…)
Do widzenia zatem jutro rano, a nie troskajcie się, kolego, wcale, choć kurcze powrócą silniejsze. A omdlenie, nawet dłuższe, jest nader pożądane.



29.

(…) Z nią doktor Igrek, łotr z wywiędłą twarzą,
Prawdziwy szkielet, kuglarz obszarpany,
Zgłodniały prorok, czysty trup chodzący.
Łotr ten się podjął roli czarownika,
Patrzał mi w oczy i pulsy mi macał,
I śmiał bezczelnie żonie mej powiedzieć,
Że niewątpliwie diabeł mnie opętał.



A co o lekarzu myśli jego własna rodzina?

30.


Mieć rodziców lekarzy!
Hej, ciężka sprawa, ciężka. Naprawdę.
Zawód medyka jest szlachetny, jest wręcz - jak mówi tata - powołaniem i nadaje sens życiu; ale, bądźmy szczerzy, co to za życie. Zwłaszcza dla rodziny, a konkretniej dla dzieci. Dzień w dzień albo i noc w noc opuszczane, dzieci są świadkami nieustannego zmęczenia swych zapracowanych rodziców oraz rozmów na tematy zawodowe dosłownie w każdej chwili dnia. Jeśli trafi się wolna godzinka między poradnią a szpitalem, rodzic będzie wolał pożerać czasopisma fachowe, względnie przygotowywać referat albo pracę naukową, zamiast odprężyć się z synem przy transmisji meczu ligowego. Jeśli uda się rodzicom i dzieciom zasiąść razem do stołu, rozmowa niechybnie zejdzie na świeżutki przypadek polineuropatii lub skomplikowane zapalenie ucha wewnętrznego z przetoką ropną i od razu rozgorzeje dyskusja, w której nie każdy z obecnych zdoła uczestniczyć. Na wakacje zaś - i to właśnie jest najdotkliwsza strona zagadnienia - będzie można wyjechać jedynie z babcią.


==========


Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu

Wyświetleń: 60292
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 119
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.02.2011 00:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Kochani! Rejestracja wirtualnej przychodni literackiej już czynna! Proszę zapisywać się na wizyty u naszych specjalistów i niespecjalistów!
Użytkownik: Marylek 02.02.2011 00:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani! Rejestracja wirt... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dobry wieczór, pani doktor! Chyba źle się czuję. Czy można coś na to poradzić? ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.02.2011 16:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobry wieczór, pani dokto... | Marylek
"Używaj wszystkich środków, od najmniejszej dozy oleju do największej dozy strychniny, a coś ci z tego pomoże, nawet - na nosaciznę." Doktor z 25 chyba miał rację, aczkolwiek trzeba byłoby mieć pewność, że ten olej to olej z rybich wątróbek, czyli tran, a nie na przykład rycynowy...
Użytkownik: Zoana 02.02.2011 00:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani! Rejestracja wirt... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pani doktór, pani da receptę na coś na wzmocnienie... na te 30 fragmencików na przykład... :)
Użytkownik: paren 02.02.2011 00:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Składając sobie życzenia z jakiejś okazji nigdy nie zapominamy o tym, by życzyć także zdrowia.
Wiemy, że w tej kwestii pomocą służyć będą lekarze... I to oni są bohaterami konkursu, przygotowanego przez Dot59. :-)

Życzę Wam miłej zabawy!
Użytkownik: Rbit 02.02.2011 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Składając sobie życzenia ... | paren
Mam nieodparte wrażenie, że u doktora nr 22 miałem już wizytę. A może oglądałem jakąś ekranizację??? Bardzo charakterystyczny fragment, który nie daje mi spokoju.
Użytkownik: janmamut 02.02.2011 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nieodparte wrażenie, ... | Rbit
Rzeczywiście charakterystyczny. A postaci z fragmentu sprawna, hmm, dusza była bardzo potrzebna do przetwarzania substancji, którą regularnie przyjmował.
Użytkownik: anek7 02.02.2011 00:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
O, a mnie przydałby się jakiś medykament na gigantyczny katar...
Użytkownik: janmamut 02.02.2011 01:53 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a mnie przydałby się j... | anek7
A próbowałaś płukać nos? Na początek wystarczy letnia woda bez dodatków. A żeby odetkać jedną dziurkę, kładź się na boku lub uciskaj przeciwległy dół pachowy.
Użytkownik: anek7 02.02.2011 18:27 napisał(a):
Odpowiedź na: A próbowałaś płukać nos? ... | janmamut
Mamucie, czy Ty sobie zdajesz sprawę, że ja na widok tego wpisu zaczęłam się zastanawiać który fragment mi mataczysz?
To już też chyba podlega pod poradę u wiadomego specjalisty...
Użytkownik: janmamut 02.02.2011 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamucie, czy Ty sobie zda... | anek7
:-)
Natomiast wymienione metody rzeczywiście sprawdzałem na sobie. Można rzec: testowane na zwierzętach.
Użytkownik: anek7 03.02.2011 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: :-) Natomiast wymienione... | janmamut
Bóg zapłać, dobry... hmm... ssaku???
Mogę oddychać:D
Użytkownik: Akrim 02.02.2011 07:22 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a mnie przydałby się j... | anek7
Oj, te wstrętne choróbska! Mnie katar męczył od piątku. Dziś jest już troszkę lepiej, jednak przypałętał się kaszel... :(
Może dusiołki konkursowe pomogą znaleźć jakieś cudowne medykamenty na te uciążliwe dolegliwości. :))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.02.2011 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, te wstrętne choróbska... | Akrim
Konkursowe to nie wiem, ale ja mam taki fajny góralski środek na kaszel - bierze się po łyżce masła, miodu i spirytusu, zagrzewa w rondelku mieszając, aż zrobi się jednolita ciecz, spożywa gdy jeszcze dość ciepłe, i tak trzy razy dziennie. Tylko nie można w tym czasie chodzić do pracy ani jeździć autem z wiadomej przyczyny :).
Użytkownik: Annvina 02.02.2011 17:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Zemsta jest słodka, prawda Dorotko?
Ty zaczęłaś zbierać taneczne fragmenty, a ja hop! - konkurs o tańcu, ja zaczęłam zbierać medyczne fragmenty (dziwiąc się nieco, ze jeszcze nikt wcześniej na to nie wpadł), a Ty hop! - konkurs o lekarzach! Ech, ocieram łzy skrajem kitla i idę czytać dusiołki...
Użytkownik: Marylek 02.02.2011 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Zemsta jest słodka, prawd... | Annvina
To Wy nie dowiadywałyście się najpierw, czy dany temat nie jest już zarezerwowany? :-p
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.02.2011 17:13 napisał(a):
Odpowiedź na: To Wy nie dowiadywałyście... | Marylek
Hihi, nie, bo już i tak cztery inne miałam zarezerwowane, więc jak wpadłam na ten pomysł, to sobie szybko przerzuciłam domową biblioteczkę, nazbierałam z 15 sztuk i dopiero napisałam do Bogny :). A gdy się dowiedziałam, że zajęty, stwierdziłam, że mi się będzie łatwiej zgadywało konkurs konkurentki :).
Użytkownik: ktrya 03.02.2011 07:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Zemsta jest słodka, prawd... | Annvina
Też o tym temacie myślałam, ale sprawdzałam, że była już kuracja, to sobie podarowałam :)
Użytkownik: margines 02.02.2011 22:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
To trzeba przyznać.
- Muszę wam wyznać,
że choć-m nie tchórz
to zapisuję
się już
do doktory,
bom... jakiś chory:(
Użytkownik: margines 02.02.2011 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Nie obraźcie się, nie obraźcie,
wypraszać mnie z gabinetu
- też się nie ważcie,
bo do lekarza mam sprawę
- właśnie dziś w dzień zacząłem zabawę!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.02.2011 22:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Jakoś żaden z tych 30 doktorów nie może nic zaradzić, żebym nie usypiała nad klawiaturą...
Po upływie niecałej doby od otwarcia przychodni zarejestrowało się dziesięcioro pacjentów. Jedyny gabinet, którego dotąd nikt nie odwiedził, należy do doktora nr 29 (trudno się dziwić, przeczytawszy taką wizytówkę pierzchłabym w popłochu :).
Na kolejne wizyty proszę czekać jutro, na dziś limit porad wyczerpany :). Proszę się nie obawiać, NFZ w odróżnieniu ode mnie czuwa i kolejka nikogo nie ominie :).
Użytkownik: KrzysiekJoy 03.02.2011 11:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś żaden z tych 30 dok... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przebadałem pacjenta 29, i postawiłem mu prawidłową diagnozę. :)
Użytkownik: Akrim 03.02.2011 15:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przebadałem pacjenta 29, ... | KrzysiekJoy
Czyli świetny lekarz z Ciebie, doktorze Joy! :-)
A badałeś może 1, 3, 4, 5, 10? Jakoś ze mną nie chcą współpracować, odmawiają badania i w ogóle.. ;) Pewnie boją się kichającej i kaszlącej lekarki. :))
Użytkownik: KrzysiekJoy 03.02.2011 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli świetny lekarz z Ci... | Akrim
Pacjenci wyżej wymienieni są bardzo ciężko chorzy, ich kuracja potrwa bardzo długo, a niezbędnym elementem w ich leczeniu musi być biblionetkowe medyczne sympozjum.

Wyleczyłem co prawda pacjenta z numerkiem 4. Pacjent ten jest chętny do współpracy, bo właściwie sam Stworzyciel wystarczył mi, abym przypomniał sobie, że na ową przyjemnie mi się chorowało.
Użytkownik: KrzysiekJoy 03.02.2011 15:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Czyli świetny lekarz z Ci... | Akrim
A resztę już masz? Bo mi przydała by się recepta od lekarzy z pokoju 10 i 24, bo te choroby pośrednio poznałem.
Użytkownik: Akrim 03.02.2011 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: A resztę już masz? Bo mi ... | KrzysiekJoy
A skąd!
Ponoć znam rodzica 24. Tak jak i 4 zresztą. I tyle tylko o nich wiem...;(
Użytkownik: KrzysiekJoy 03.02.2011 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: A skąd! Ponoć znam rodz... | Akrim
Kilkanaście lat temu, to o 24 chodziły legendy.
- Ty, wiesz jakie tam momenty są, czytałeś?
- Nie, bo nigdzie jej nie mogę dostać.
Za to inne rodzica, dostawało się bez problemu. :)
Użytkownik: Akrim 03.02.2011 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilkanaście lat temu, to ... | KrzysiekJoy
I tych innych było sporo... I takie raczej bezmomentowe. :))
Dziękuję! :-)
Użytkownik: anek7 03.02.2011 15:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Przebadałem pacjenta 29, ... | KrzysiekJoy
Ooo, ja ponoć znam rodzica tego pacjenta...
A 8 aby nie leczyłeś, bo tego to mam znać. Sama wiem, że gdzieś czytałam o tym zapracowanym medyku i nijak nie mogę go zdiagnozować:(
Użytkownik: Akrim 03.02.2011 16:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Ooo, ja ponoć znam rodzic... | anek7
Ja mam znać rodzica 8, ale jak na razie nie znam go. ;(
Użytkownik: KrzysiekJoy 03.02.2011 16:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Ooo, ja ponoć znam rodzic... | anek7
Czy sztorm może pomóc w zbliżeniu się do siebie dwojga ludzi? :)
Użytkownik: anek7 03.02.2011 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy sztorm może pomóc w z... | KrzysiekJoy
Pewnie może...
A to podpowiedź do 8 czy 29?
Użytkownik: KrzysiekJoy 03.02.2011 16:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie może... A to podp... | anek7
W Karolinie Północnej miał być ten sztorm, czyli mówię o 8.
Użytkownik: asia_ 04.02.2011 16:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Przebadałem pacjenta 29, ... | KrzysiekJoy
Hm, to może opowiesz coś o tym? ;)
Użytkownik: ktrya 03.02.2011 07:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
To teraz trzeba chorować na wszystkie choroby, by móc do każdego lekarza dotrzeć? ;-)
Chyba jedno rozpoznaję, a część wydaje mi się, że znam...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.02.2011 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Sprawozdanie z realizacji świadczeń zdrowotnych: po przychodni błąka się już 14 pacjentów, i każdemu lekarzowi złożono co najmniej 1 wizytę. Ale wciąż jeszcze są wolne miejsca!
Użytkownik: ktrya 04.02.2011 00:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawozdanie z realizacji... | dot59Opiekun BiblioNETki
wolne miejsca...?
no bo jak tylko prywatnie (można bezpośrednio zaznajomić się z właściwym lekarzem)... ;-)

PS. Dotarł mój e-mail?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.02.2011 17:34 napisał(a):
Odpowiedź na: wolne miejsca...? no bo ... | ktrya
Oj, od ciebie żadnego nie dostałam do tej pory! Nawet się dziwiłam, że na forum jesteś, a jeszcze się nie pokazałaś w poradni...
Użytkownik: ktrya 05.02.2011 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, od ciebie żadnego nie... | dot59Opiekun BiblioNETki
Spróbowałam ponownie późniejszym popołudniem... Doszło?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.02.2011 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Spróbowałam ponownie późn... | ktrya
Nie doszło! No niemożliwe, przecież nie mogłaś zrobić błędu w adresie, bo go masz w skrzynce na wp (chyba że wysyłałaś z innej poczty?). Sprawdzam maile codziennie po kilka razy między 16 a 23, a dzisiaj to co godzinę od rana do teraz, dostałam ich mniej więcej 30, ale od Ciebie nic nie było. Puszczę Ci maila od siebie, zobaczymy czy dojdzie.
Użytkownik: ktrya 05.02.2011 23:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie doszło! No niemożliwe... | dot59Opiekun BiblioNETki
Odpisałam, mam nadzieję, że doszło. Jak nie, to spróbuję wysłać z gmaila.
Użytkownik: Czajka 04.02.2011 02:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
No i znowu nic nie umiem z konkursu. Jedno tylko, taka jestem zdrowa. :)
Użytkownik: iste 04.02.2011 09:35 napisał(a):
Odpowiedź na: No i znowu nic nie umiem ... | Czajka
Dobrze, że chociaż jednego lekarza znasz ;)
Ja żadnego nie rozpoznaje :( A nie powiem, żebym zbyt zdrowa była ... jakiś katarek mnie męczy.
Użytkownik: Akrim 04.02.2011 13:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Co tutaj tak cicho? Jakby wszyscy obłożnie chorzy byli... ;) Tfu, tfu! :)

Odpuściłam sobie chwilowo kilku lekarzy z pierwszej dziesiątki (1, 3, 5, 10), bo ukryli się tak skutecznie, że ani widu, ani słychu. ;(
Usiłuję znaleźć dojście do tych z drugiej - 12, 17, 18, 19, ale też kiepsko mi idzie. Pomoże ktoś w ich zlokalizowaniu? :)
Dużo zdrówka dla wszystkich! :-)
Użytkownik: Marylek 04.02.2011 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Co tutaj tak cicho? Jakby... | Akrim
5 - sądząc z tytułu, dusiołek raczej nadawałby się do dużo wcześniejszego konkursu (sprzed lat) o takim środku komunikacji, na który dziś wszyscy psioczą, a kiedyś pan poeta taki śliczny wierszyk napisał!
17 (niepotwierdzone!) - to była walka z chorobą! Właściwie na tak dużą ilość zachorowań w jednym miejscu jest specjalne określenie. I ten pan doktor, wspaniała postać, dwadzieścia godzin pracy na dobę! Szkoda, że szkoła zniechęca do obowiązkowych lektur...

I to by było na tyle.
Czy masz 2, które ponoć czytałam? Tak samo jak 1, 23 i 26, których też nie rozpoznaję. :(
Użytkownik: anek7 04.02.2011 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 - sądząc z tytułu, dusi... | Marylek
2 -to pochodzi z takiego większego rodzeństwa. No chyba nie ma dziewczynki, która nie znałaby tej bohaterki kłócącej się ze swoim mężem lekarzem. Zresztą to nie pierwszy raz dochodziło do starcia między nimi. Pierwsza scysja zakończyła się gniewem i wieloletnim milczeniem. Ale jak widać w końcu im (a właściwie jej) przeszło...

26 - no, ta choroba (wzbudzająca krańcowe uczucia u pacjentów) to raczej Ci nie grozi, zwłaszcza w biblionetce:)
Użytkownik: Akrim 04.02.2011 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 - sądząc z tytułu, dusi... | Marylek
2 to klasyka dziewczyńska, którą czytałaś pewnie tak dawno, jak ja... :)
23 hit świeżutki - wzruszający i piękny, doktor w dusiołku to postać zupełnie marginalna, a sam dusiołek częściowo egzotyczny.
26 w obecnych skomputeryzowanych czasach pewnie zdarza się i taka miłość...
Dzięki za 5 i 17! :-)
Użytkownik: Oio 04.02.2011 18:33 napisał(a):
Odpowiedź na: 2 to klasyka dziewczyńska... | Akrim
Jak ja mogłam nie poznać od razu dwójki?! :) Przydałby mi się jakiś medykament na myślenie - mam dopiero trzy dusiołki.
Użytkownik: minutka 04.02.2011 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Niezłe ziółka z tych doktorów! Szczególnie gorzko robi mi się w gabinecie nr 13, który podobno odwiedzałam. Może ktoś z wtajemniczonych dosypać choć szczyptę cukru?
Użytkownik: Akrim 04.02.2011 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Niezłe ziółka z tych dokt... | minutka
Akurat w 13 takim ziółkiem była żona doktora. ;) Nie bardzo jej się podobało, że mąż spokojny, mało atrakcyjny, no po prostu, że nie jest rycerzem na białym koniu. A ona miała taakie marzenia! :)

A poznałaś może doktorów w gabinetach 27 albo 10 lub 12? Nie wspominając o innych ziółkach, np 1 i 29, którzy do grobu mnie prędzej wpędzą, niż wyleczą... ;))
Użytkownik: minutka 04.02.2011 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Akurat w 13 takim ziółkie... | Akrim
Widzę,że potrzebni nam ci sami specjaliści. A ten z gabinetu 29 nie tylko lubił swoich bohaterów wpędzać do grobu, ale i płatać im wesołe psikusy, nie wpadłam na razie na dusiołka, jest ich mnóstwo.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.02.2011 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę,że potrzebni nam ci... | minutka
O! Właśnie użyłaś słowa naprowadzającego na dusiołka!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.02.2011 10:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Akurat w 13 takim ziółkie... | Akrim
A propos grobu, to doktora nr 1 - będącego postacią całkiem realną - można poszukiwać w pewnym bardzo klimatycznym miejscu, obok kilkorga literatów, w tym jednego bardzo, bardzo lubianego przez konkursotwórców (tu akurat go nie ma, chociaż gdybym przejrzała posiadane w biblioteczce jego dzieła, pewnie jakiś fragmencik medyczny też by się znalazł).
Użytkownik: Marylek 05.02.2011 14:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Akurat w 13 takim ziółkie... | Akrim
A co tak pusto w poczekalniach u specjalistów? Czy wszyscy już zdrowi?

Był ktoś może u doktorów 10, 19 lub 22?

29 - tego lekarza znasz, nawet jeśli sądzisz, że go nie znasz. Jego wszyscy znają. A jak już do niego dotrzesz, to nie pomyl się w wyborze lekarstwa! ;)
1 - Och! Ten lekarz potrafił też leczyć światłem! ;)

A ten 13 to nasz?
Użytkownik: Akrim 05.02.2011 15:24 napisał(a):
Odpowiedź na: A co tak pusto w poczekal... | Marylek
Wreszcie się ktoś zjawił! :-)) Ja zaglądam często, a tu pustki... Nie odzywałam się, bo gardło zdarte kaszlem i siły nadwątlone szukaniem doktorów. ;)
13 - nie nasz, taki bardziej Joyowy ;)
19 - imię w dusiołku mylące - rodzic nie nasz. Tak jak rodzic 18, tak i ten miał ten sam zawód co jego bohater. 19 wybrał jednak trudniejsze podejście do życia i zawodu.
22 - to jedna z moich ulubionych książek, tatuś nie nasz. Wychowanek i zarazem uczeń, którego doktor chce wykształcić na swój obraz i podobieństwo, ma bardzo piękne starożytne imię. :)
10 też szukam, i jeszcze paru innych - np. 12, 27.
A 29 to nasz?
Użytkownik: Marylek 05.02.2011 15:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Wreszcie się ktoś zjawił!... | Akrim
Mów do mnie jeszcze, 18 też nie mam. :( W ogóle mam tylko połowę i wygląda na to, że na tym poprzestanę. :-p Tych, których szukasz też nie mam.
Najbardziej ubolewam, że nie rozpoznaję 23, chociaż miałam ponoć bezpośrednią styczność.

29 nie nasz. Chociaż, jakby tak uznać, że klasyka światowego dziedzictwa kulturowego należy do wszystkich... ;)

A może masz 11 lub 16? :)
Użytkownik: anek7 05.02.2011 16:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Mów do mnie jeszcze, 18 t... | Marylek
11 i 16 to z kolei nasze dziedzictwo kulturowe...

16 na 1000% czytałaś bo to lektura była - za moich czasów w szkole podstawowej. No ile takich pamiętasz gdzie jest o idealizmie i o zderzeniu ideałów z rzeczywistością, a i uczucie niespełnione w tle...

11 to trochę młodsze dzieło niż 16, tu z kolei marzenia się spełniają, a i jeżeli chodzi o kulturę to tam gzie toczy się akcja powieści mamy zderzenie trzech kultur...
Użytkownik: Marylek 05.02.2011 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Wreszcie się ktoś zjawił!... | Akrim
O, nie! Znalazłam 23 i idę się wstydzić do kąta! Ale doktora nie pamiętam w ogóle. ;)
Użytkownik: anek7 05.02.2011 16:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Wreszcie się ktoś zjawił!... | Akrim
Ja też bywam, ale tak mi jakoś nie idzie - nie wiem czy to utrzymujące się przeziębienie czy już ogarnia mnie otępienie wiosenne...
Ale zbieram się w sobie:)

a 29 to całkiem nie nasz, ale faktycznie wszyscy znają, choćby ze słyszenia...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.02.2011 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Stan na dziś, godz.23.00: pacjentów jest 17, a jedna osoba odbyła już komplet wizyt.
Najrzadziej odwiedzane są gabinety doktorów nr 12 (proszę się go nie bać! To prawda, że nie ma dyplomu żadnej uczelni medycznej, ale co on winien - w jego czasach takich nie było...) oraz nr 18 (a do tego to i ja bym się nie poszła leczyć, bo takie cyniczne podejście do życia źle rokuje). Obydwóch ich coś łączy z tym z 27, choć każdy z nich tym się zajmował w innych okolicznościach i w innym czasie.
Użytkownik: anek7 06.02.2011 10:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Ja wiem, że dzisiaj niedziela i przychodnia pewnie zamknięta - niemniej jakieś konsylium by się może zebrało...
Widać, że nasza Dot po drugiej stronie biurka jest i brak jej mataczeń:(
Na dobry (ha!ha!ha!) początek ogłaszam, że nie mam jeszcze tych dusiołków - 3, 4, 5, 10, 12, 14, 15, 18, 19, 20, 23, 24 i 27. Do pozostałych specjalistów służę adresem...

Ale, ale - czy mi się zdaje, czy dzisiaj nasza Rejestratorka świętuje imieniny?
Dorotko, jeżeli jesteś dzisiejszą Dorotą przyjmij najserdeczniejsze życzenia imieninowe:D
A jeżeli nie jesteś to przyjmij też - będzie jak znalazł we właściwym dniu;)
Użytkownik: Marylek 06.02.2011 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja wiem, że dzisiaj niedz... | anek7
4 - dusiołek jest kolorowym (!) rozwinięciem wcześniejszego dokonania mamusi, tego, za które zdobyła wcześniej słynną nagrodę w swojej kategorii.
5 mataczyłam powyżej, najlepiej jak umiem.
14 - tatuś bardzo znany z konkretnego typu literatury (związanej z tematyką konkursu), ale ten dusiołek się wyłamuje, choć tematyka ta sama.
15 - to jest trudne. Dowiedziawszy się, że to jeden z najwyżej ocenionych dusiołków rejestratorki, poszłam grzebać w jej ocenach, zastanawiając się, co by mnie tu zainteresowało. I znalazłam! Tytuł jest i przyziemny, i uduchowiony.
23 - wcale nie taki świeżutki ten hit, choć faktycznie piękny. Lekarz nie ma znaczenia, dusiołek jest o takim jednym małoletnim, jego towarzyszu i rodzinie. A potem małoletni dorasta...
24 - ja nie czytałam, ale ponoć niegdyś dusioł budził u nas kontrowersje, bo momenty były. ;)

Masz 22 i 28?
Użytkownik: anek7 06.02.2011 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: 4 - dusiołek jest kolorow... | Marylek
22 - jest niezła podpowiedź Akrim - ja po niej trafiłam. Dodam, że płyn niszczący hmm... duszę doktora jest w tytule (mam nadzieję, że to nie był czołg)...

28 - czytałam to dziecięciem nieletnim będąc, mamusia napisała sporo książek dla panienek, ale próbie czasu ostały się tylko niektóre. W wizualizacji innego dzieła mamusi (już dawno temu - sprawdziłam, to już pół wieku w tym roku mija...) pierwsze kroki stawiał jako dziecko jeden z najpopularniejszych naszych aktorów.
Użytkownik: Marylek 06.02.2011 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 22 - jest niezła podpowie... | anek7
Nie był, niestety. Nawet nie motocykl opancerzony. :(
Użytkownik: anek7 06.02.2011 18:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie był, niestety. Nawet ... | Marylek
Nie znalazłaś?
A ile Akrim ma wysoko ocenionych i zagrożonych (dosyć luźno, ale jednak) marskością?
A w opisie faktycznie super klasyczne imię występuje:)
Użytkownik: Marylek 06.02.2011 18:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie znalazłaś? A ile Akr... | anek7
Już znalazłam. :) Szukałam czegoś bardziej szkodliwego dla ... duszy, niż to, co w tytule. Trzy raz te oceny Akrim czytałam, uf! :-D

Teraz szukam 19, 20 i 28, ale powoli wymiękam - cały dzień nic nie przeczytałam, tylko przy kompie siedzę. Jutro też jest dzień. :)
Dzięki!
Użytkownik: anek7 06.02.2011 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Już znalazłam. :) Szukała... | Marylek
A 28 opowiada o bardzo dawnych czasach.
Pamiętasz, kto według tradycji przywiózł do polski sałatę, seler i taką "wymientom kapuste" (określenie mojego dziecka)? Ta osoba występuje w tle opowieści, a jej "druga połowa" to w tytule się znalazła...
Użytkownik: Marylek 06.02.2011 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: A 28 opowiada o bardzo da... | anek7
:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.02.2011 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja wiem, że dzisiaj niedz... | anek7
Trop imieninowy błędny - ja jestem wrześniowa - ale miło, że o tym pomyślałaś, dziękuję z wyprzedzeniem :).
Przy biurku czuwam, a do niektórych doktorów nadal sporo wolnych numerków!
Użytkownik: Akrim 06.02.2011 13:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja wiem, że dzisiaj niedz... | anek7
10 - najbardziej znana u nas powieść tatusia (nie dusiołek) została przeniesiona na scenę, a przyczyniła się do tego jedna z ukochanych poetek naszej Rejestratorki.
12 - ten medyk jest bardzo stary (tzn. żył bardzo dawno temu) i bawi się w detektywa w kraju, gdzie wiele wieków później najsłynniejszy detektyw świata urzędował wraz z innym doktorem.
27 - dusiołek wchodzi w skład dwuczęściowego cyklu, w tytułach obu części występują odniesienia do miejsc, w których rzecz się dzieje. Chłopiec z dusiołka stanowi w pewnym stopniu alter ego autora, a ten jest o wiele bardziej znany z powieści, w której tytule występuje pewien termin medyczny (a ściślej psychiatryczny).


Użytkownik: Akrim 06.02.2011 14:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja wiem, że dzisiaj niedz... | anek7
3 - wydana po raz pierwszy w 1929 roku autobiografia lekarza, pochodzącego z północnego kraju, lecz osiadłego w znacznie cieplejszym rejonie świata, co znalazło odbicie w tytule dusiołka. :)
Użytkownik: koczowniczka 08.02.2011 10:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
A ja wczoraj dzięki konkursowi przeczytałam fascynującą książkę. Zaczęło się od tego, że chciałam sprawdzić, czy w owej książce znajduje się fragment do punktu 15, kartkowałam ją i tak mi się fragmenty sposobały, że zaczęłam czytać książkę od początku. Okazała się prawdziwą ucztą dla ducha!
Użytkownik: Marylek 08.02.2011 10:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
A ja wciąż szukam 20. Ktoś coś wie? :)
Użytkownik: anek7 08.02.2011 10:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja wciąż szukam 20. Kto... | Marylek
Ja wiem:)
Gdyby się sugerować tytułem to powinna ta 20 wylądować wśród baśni a nie w klasyce gdzie się znajduje...
Użytkownik: gosiaw 08.02.2011 10:53 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja wciąż szukam 20. Kto... | Marylek
20 to jedyny fragment, jaki rozpoznaję. :) Ale fakt, że niestety czytałam konkurs tylko raz i to pobieżnie.

O 20 nie trzeba mówić nic. Wystarczy przeczytać fragment dokładnie. Tam jest drogowskaz, znacznie większy niż Mamut. ;)
Użytkownik: Marylek 08.02.2011 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: 20 to jedyny fragment, ja... | gosiaw
Czyżby?... :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.02.2011 19:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Pod koniec pierwszego tygodnia działania naszej wirtualnej przychodni mamy zarejestrowanych 19 pacjentów, z których 5 już zdążyło zaliczyć wizyty u wszystkich doktorów. Droga do niektórych gabinetów istotnie nie jest prosta, ale kto powiedział, że rejestratorka nie może udzielać wyrafinowanie pokrętnych podpowiedzi co do ich lokalizacji?
Użytkownik: anek7 09.02.2011 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Pod koniec pierwszego tyg... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja się natomiast zastanawiam gdzie się np. podział Joy, bo już go dawno nie widziałam na forum a jego mataczenia są świetne..:)

A na przyszłość mam taki postulat - Dot nie może robić konkursów, bo jak jej nie ma wśród mataczy to forum zamiera...
Użytkownik: KrzysiekJoy 09.02.2011 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się natomiast zastanaw... | anek7
Och, Anek, Joy'owy komputer znajduje się w informatycznym szpitalu, nie znam jeszcze wyniku operacji, a to dla przyszłych konkursowych tortur jest bardzo istotną sprawą. Jestem tylko "w pobliżu", gdy znajduję się w pracy, więc stąd moja mała aktywność.

Myślę, że lepszych podpowiedzi od tych, które udziela Dot, nie zdołałbym stworzyć. Zresztą nikt o nic nie pyta. Ci, co chcą wyleczyć się całkowicie, regularnie odwiedzają szpital główny i maltretują doktor Dot, aż osiągają wymarzony wypis. Im inne podpowiedzi są zbędne.
Użytkownik: anek7 09.02.2011 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, Anek, Joy'owy komput... | KrzysiekJoy
No nie wiem...

Ja ciągle jeszcze szukam trzech lekarzy 10, 12, 27. Mam co prawda namiary geograficzno-historyczne oraz rozrysowane wzajemne zależności pomiędzy tymi dusiołkami, ale przekopać się przez taką górę Dotowych ocen - zejdzie mi jeszcze parę dni...
Użytkownik: KrzysiekJoy 09.02.2011 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wiem... Ja ciąg... | anek7
10.
Stosunkowo szybko odgadłem, choć problemy były. Ja też prowadzę pewną tajną (no już teraz nie będzie ona tajemnicą) akcję czytelniczą. Każdy początek miesiąca rozpoczynam od lektury...no właśnie kogo?
Rodzic, nie jest mi całkiem nieznany. Dot kazała mi zwrócił na początek dusiołka. Ja z kolej zwracam Ci uwagę na zdanie ostatnie, a szczególnie na wariata, o którym też stworzył inną powieść.

12. Nie znam w ogóle. Może on źle obstawił walkę Maximusa Proximusa? Bo jak słyszę fortuna mu nie sprzyjała. Pojechał tam gdzie był też Maximus, i musiał (nie wiem czy na swoje szczęście czy nieszczęście) swoje zawodowe umiejętności wykazać. Choć leczenie pięknych niewiast...no starczy.:)

27. Bohater 27, występuje w szukanej książce pod nazwiskiem J. swoim zawołaniem rodowym.
Zajmował się m.in wychowaniem rodzica 27 (wówczas trzynastoletniego). A rodowód bohatera wywodzi się z miasta, w którym urodził się pewien znany prezenter radiowy, którego ojcem był znany malarz.
Użytkownik: Marylek 09.02.2011 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wiem... Ja ciąg... | anek7
10. Tatuś utytułowany, nawet do północnego kraju jeździł, a ja jakoś nie przepadam. Dusiołek, gdyby sądzić po tytule, sugeruje dostatnie życie w wielkiej posiadłości.
12. Szukaj w tych ocenach, co wiesz, bardzo dziwnego tytułu, gdzie przedstawiciel wiadomej profesji występuje w nieoczekiwanej kombinacji towarzyskiej.
27. Tu tytuł taki jakby bardziej podróżniczy się wydaje. Trzeba by jednak podróżować daleko od nas, poniżej równika. Każdy wilk morski Ci podpowie!
:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 09.02.2011 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się natomiast zastanaw... | anek7
Eee tam, a Mamut, a Marylek, a Ty? Zawsze się ktoś znajdzie, kto ma dobre pomysły na odkamuflowanie dusiołków! Tylko żeby ktoś mataczył, to ktoś musi pytać... a tym razem jakoś mało ciekawskich, chyba część już wymiękła i się poddała (niesłusznie, bo wystarczy dobrze pokopać po moich ocenach plus przestudiować to co jest na forum, i już połowa dusiołków namierzona).
Użytkownik: anek7 09.02.2011 20:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Eee tam, a Mamut, a Maryl... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja myślałam, że wszyscy już wszystko wiedzą...

A Mamut po podpowiedzi dotyczącej mojego prywatnego kataru (skutecznej i od przysłowiowego kopa zrozumiałej) też się gdzieś zakopcował i tyle...
Użytkownik: janmamut 09.02.2011 21:41 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja myślałam, że wszyscy... | anek7
A, bo mamuta w sesji to trzeba reanimować...

10. Spójrz na mamuta i poszukaj odpowiednika u rozpoznanego autora.

12. Tego nie znałem. Wręcz sądziłem, że w tamtych czasach to pieczone kurczaki nie były typową tanią potrawą. Ale jeśli ktoś się wychował na fast foodach, pewnie tak myśli.

27. Też nie czytałem, a zgadłem tylko na podstawie mataczeń Dot. Czytałem natomiast o czteroipółkilogramowym Sylwku (tylko nie szukaj w ocenach).
Użytkownik: Cirilla 09.02.2011 21:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Jaki ładny konkursik - zauważyła (nie)przytomnie wiedźminka... :)
Użytkownik: anek7 09.02.2011 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Ale się wszyscy wywołani przez Dot i moją skromną osobę szybciutko ujawnili;)
Dzięki za podpowiedzi:D
Biorąc przykład ze Scarlett O'Hara - "Pomyślę o tym jutro", bo teraz nieelegancko mówiąc "padam na pysk" (na klawiaturę) ze zmęczenia...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.02.2011 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Drodzy pacjenci,
jutro w rejestracji zawiśnie kartka "zaraz wacam", która zostanie zdjęta w godzinach wieczornych (prozaiczne obowiązki - trzeba skoczyć na zakupy do miasta), więc nadawców nocnych i porannych maili proszę o cierpliwość - na wszystkie odpowiem zaraz po powrocie. W sobotę i niedzielę będę ofiarnie wskazywać drogę, aby jak największa liczba pacjentów trafiła do jak największej liczby gabinetów :).
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 09:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Witam wszystkich stojących w kolejkach pacjentów :) Nieco zadyszana, nieco spóźniona, ale uf!!! zdązyłam!
Czy ktoś może podpowiedzieć słówko na temat szanownych panów doktorów z 23, 25 i 30 - ponoć odbyłam już wizyty w tych gabinetach, ale choruję chwilowo na jakąś złośliwą odmianę pomroczności i... nie pamiętam :(
Aha, czy ta lektura z 17 to dzieło tego... no takiego jednego, o którym na pewno uczyłam się na studiach?
Użytkownik: anek7 11.02.2011 09:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam wszystkich stojącyc... | Annvina
Ja tak na szybko coś o 25 i 30 bo czytałam i nie muszę zbytnio wysilać zwojów mózgowych.

Otóż 25 czytali pewnie wszyscy, którzy mogą się pochwalić posiadaniem matury:) Ja tego lekarza to nie do końca kojarzę, choć Żydów kilku się koło głównego bohatera kręciło. Pełno jest w tej książce wspominków przyjaciela owego X, nieuleczalnego wielbiciela Boga Wojny:)

30 - rodzic stworzył całą wielką "rodzinę" książek mówiącą o pewnej rodzince zamieszkującej jedno z najpiękniejszych polskich miast. Ten akurat dusiołek należy do młodszego pokolenia tej familii. Jak już trafisz rodzica to będzie z górki - ileż dzieciaków z tej rodziny było obciążone dwójką lekarzy jako rodzicami?

23 i 17 zgadłam ale po mataczeniach i muszę się nad nimi trochę zastanowić. Więc jak coś mądrego wymyślę to jeszcze napiszę:)
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tak na szybko coś o 25... | anek7
Potwierdzasz moje bardzo nieśmiałe przypuszczenia.
Tego doktora z 25 też nie kojarzę, za to głównego bohatera trudno zapomnieć :) Podobnie jak jego grafomańskiego przyjaciela ;)
30 też coś mi się kojarzyło z tą przesympatyczną parą lekarzy i w ogóle przesympatyczną rodzionką, więc dobrze... teraz tylko która część, zaraz znajdę :)
Dzięki!!!
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 10:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Witam wszystkich stojącyc... | Annvina
17 - tak! Jego sztandarowe dzieło, jeśli chodzi o literaturę piękną.
23 - rozmawiałyśmy kiedyś o tym dusiołku, pamiętasz? Acha, nie pamiętasz. Bo to było dwa i pół roku temu, jeszcze go wtedy nie przeczytałaś. Pisałaś, że dziś o cudzych losach i emocjach opowiadają seriale...
30 - mnie pomogła ta królowa Bona mataczona powyżej - powiedziałam sobie głośno: Królowa Bona i... i to, co mi się z nią skojarzyło, to było to!
Użytkownik: anek7 11.02.2011 10:55 napisał(a):
Odpowiedź na: 17 - tak! Jego sztandarow... | Marylek
Marylku, nie chcę się czepiać, ale ta królowa to była do 28 a nie do 30...
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 11:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, nie chcę się cze... | anek7
Ojejku! Rzeczywiście! Bardzo przepraszam. I się wstydzę. :(

W takim razie co do 30 się nie wypowiadam, bo to nie moja bajka.
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 11:34 napisał(a):
Odpowiedź na: 17 - tak! Jego sztandarow... | Marylek
To mi zabiłaś klina tą 23! Aż mi się mózg przegrzewa!
17 potwierdza moje przypuszczenia
A ta Bona z 28??? Nic mi się nie kojarzy z Boną... oprócz włoszczyzny ;)
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: To mi zabiłaś klina tą 23... | Annvina
Ale ona miała potomstwo... A to potomstwo miało swój dwór... ;)
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 11:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ona miała potomstwo..... | Marylek
Czy to możliwe, że 23 to jest TO? To arcydzieło???
A o potomstwie królowej włoszczyzny jeszcze będę myśleć ;)
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy to możliwe, że 23 to ... | Annvina
TO! Idź, obadaj, rozmawiałyśmy. :-D
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 12:11 napisał(a):
Odpowiedź na: TO! Idź, obadaj, rozmawia... | Marylek
Rozmawiayśmy, a jakże!
Wyleciał mi z głowy ten epizod z lekarzem, choć oczywiście pamiętałam dlaczego ta para się znalazła w tym gabinecie...
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 12:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozmawiayśmy, a jakże! W... | Annvina
Mnie też wyleciał. Zupełnie tego lekarza nie pamiętałam, aż wstyd. :(
Użytkownik: anek7 11.02.2011 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ona miała potomstwo..... | Marylek
Przepraszam, ale historyk ze mnie wyłazi - to był dwór jej męża a nie potomstwa:)

A przy okazji rodzicielka dusiołka nr 28 została sportretowana w jednym takim scenicznym utworze, który też w liceum się omawia.

Zajrzałam do ocen Annviny - Ty na prawdę tego "radosnego" dramatu nie czytałaś?
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 11:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przepraszam, ale historyk... | anek7
Hi, hi, bo oni mieli takie same imiona. Ojciec i syn, znaczy się. Ale faktycznie, syn takie badziej melancholijne budzi skojarzenia. :-/
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Hi, hi, bo oni mieli taki... | Marylek
Teraz to już w ogóle nie wiem, o czym Wy do mnie rozmawiacie.
Jakie liceum, jaki radosny dramat, jaki ojciec i syn?
Wracam do pracy!
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz to już w ogóle nie ... | Annvina
No, przecież tej królowej!
[Uciekać! Czołg!]

A z liceum to chyba miał Ci się kojarzyć ten pamiętnikarz z 25 i jego kumple, nie? ;)
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 12:37 napisał(a):
Odpowiedź na: No, przecież tej królowej... | Marylek
...a liceum jest tu:

"A przy okazji rodzicielka dusiołka nr 28 została sportretowana w jednym takim scenicznym utworze, który też w liceum się omawia."
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 12:43 napisał(a):
Odpowiedź na: ...a liceum jest tu: "... | Annvina
A, to tego nie wiem. Niech się Anek wypowie po konkursie. Ta rodzicielka już kiedyś w ten sposób była mataczona, pamiętam, i dużo czasu i energii zabrało mi wtedy dojście do sedna, ale widocznie mnie nie obeszło, bo znów zapomniałam. A może mniej masła powinnam jeść... :(
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz to już w ogóle nie ... | Annvina
Mnie kiedy wyrzucą z pracy za te konkursy! Mam 28, ale i tak nie wiem, jaki dramat.
Doszłam po płci Mamusi i pewnym jej dziele... obuwniczym ;) Nie wiem, dlaczego mi się skojarzyło, chyba przez tę ekranizację...
Użytkownik: anek7 11.02.2011 12:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz to już w ogóle nie ... | Annvina
Praca nie zając nie ucieknie:)

A zamieszanie faktycznie żeśmy z Marylkiem zrobiły - to Ci trochę uporządkuję.

Otóż ta "królowa włoszczyzny" miała męża i syna o tym samym imieniu (ale to z pewnością wiesz ze szkoły) i cała ta rodzina jest mniej lub bardziej widoczna w dusiołku nr 28.

Natomiast rodzicielka tego dusiołka została sportretowana w takim dramacie o bardzo radosnym tytule, który omawia się w szkole średniej. U Ciebie w ocenach go nie znalazłam, więc albo:

a) zapomniałaś ocenić
b) oglądałaś w teatrze
c) oglądałaś ekranizację naszego Mistrza uwieńczonego Oscarem.

Jakby nie było nie wierzę, że nie znasz tego dzieła:)
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 13:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Praca nie zając nie uciek... | anek7
"Praca nie zając nie ucieknie:)" - powiedz to mojemu szefostwu ;)
A o tym dramacie to mi powiesz po poniedziałku ;)
Użytkownik: anek7 11.02.2011 13:46 napisał(a):
Odpowiedź na: "Praca nie zając nie ucie... | Annvina
Znaczy się po zakończeniu konkursu?
Użytkownik: Annvina 11.02.2011 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Praca nie zając nie uciek... | anek7
a) Zapomniałam ocenić, ocenię po konkursie, żeby czołgami nie jeździć.
Czytałam, widziałam ekranizację, z tego dramatu pochodzi jeden z moich ulubionych cytatów, czasem wypowiadany z sentymentem, a czasem z ironią...
Tylko nie wiedziałam że ona to ona... jakoś mi to umknęło.
Użytkownik: anek7 11.02.2011 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: a) Zapomniałam ocenić, oc... | Annvina
:o)
Użytkownik: gosiaw 11.02.2011 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Mała ciekawostka konkursowa: administracja katalogu powinna być chyba wyłączona z rywalizacji konkursowej, albowiem czasem otrzymuje podpowiedzi w postaci zgłoszeń błędów i uzupełnień. ;)
Użytkownik: Marylek 11.02.2011 12:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Mała ciekawostka konkurso... | gosiaw
A ja wyedytowałam poprawkę do jednego dusiołka, bo to naprawdę nie ta kategoria, ale jak dotąd nikt jej nie przyjął. Może przez to, że trwa konkurs?
Użytkownik: gosiaw 11.02.2011 12:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja wyedytowałam poprawk... | Marylek
Nie, sądzę, że nie przez to. Napiszę Ci PW, bo tutaj mnie zaraz Dot wyleczy, dość radykalną kuracją, z psucia jej konkursowych dusiołków.
Użytkownik: anek7 11.02.2011 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Mała ciekawostka konkurso... | gosiaw
Czyli, że konkursy oprócz satysfakcji dla zwycięzców mają jeszcze pozytywny wpływ na działalność serwisu:)
Tylko się cieszyć:D
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 11.02.2011 18:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Już jestem! Liczba zarejestrowanych pacjentów wzrosła do 23, ale 7 już opuściło przychodnię, zaliczywszy pomyślnie wszystkie wizyty. Na pozostałych czekamy (ja i doktorzy, w konkursie o wiele mniej zapracowani niż w rzeczywistości :).
Użytkownik: paren 12.02.2011 18:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Z powodu awarii, która odcięła nas na kilkanaście godzin od BiblioNETki, postanowiłyśmy z Dot59 przedłużyć konkurs o 24 godziny.
Tak więc odpowiedzi można przesyłać do 15 lutego do 23.59 (wtorek/środa).
Mamy nadzieję, że osoby, które już odwiedziły wszystkich specjalistów nie będą rozczarowane tym, że ogłoszenie wyników opóźni się o dobę. :-)
Pozdrawiam!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.02.2011 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam Wam konkurs,... | paren
Przypominam, że dusiołkowi doktorzy jeszcze tylko przez jedną dobę czekają na wizyty!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: