Dodany: 26.01.2011 19:10|Autor: Pok

Kartezjańskie rozważania o Bogu i duszy


"Medytacje o pierwszej filozofii" stanowią główny wykład kartezjańskiej metafizyki. Jak zresztą zauważa Jan Hartman - tłumacz francuskiego wydania - francuskie "méditations" oznacza raczej rozważania niż medytacje (w naszym rozumieniu tego słowa), a oryginalny francuski tytuł brzmi właśnie "Méditations metaphysiques" (medytacje/rozważania metafizyczne). Esencję tego traktatu stanowi sześć medytacji, dotyczących takich problemów, jak Bóg, dusza czy prawda (wiedza pewna).

Kartezjusz w swoim dziele postuluje dualizm duszy i ciała oraz istnienie Boga (co w jego czasach było oczywistością). Co jednak istotne, Descartes nie tylko postuluje ich istnienie, ale twierdzi zarazem, że ma na to dowody. Dowody, które można uzyskać za pomocą czysto rozumowego dochodzenia. Proces ten z kolei rozpoczyna się od systematycznego wątpienia, w co tylko możliwe. Francuski uczony stara się nie dojść do granicy poznania, jak to czynią niektórzy, ale osiągnąć granicę wszelkiego zaprzeczenia. Ma zamiar dotrzeć do tej granicy, a następnie się od niej odbić i powoli upewniać się co do coraz to nowych rzeczy, których istnienia zanegować już się nie da. Aby osiągnąć pożądany przez siebie stan, wymyśla argument Boga-Zwodziciela, geniusza zła, potrafiącego zawsze nas zmylić - np. może nam się wydawać tylko, że widzimy to, co aktualnie postrzegamy, a naprawdę jest to coś zupełnie innego. Można powiedzieć, iż nigdy nie będziemy niczego pewni, przyjmując możliwość istnienia istoty, która zawsze będzie nas zwodzić, nieważne, co zrobimy czy pomyślimy. Ale czy na pewno niczego nie możemy być pewni? Po głębszym zastanowieniu Kartezjusz dochodzi do następujących wniosków:

"Wprawdzie jest jakiś zwodziciel, nie wiem jak potężny, który używa całej swej przebiegłości, by mnie wciąż wprowadzać w błąd. Więc bez wątpienia ja jestem, skoro on mnie zwodzi. Niech mnie więc zwodzi, ile chce, a i tak nie sprawi, abym był niczym, jeśli tylko będę myślał, że jestem czymś. W ten sposób po dokładnym zastanowieniu i rozważeniu wszystkiego, uznać należy za ustaloną tę konkluzję, iż stwierdzenie: jestem, istnieję jest z konieczności prawdziwe, ilekroć je wypowiadam lub pojmuję w duchu"*.

Jak widać, Kartezjusz osiągając granicę wątpienia, potrafi się od niej odbić, a pierwszą rzeczą, której może być pewnym na 100%, jest własne istnienie, wynikające z aktu wątpienia (myślenia - myślę, więc jestem). Co więcej, sam Bóg-Zwodziciel nie ma racji bytu, gdyż ja, upewniając się co do swojego istnienia, neguję jego wszechmoc. Nie może istnieć nieskończenie potężny Bóg ograniczony jakimś prawem.

Nie będę tutaj streszczać całej książki, a powyższe wnioski, zawarte w początku drugiej medytacji, przywołałem tylko po to, aby zobrazować system kartezjańskiego wnioskowania. Niestety, od razu uprzedzam, iż nie wszystkie postulaty stawiane przez francuskiego filozofa trzymają poziom wyłożonej powyżej myśli wyjściowej. Właściwie "Medytacje..." można opisać w trzech słowach, oznaczających kolejno porządek myśli; są to: wątpienie, ja, Bóg. Z wątpienia wyłaniamy własną egzystencję, z niej natomiast konieczność istnienia Boga.

Głębiej analizując podawane przez Descartesa dowody na istnienie duszy czy Boga, dochodzimy do pewnych nieścisłości, szczególnie widocznych współcześnie. Kartezjusz uważał np., że ciało jest tylko formą, pewnym wehikułem dla rozumu, który jest od niego oddzielony. Na dowód tego podawał fakt, iż można zwątpić w ciało, a nie da się zwątpić w akt myślenia, stąd też wynika, że dusza musi istnieć niezależnie od ciała. Jak bardzo się mylił, widać chociażby z obserwacji dzisiejszych badań neurologicznych. Gdy wytniemy pacjentowi cały płat czołowy, to nie ma szans, by doszedł do podobnych wniosków co francuski uczony. Podobnie ma się sprawa z dowodami na istnienie Boga, których punktem wyjścia było założenie wrodzonej u wszystkich ludzi idei nieskończonego, wszechpotężnego bytu.

Jak widać, kartezjańska metafizyka nie jest czymś, czemu będziemy bić pokłony czy rozmyślać godzinami nad genialnością jej twórcy. Główną korzyścią, jaką można wynieść z lektury, jest nie przyswojenie sobie zawartych w niej wniosków, ale próba zrozumienia myśli rządzących tamtą epoką oraz wywołana nimi chęć refleksji nad poruszanymi zagadnieniami (znalezienie nieścisłości, własna kontrargumentacja itd.). Z tych właśnie powodów można polecić "Medytacje..." osobom chcącym zasmakować przystępnie wyłożonych filozoficznych rozważań na wysokim poziomie. Ten jednak, kto sięga po lekturę tylko z chęci poznania jakichś prawd absolutnych, albo sromotnie się zawiedzie, albo wyrobi sobie błędne przekonania.

Na koniec jeszcze tylko dodam, iż pierwszy raz "Medytacje..." przeczytałem jakieś pół roku temu, lecz przyznam szczerze, że poza głównymi zagadnieniami niewiele zapamiętałem. Przy drugim podejściu byłem już znacznie lepiej obeznany z poglądami filozofa z La Haye, stąd też i zrozumienie sensu tego traktatu filozoficznego przyszło mi znacznie łatwiej.



---
* René Descartes, "Medytacje o filozofii pierwszej", tłum. Jan Hartman, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2004, s. 35.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3896
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: