Dodany: 17.01.2011 18:55|Autor: ewelina_86

Kilka godzin w Londynie


Wybierając sobie książki do czytania nie stosuję żadnego klucza, jednak często sięgam po autorów poleconych. Z Kenem Follettem było inaczej. Nigdy wcześniej nie czytałam żadnej powieści tego autora, choć samo nazwisko nie było mi obce. Nie jestem wielką wielbicielką kryminałów, więc bym sięgnęła po konkretny tytuł, musi pojawić się jakiś impuls. Na "Papierowe pieniądze" trafiłam zupełnie przez przypadek, przeglądając księgozbiór znajomego. Zaintrygował mnie głównie wstęp, w którym autor zdaje się sugerować, że czytelnicy nie docenili stworzonej przez niego fabuły! Stwierdza nawet, że "dobre pomysły sprawiają większą satysfakcję autorom niż czytelnikom"*! Dodatkową motywacją do sięgnięcia po powieść była jej tematyka – taka trochę political fiction, świat "brudnych" interesów, korupcji itd.

Akcja powieści toczy się od szóstej rano do czwartej po południu. W ciągu tych paru godzin czytelnik śledzi wiele wątków, które jeden po drugim łączą się ze sobą we w miarę logiczną całość. Osią fabuły zdaje się praca redakcji londyńskiej popołudniówki "Evening Post", do której wydzwaniają kolejne postaci, by wzbudzić zainteresowanie prasy i wywołać medialną burzę. Zdaje się, że autor chciał w ten sposób ukazać wpływ mediów na polityków i biznesmenów, jednak przedstawione wydarzenia stają się chwilami absurdalne, przy założeniu, że wszyscy jak jeden mąż wybierają właśnie tę, a nie inną gazetę.

Prasa działa jak straszak na polityków, bankierów i biznesmenów. Jednak w ogólnym rozrachunku okazuje się, że dziennikarze niewiele mogą zrobić (czemu? Nie będę zdradzała aż tak bardzo treści książki:)). Czyżby w latach siedemdziesiątych media nie były jeszcze "czwartą władzą"? ;)

W "Papierowych pieniądzach" uderza liczba wprowadzonych postaci. Są oczywiście bohaterowie –główni moderatorzy wydarzeń, jednak w natłoku drugoplanowych postaci stają się oni niejako rozmyci. Ta gmatwanina imion i nazwisk robi się w pewnym momencie dość męcząca, w kolejnych rozdziałach zastanawiałam się, czy aby nie zapomniałam, kim jest dana osoba…

W powieści jest chyba wszystko, co zdaje się, że powinno się tam znaleźć. Policyjne pościgi, kradzieże, wielkie pieniądze, szantaże, małżeńskie zdrady, dociekliwy młody dziennikarz–idealista. Niby wszystko jest, ale książka jakoś nie powala na kolana. Czyta się ją łatwo, szybko i całkiem przyjemnie, ale bez większej ekscytacji. Ot, taka sobie lektura na zimowe popołudnie.



---
* Ken Follett, "Papierowe pieniądze", przeł. Jerzy Chociłowski, Wydawnictwo Wojciech Pogonowski, Warszawa 1990, s. 7.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1381
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: