Dodany: 10.12.2010 12:44|Autor: moja06

Maski z twarzy


Po lekturze książki Daga Solstada "Patynozielone!" rodzi się pytanie – czy wszyscy jesteśmy tylko swoimi własnymi maskami? Wyobrażeniami o sobie, które oglądamy z zewnątrz, poprawiamy, ustawiamy i planujemy jak reżyser doskonały? Albo też, gdy zamykamy przeczytaną książkę, przychodzi refleksja, że w obliczu takiej mnogości masek na twarzach wielu otaczających nas ludzi i nam udziela się "maskowanie". Solstad w przedziwny sposób, w stylu co najmniej dziwacznym, aczkolwiek - jak sam autor mówi - zaczerpniętym od Witolda Gombrowicza, którego twórczością jest zafascynowany, w okrutny być może, bo prawdziwy sposób uzmysławia, że tak naprawdę z maską się rodzimy, i stopniowe jej zdzieranie, obdrapywanie pomaga nam samym dostrzec prawdziwe swoje oblicze. Ale aby nie było niesprawiedliwie, takiemu samemu "odzieraniu" możemy poddać twarze innych osób. To właśnie robi bohater Solstada – Geir, który podstępem, mieszając w uczuciach dwóch kobiet, odziera jedną z nich z maski, którą przywdziała. Albo z maski, którą nosi w oczach Geira. Może ktoś powiedzieć, że to okrutna historia, okrutna książka, i nie sposób się z nim nie zgodzić. Ale jeśli uświadomimy sobie, dlaczego wydaje nam się ona okrutna, zaczniemy w niej dostrzegać istotne prawdy. Stopniowe wnikanie w lekturę można porównać do kopania w brudnej ziemi, do uwalania się błotem, zatracenia się w poszukiwaniu własnego ja. Dla Geira tym "ja" było odzwierciedlanie oczekiwań innych. Widział on siebie tak, jak widzieli go inni. Chciał tak siebie widzieć. Jeśli komuś wydawało się, że Geir jest zabawny - silił się na humor, nienawidził siebie za to, że nie jest wiecznie młody, że starzeje się jego ciało i poglądy, podczas gdy wymaga się od niego ciągłej świeżości. Geir źle pojmował życie i jego codzienna gra doprowadziła go do zguby.

Czytając tę książkę Solstada ma się wrażenie przebywania w balonie, który wypełnia absurd, w którym można się unieść i zapomnieć o wszelkich zasadach i troskach. Zapewne każdy, kto czytał choćby raz Gombrowicza odnajdzie jego wpływy w twórczości Norwega. A myśl, że w kolejnym akapicie pojawi się wyimaginowany i nieprawdopodobny bohater na miarę Behemota - będzie częstym złudzeniem w trakcie lektury. Abstrakcja, fantazja, baśń, jednak prawdziwa – tak można określić "Patynozielone!". Zdjąć maskę, zedrzeć zzieleniały nalot i dojrzeć prawdę – to tylko można zrobić po lekturze tej książki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 713
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: