Nanoboty? Może na przystawkę
Kolejna recenzja i kolejna próba ogólnej klasyfikacji książek. Zatem są książki nieprzewidywalne, takie, w których każda strona odkrywa coraz to ciekawsze przygody i zaskakujące wątki, trudno przewidzieć, co wydarzy się w kolejnym rozdziale oraz jakie będzie zakończenie. Są też książki skonstruowane absolutnie odwrotnie niż te pierwsze. W większości przewidywalne, typowe i sprawiające wrażenie już raz przeczytanych. Trudno się na takie natknąć, więc jak się już to zdarzy, można powiedzieć, że miało się pecha.
Miałam pecha, bowiem książka Edwarda M. Lernera należy właśnie do tej drugiej kategorii.
Nie można oczywiście powiedzieć, by opowieść ta była nudna, to byłoby niesprawiedliwe. Ale z całą pewnością można ją przyrównać do amerykańskich filmów o kataklizmach. Dokładnie wiemy, co się stanie, dokładnie wiemy, kto zginie, a kto nie, a mimo to siedzimy przed telewizorem w pełnym napięciu i na każdą kolejną tragedię reagujemy emocjonalnie.
W tej recenzji wyjątkowo nie napiszę, jaki jest bohater, gdzie go poznajemy i co mu się przydarza, bo wiedzielibyście, jak potoczą się jego losy. Mogę jedynie powiedzieć, że postać skonstruowana jest dosyć konsekwentnie, bez zbędnych upiększaczy i bez uproszeń. Człowiek w 100%, przynajmniej na początku...
Opisy świata przedstawionego są sugestywne, chociaż czasami zdecydowanie brakuje im objętości. Wszelkie wprowadzenia do wydarzeń sprawiają wrażenie skróconych, co powoduje, że akcja wydaje się przyspieszona.
Zdecydowanie negatywną cechą tej książki jest jej fatalne tłumaczenie (Paulina Braiter). Bardzo dużo fragmentów jest napisanych nielogicznie, a wyrazy użyte przez tłumaczkę ewidentnie oznaczają co innego niż autor miał na myśli. Bardzo rzuca się to w oczy i utrudnia czytanie.
Kolejną przeszkodą jest zbyt częste korzystanie z terminów technicznych. I chociaż jest to thriller technologiczny i musimy liczyć się z pewną porcją wyrazów specjalistycznych, które mają nas wprowadzić w klimat, to jednak liczba tego typu wyrażeń jest tu absolutnie zbyt wysoka. Rozumiem, że autor chciał przybliżyć czytelnikom zagadnienie nanotechnologii i nanobotów, lecz wydaje mi się, że gdyby ograniczył się do połowy tego, co zaserwował, byłoby zdecydowanie lepiej.
Nie chcę, aby czytelnik recenzji odniósł wrażenie, że książka jest do niczego, bo na pewno tak nie jest. Mimo tych wszystkich negatywnych cech, które wymieniłam, uważam, że jeżeli lubimy tego typu wytwory i podejdziemy do tej pozycji zupełnie na luzie, dodatkowo zdając sobie sprawę z jej słabych stron, Edward M. Lerner zagwarantuje nam kawał dobrej zabawy.
Każda kolejna minuta poznawania możliwości nanobotów jest naprawdę pasjonująca. A jeżeli w książkach nie chodzi o emocje, to... nie wiem, o co.
[Recenzję opublikowałam wcześniej na stronie innego portalu dotyczącego książek]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.