Dodany: 26.10.2010 02:01|Autor: 5w4

Każdy z nas jest historią


„Jeśli chcemy poznać jakiegoś człowieka, pytamy o jego »historię – jego prawdziwą, najintymniejszą historię« – ponieważ każdy z nas jest historią. Każdy z nas jest opowiadaniem, które wciąż nieświadomie piszemy – piszemy naszym postrzeganiem, uczuciami, myślami, działaniem […]. Biologicznie, fizjologicznie nie różnimy się tak bardzo jeden od drugiego. Jako »opowiadanie«, historia – każdy z nas jest wyjątkowy, niepowtarzalny. […] Człowiek musi mieć takie opowiadanie, bezustannie opowiadaną sobie samemu historię, by być sobą, by posiadać tożsamość”[1].

Niejeden z nas, i na pewno nieraz w ciągu życia, miał choćby krótką chwilę refleksji nad tym światem. Kierunek ludzkich działań, ich sensowność, nasze możliwości – rodzą pytania i zachęcają do nieustannej rewizji dążeń i poglądów. Poddając wszystko wokół krytycznej analizie, tylko jedną rzecz (na ogół nie zdając sobie z tego sprawy) uważamy za pewnik, jedyną realnie istniejącą rzeczywistość. Tę rzeczywistość stanowimy my sami. Myślimy, więc jesteśmy. Od czasów Kartezjusza nic się tutaj nie zmieniło. Rozważania późniejszych filozofów odnośnie do ludzkiej kondycji i realności bytu dla większości z nas pozostają całkowicie niezrozumiałe. Mało tego – ich myślowe konstrukty wydają się totalną abstrakcją wobec konkretnej, namacalnej obecności ciała i zapewniającej nam ciągłość istnienia świadomości siebie.

Naprzeciw tej powszechnej pewności wychodzi ze swoją fascynującą książką angielski neurolog Oliver Sacks. Liczni recenzenci określają „Mężczyznę, który pomylił swoją żonę z kapeluszem” jako fascynujący tekst popularnonaukowy – i rzeczywiście w jego odczytywaniu i rozumieniu można zatrzymać się na tym etapie. Ale można też pójść dalej i spróbować wraz z autorem zadać sobie kilka nieuniknionych pytań. A wówczas nie znajdzie się chyba osoba, którą ta książka nie wstrząśnie do głębi. W swojej recenzji ograniczam się zaledwie do jej pierwszej części, bo nie sposób odnieść się do wszystkich po kolei, każda następna spełnia jednak wszelkie związane z nią oczekiwania.

Już na pierwszych stu stronicach („Straty”) Sacks z przenikliwością lekarza i wrażliwością humanisty przedstawia nam portrety ludzi, którzy swoją podstawę, swój fundament istnienia utracili. Opisuje ich heroiczne i rozpaczliwe próby poskładania świata na nowo przy braku tego najbardziej pierwotnego spoiwa. Trudno o równie przerażające obrazy. Kto z nas zdaje sobie sprawę z nieustającego czujnego wysiłku „oczu ciała” i tego, co stanie się z nami, kiedy te oczy oślepną? „Okropna, martwa zasłona”[2], o której mówi Christina (Rozdz. 3, „Bezcielesna kobieta”) to tylko jedna z konsekwencji nieszczęścia, którego brzemię bohaterka tej historii będzie musiała dźwigać do końca życia. Paradoksalnie, jej los wydaje się godny pozazdroszczenia w porównaniu z innym pacjentem, Jimmiem (Rozdz. 2, „Zagubiony marynarz”), któremu amnezja związana z zespołem Korsakowa odebrała trzydzieści lat życia i uwięziła go „w fosie, w jamie zapomnienia, […] w bezustannie zmieniającej się, nie mającej sensu chwili”[3]. A jak zinterpretuje czytelnik los doktora P.? (Rozdz. 1, „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”). Oto wybitny muzyk, który przez złożoną postać agnozji interpretuje świat na podobieństwo komputera – korzysta wyłącznie z algorytmów, schematów i kluczowych cech, a zarazem jest pozbawiony zdolności poznawczej oceny rzeczywistości do tego stopnia, że nie jest w stanie rozpoznać rękawiczki i róży. Co ciekawe, to głębokie kalectwo nie narusza jego muzycznego talentu, a dla niego samego pozostaje całkowicie niezauważalne! Już po przeczytaniu historii tych trojga (a to dopiero początek) nie sposób nie zadać sobie pytania, co gorsze: świadomość poniesionej dotkliwej straty czy bycie pozbawionym nawet tej świadomości, a wraz z nią – jakiegoś najgłębszego rdzenia tożsamości.

Nieco inną, fascynującą i osobliwie filozoficzną wymowę ma ostatni rozdział pierwszej części („Mowa prezydenta”). Oczami autora przypatrujemy się grupie chorych cierpiących na afazję czuciową (utratę zdolności rozpoznawania słyszanych słów przy zachowanej pełnej sprawności słuchu), którzy przyglądają się telewizyjnemu orędziu głowy państwa i pokładają się ze śmiechu. Komentarz Sacksa niepozbawiony jest podziwu: „Takiego chorego nie da się okłamać. Nie potrafi on uchwycić znaczenia wypowiadanych przez ciebie słów, więc nie mogą go one oszukać. To, co chwyta, chwyta z niezawodną precyzją, mianowicie idącą w ślad za słowami ekspresję, tę całą spontaniczną, bezwiedną wyrazistość, której nie można symulować lub fałszować, a co aż nazbyt łatwo udaje się robić ze słowami”[4]. Nie daje się również przekonać kobieta cierpiąca na agnozję tonu, niezwiedziona przez modulację głosu i emocjonalny ładunek przemowy, a osądzająca ją jedynie po poprawności języka i precyzji używania słów. „My, normalni […] – podsumowuje autor – rzeczywiście zostaliśmy okłamani. I tak chytrze połączono zwodnicze słowa ze zwodniczym tonem, że tylko ci z uszkodzonym mózgiem wyszli z tego cało, nie oszukani”[5].

Książka Sacksa napisana jest pięknym, literackim językiem (i tu pozwolę sobie nie zgodzić się z moim Kolegą, który nazywa go zbyt kwiecistym!) i poza naukowo rzetelnym opisem dostarcza czytelnikowi głębokiej filozoficznej i duchowej refleksji. Nie tylko nad istotą człowieczeństwa. Przy okazji analizy przypadku wybitnego muzyka autor poświęca też kilka zdań komentarza współczesnej nauce, której zarzuca nadmierne uproszczenie i mechaniczne sortowanie rzeczywistości, z odrzuceniem wszystkiego, co indywidualne i podmiotowe. „Nasza współczesna neurologia i psychologia poznawcza – pisze – nikogo bardziej nie przypomina niż biednego doktora P.! Tak jak on, potrzebujemy tego, co konkretne i realne; i nie widzimy tego, czego i on nie potrafił zobaczyć. […] Jego historia może służyć jako ostrzeżenie, co staje się z nauką, która unika osądów, unika tego, co osobiste, konkretne, i operuje jedynie wyliczeniami i abstrakcją”[6].



---
[1] Oliver Sacks, „Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”, tłum. Barbara Lindenberg, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1996, s. 144.
[2] Tamże, s. 79.
[3] Tamże, s. 50.
[4] Tamże, s. 110.
[5] Tamże, s. 113
[6] Tamże, s. 40.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14676
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: kocio 26.10.2010 17:24 napisał(a):
Odpowiedź na: „Jeśli chcemy poznać jaki... | 5w4
Drogi Kolego (względnie Koleżanko) =} - podtrzymuję swój zarzut. Sacks się jakoś strasznie upaja opisem, niemal czuję, jak podnieca go własny głos, to jest na granicy histerii lub grafomanii. Jeszcze jej nie przekracza (a może jednak?), ale mnie to już przeszkadza. Dla mnie część jego wniosków - w sensie znaczenia filozoficznego i egzystencjalnego tych przypadków - jest dosyć oczywista, więc niepotrzebnie bije tyle piany. Wolałbym trochę przestrzeni emocjonalnej zamiast natrętnego narratora i jego wizji.

Ale, jak już pisałem, poza tym to dobra rzecz i na pewno ciekawa - przynajmniej treściowo, ale jeśli kogoś nie męczy ta adoracja słów, to może także formalnie. Twoja recenzja bardzo ładnie pokazuje te dobre strony książki.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: