Dodany: 04.10.2010 19:20|Autor: Sen Endymiona

Perwersyjna podróż


Jest wielu miłośników i miłośniczek twórczości Winterson rozsianych po całym świecie. Oczywiście ja, jak zawsze, chciałem sprawdzić, czy na mnie także jej proza wywrze niezapomniane wrażenie. Po lekturze "Dyskretnych symetrii" jestem w stanie uznać tylko jedno. Nie zrozumiałem fenomenu tej pisarki, ale jednocześnie jej styl przyciąga mnie do siebie i zachęca, bym sięgnął po kolejną książkę.

Historia jest prosta: oto dwoje fizyków, Jove i Alice, poznaje się na pokładzie pewnego jachtu. Ona jest wolna, ale on jest żonaty. Pomimo tego nawiązują romans. Nie byłoby jednak żadnej fabuły bez jednego "ale". W wyniku nieoczekiwanego rozwoju wypadków Alice poznaje żonę Jove’a i zakochuje się w niej z wzajemnością, co owocuje tym, że trójka bohaterów wikła się w osobliwy trójkąt.

Ot, trójkąt – wielkie mi co, ktoś powie. I tutaj zaczynają się schody. Również i ja nie potrafię przekonująco powiedzieć, co takiego ukryła autorka w tym tekście, że historia tych ludzi poruszyła tak dużą liczbę czytelników. Może cały sens został zawarty w tej kilkunastoprocentowej części, której nie zrozumiałem – albo był to sens ukryty pod poetycznym bełkotem, albo fizycznym bełkotem, albo po prostu najzwyczajniejszym w świecie bełkotem. Jednak na szczęście nie wszystko okazało się bezużyteczną paplaniną, bo ze strony na stronę można było wyłapać coraz więcej zdań niepozbawionych sensu. Wkrótce cała historia uzyskała kształt. Bohaterowie, zaplątani w miłosne sidła, muszą podejmować ważne decyzje, z rozrzewnieniem wspominają minione lata, snują historie o ich narodzinach. Tutaj pojawia się pierwszy wyraźny plus, który dostrzegłem. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia każdej postaci, co ułatwia zrozumienie ich – czasami – zaskakujących zachowań.

Jednak nie mogę zaprzeczyć, że początkowe rozdziały nie miały najmniejszego sensu – były bezużyteczną gadaniną lub czymś, czego sens został starannie ukryty przed moimi oczyma. Pozostaje jeszcze jedna ewentualność, którą skwapliwie mogę przyjąć – ten artystyczny bełkot to po prostu nieodłączna część brawurowej narracji. To rozwiązanie wydaje się najrozsądniejsze ze wszystkich przeze mnie przedstawionych i je uznaję za tę najlepszą odpowiedź.

Bardzo dużo miejsca w "Dyskretnych symetriach" zajmują teorie fizyczne. Superstruny, kwanty, kwarki, dziury, kosmos – wszystko, co nigdy w mojej głowie nie zagrzeje miejsca. Nie staram się tego zataić – fizyka to moja achillesowa pięta; dziedzina, którą nie zamierzam zaprzątać sobie głowy. Jednak jako dobry badacz potrafiłem wytropić w Internecie również to, że fizyka nie jest mocną stroną i Winterson. Fizyk z wykształcenia uważa (co ja uznaję za święte, bo skoro ktoś zyskał wykształcenie w tym kierunku, musi mieć naprawdę ogromną wiedzę), że chociaż autorka bardzo się starała, to nie była w stanie opanować wszystkich terminów, z których skorzystała pisząc książkę. Jak się okazało, wiele elementów z dziedziny fizyki zostało przez Winterson przedstawionych błędnie, co zaowocowało tym, że tekst ten stał się bezładną paplaniną.

Jedno jest pewne – lesbijka i feministka zarazem zaskoczyła mnie tą powieścią. Nie zachwyciła, ale również nie sprawiła, bym z niesmakiem wspominał tę lekturę. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, książka jest dla mnie właściwie bezwartościowa, ale jestem pewien, że Winterson zyska dzięki niej wiele kolejnych miłośniczek. Ja sam jestem w kropce, a wszystko przez to, że nie wiem, czy zrozumiałem to, co autorka miała na myśli.


[Recenzję opublikowałem wcześniej na swojej stronie internetowej]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 760
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: