Magia "Pielgrzyma"
Żeby podjąć się recenzji książki Coelha, trzeba się od niej porządnie zdystansować, autor bowiem w przedziwny sposób czaruje Czytelnika, czaruje i zamracza... W efekcie można go albo "znielubić", albo pokochać, i to "od pierwszego przeczytania". Ja jestem żywym (choć dla Was tylko wirtualnym) dowodem na to, że Coelha można też obiektywnie ocenić...
Fanom Coelha zarzuca się przede wszystkim brak dojrzałości, opinie osób w moim wieku (20 lat) neguje się, dajmy na to, z powodu ich młodości.
"Pielgrzym" prawi, dobrze prawi o niezwykłości życia codziennego. Relacja oparta jest na osobistych doświadczeniach autora, co tylko dodaje jej autentyczności. Proste słowa sprawiają, iż czytelnik odnosi wrażenie, jakby mówił do niego zwykły, szary człowiek, mało wyszukane słowa brzmią jak wywód przyjaciela, bliskiego znajomego i to jest jeden z czołowych elementów, który machinalnie wywołuje sympatię do autora książki. Jest to, niestety, tani chwyt, ale skuteczny i w przypadku Coelha do wybaczenia.
Ten wzbudzający tyle skrajnych emocji Brazylijczyk z niezwykłym kunsztem i talentem odświeżył dobrze znane nam wszystkim "prawdy", i tu warto dodać, że te "prawdy" właśnie mają mu za złe sceptycznie podchodzący do jego twórczości. Ja się pod tym stwierdzeniem podpisuję - Coelho nie odkrył przecież Ameryki, on ją tylko pokazał z innej strony...
Motywem przewodnim "Pielgrzyma" są marzenia. To, co mi się w niej najbardziej podobało, to pokazanie (dla niektórych - przypomnienie):
- jak ważna jest wiara we własne siły,
- jaką rolę w naszym życiu odgrywają marzenia (zarówno te spełnione jak i niespełnione),
- jak ważna jest miłość (tu ciekawy jej opis zaczerpnięty z greki z podziałem na: Erosa, Filosa i przenikającym ich Agape),
- czym jest prawdziwa wiara;
a także:
- bardzo refleksyjne odniesienie do śmierci (ćwiczenie pogrzebania żywcem),
- ciekawie ujęta siła wroga (wróg ucieleśnieniem naszych słabości),
- podkreślenie wartości pokory.
Myślę, że warto sięgnąć po "Pielgrzyma", bo każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Warto jednak pamiętać, że to nie jest ani "Biblia", ani poradnik terapeutyczny.
Ja proponuję potraktować go tak: "Pielgrzym" to worek pełen pieniędzy, czytając go, wysypujemy je na stół. To, co da się zauważyć, to fakt, że monety są różne: są złotówki, dolary, korony, franki, funty itd. Czytelnik w zależności od upodobań (dla potrzeb porównania - w zależności od narodowości) powinien sięgnąć tylko po to, co mu się w jakiś sposób przyda.
Ci, którzy nie zauważają, że monety są różne - nie rozumieją twórczości Coelha. Ci, którzy zachłannie zgarniają wszystkie (zaślepieni fani), w zderzeniu z rzeczywistością prędzej czy później poczują się oszukani, bo pożytku z wszystkich nie ma i nigdy nie będzie.
Ja sięgam tylko po złotówki i z takim podejściem radzę czytać, a później odnosić się do książki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.