Dodany: 08.01.2007 21:03|Autor: montano

Roztrzaskana panorama


„Czarny nurt…” wywołał swego czasu spory pogłos w środowisku gombrowiczologów. Demonstracyjnie lekceważąc utarte interpretacje, Markowski dobrał się do Gombrowicza poprzez najistotniejsze chyba uczucie – cierpienie. Obalił jego wizerunek kreatora i sprytnego gracza, ukazując wstyd i głupotę rządzące życiem autora „Ślubu”.

Mój stosunek do tej książki jest bardzo ambiwalentny. Dzieło przenikliwej inteligencji, przesiąknięte pasją poznania, gwałtowny dialog pomiędzy Markowskim i Gombrowiczem. Przenikliwej inteligencji? Trochę za bardzo.

Zacznijmy jednak od stylu, który po prostu elektryzuje. Dumny, zadziorny, polemiczny, rozprawiający się po gombrowiczowsku z Gombrowiczem. Każde zdanie pulsuje pasją Markowskiego, jego potrzebą przeniknięcia do sedna i dotarcia do granic. Wydaje się, że wszystko pęknie, nie mogąc wytrzymać takiego naporu życia. Pojawia się jednak pewien szkopuł – erudycja autora. Jak pisał Gombrowicz przy okazji rozważań o jednym z esejów Sandauera – pełno w nim (Gombrowiczu) panoram*. Podobnie jest tutaj. Można by użyć jeszcze określenia Witkacego: przeintelektualizowany młynek**. Szczególnie pierwsze dwie części książki wypełnione są rozmaitymi Heideggerami, Lacanami i Sartre’ami. Zdaje się, że miał to być esej o Gombrowiczu, prawda? Po co w takim razie całe tabuny filozofów przewalające się przez tę książkę? Mnie nie interesuje Gombrowicz przefiltrowany przez Nietzschego, skonfrontowany z Nancym. Żądam od Markowskiego, aby przedstawił mi swój konflikt z autorem „Pornografii”, swój z nim dialog, wpływ, jaki ten na niego wywarł.

Jednak ów zabójczy nabój intelektualny, ta panorama, w której Markowski uwięził prawdziwego Gombrowicza roztrzaskuje się co chwilę o wcześniej wspomnianą pasję. Czytając o bólu, wstydzie i chaosie wyczuwamy, jak te gombrowiczowskie obsesje przeniosły się w duszę interpretatora. Szczególnie cierpienie, które zdaje się sprzęgać ze sobą w sposób nierozerwalny tych dwóch tak odległych (na płaszczyźnie czasowej) sobie ludzi. Najlepiej widać to w trzeciej części.

Takiej huśtawce od przeintelektualizowania do głębokiego porozumienia poddawałem się przez całą książkę. Skrzętnie budowana przez Markowskiego pajęczyna, składająca się z największych filozofów, co chwilę pękała pod siłą autentycznego dialogu, jaki podejmował z Gombrowiczem.



---
* W. Gombrowicz, "Dziennik", Wydawnictwo Literackie, 2004.
** S.I. Witkiewicz, "Nienasycenie", Wydawnictwo Zielona Sowa, 2004.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1366
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: