Dodany: 06.01.2007 21:43|Autor: Lutka 66

Estetyczny szok


(Uwaga: W poniższym tekście zdradzam szczegóły fabuły powieści)


„Miasto ślepców” to historia rozgrywająca się w bliżej niezidentyfikowanym mieście, które pewnego dnia ogarnia epidemia ślepoty. Z dnia na dzień kolejni mieszkańcy tracą wzrok, zanurzając się w oszałamiającej bieli. Chorych nie otacza ciemność, ale jaskrawa biel.

Pierwsi niewidomi zostają odizolowani w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Już w ciągu kilku dni napływają kolejne „transporty” chorych i wkrótce w strzeżonym budynku zamkniętych zostanie około 200 niewidomych osób. Zostają pozbawione wszelkiej opieki, mają zakaz opuszczania terenu szpitala, którego pilnuje wojsko. Odosobnienie jest zupełne, do chorych nie docierają żadne wieści ze świata.

Saramago „wkłada” bohaterów powieści w konkretną sytuację – gdy tracą wzrok – zamyka ich w ograniczonej przestrzeni i od tego momentu życie przestaje toczyć się utartym torem, a czas jakby zatrzymuje się. Jest tylko tu i teraz – przeszłość nie ma żadnego znaczenia, a przyszłości nie sposób sobie wyobrazić. Bohaterowie przeżywają niesamowitą udrękę codzienności.

Utrata wzroku powoduje częściową utratę tożsamości – ludzie stają się dla siebie nawzajem tylko poszczególnymi głosami. W powieści nie pada ani jedno imię, a bohaterowie przedstawiani są opisowo tak, jak poznawali się wzajemnie lub byli identyfikowani w tej nowej sytuacji przez jedną z głównych bohaterek. Zatem głównymi bohaterami są między innymi: lekarz, żona lekarza, zezowaty chłopiec, dziewczyna w ciemnych okularach, żona pierwszego ślepca, stary człowiek z opaską na oku.

Początkowo ta zupełnie przypadkowa grupa ludzi próbuje się jakoś zorganizować, wprowadzić namiastkę zasad i reguł (chociażby przy podziale skromnych porcji żywności), ale, niestety, nie udaje się przekształcić tej grupy w prawdziwą społeczność. Przerwanie początkowo regularnych dostaw żywności zapoczątkowuje wybuch odwiecznych, bardzo pierwotnych uczuć i zachowań. Zaczyna się brutalna walka o władzę, podział na oprawców i ofiary. Dominuje agresja, nietolerancja, a także zwierzęcy lęk i strach zmuszający ludzi do zachowań, które byłyby niemożliwe w „poprzednim” świecie. Chorzy dzielą się na niewielką grupkę, która nawet w tak ekstremalnych warunkach postanawia przejąć władzę i narzucić swoje brutalne zasady, i całą resztę, która w niesamowitym upokorzeniu i upodleniu temu się poddaje. Grupka głównych bohaterów, trzymając się razem i wzajemnie sobie pomagając, próbuje ocalić resztkę godności i człowieczeństwa, chociaż i ich sytuacja zmusza do nieprzewidywalnych i zaskakujących dla nich samych zachowań.

Pewnego dnia - chociaż nikt nie liczy upływającego czasu - okazuje się (w tragicznych okolicznościach), że strażników już nie ma i grupka głównych bohaterów opuszcza szpital. W mieście panuje totalny chaos, jego wszyscy mieszkańcy stracili wzrok. Nie ma wody ani elektryczności. Państwo jako struktura organizująca życie obywateli przestało istnieć. Ulice pełne są nieczystości, rozkładających się zwłok i zdziczałych zwierząt. Wśród tego błąkają się niewidomi usiłujący zdobyć cokolwiek do jedzenia. Powieść kończy się w sposób zaskakująco oczywisty, tak nagle, jakby sam autor znużył się już swoją opowieścią.

Książka napisana jest niezwykle plastycznie, dzięki czemu jest naprawdę poruszająca, ale, niestety, w moim odczuciu nie pozostawia już miejsca na refleksję czytelnika i jego wyobraźnię. Wszystko jest przedstawione bardzo realistycznie, dopowiedziane do końca, a Saramago za nas wyciąga odpowiednie wnioski i przytacza pasujące do sytuacji przysłowia i powiedzenia.

Od niemal pierwszych zdań razi (może tylko mnie) samo słowo „ślepy”, pojawiające się na każdej stronie co najmniej kilkanaście razy. Porusza, wytrąca z równowagi, drażni. Ale niewątpliwie słowo „niewidomy” nie miałoby takiej wymowy. Na marginesie mówiąc, jestem ciekawa jak to brzmi i jak jest odbierane w języku oryginału, czyli portugalskim.

Dalej, w miarę czytania, jest już tylko gorzej – jeśli patrzyć z punktu widzenia estetyki. „Sterty śmieci na ulicach stawały się coraz większe, ulewne deszcze sprawiły, że ludzkie odchody rozlewały się cuchnącymi kałużami. Wszędzie wokół kobiety i mężczyźni publicznie załatwiali swoje potrzeby, pozostawiając zarówno ślady o rzadkiej konsystencji świadczące o biegunce, jak i ekskrementy przypominające gęstością pastę do butów. Powietrze wchłaniało fetor brudnych ulic, a smród przybierał formę gęstej mgły, poprzez którą trudno było się przedrzeć. Na otoczonym drzewami placu, gdzie pośrodku stał pomnik, kilka psów pożerało ludzkie zwłoki. Biedak musiał umrzeć kilka minut wcześniej, gdyż jego ciało jeszcze nie zdążyło zesztywnieć i psy z łatwością odrywały od kości kawałki mięsa”*. Niestety, nie jest to wyszukany przeze mnie wyjątkowy fragment. Biorąc „Miasto ślepców” do ręki, należy być przygotowanym na estetyczny szok.

Warto też zauważyć, że Saramago stosuje swoją własną interpunkcję, sprowadzającą się do dwóch znaków interpunkcyjnych - kropki i przecinka, przy czym wydaje się, że ten ostatni zastępuje wszystkie pozostałe. Stąd też w jego powieści brak formalnego rozgraniczenia między wypowiedzią narratora a dialogami czy monologami wewnętrznymi bohaterów, co zmusza czytelnika do uważnego śledzenia narracji, z reguły bardzo wolnej, przerywanej licznymi dygresjami, komentarzami i opisami, wyraźnie górującymi nad akcją.

„Miasto ślepców” to ponad 300 stron pełnego tekstu bez ani jednego choćby akapitu. Moim zdaniem, powieść zyskałaby znacznie, gdyby była krótsza. Wiele scen, opisów i sytuacji powtarza się kilkakrotnie i przez to powieść fragmentami bywa nużąca. Jednak uważam, że książka zdecydowanie warta jest przeczytania, chociaż nie należy zabierać jej np. na plażę – wymaga koncentracji i skupienia.


---
* J. Saramago, „Miasto ślepców”, tłum. Zofia Stanisławska, wyd. Muza, 1999, s. 258.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 17167
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: