Nareszcie spotkałem się z książką, która mimo obwoluty głoszącej "najbardziej zaskakujący thriller roku" (czy cuś w tym guście, bo książka wróciła do biblioteki) okazała się być rzeczywiście zaskakująca. Nigdy nie lubiłem kryminałów, a książka Cobena chyba do tego gatunku mimo wszystko się zalicza. Jednak mimo niechęci do gatunku bardzo przypadła mi do gustu.

Cała rzecz zaczyna się od tego, że główny bohater wraz ze świeżo poślubioną małżonką wyjeżdżają nad odludne jezioro, by spełnić pewien znany tylko samym zakochanym rytuał. Tzn. nie zabijają kota ani nic w tym guście, tylko robią nacięcie na drzewie w rocznicę pierwszego pocałunku ;))). Kiedy później idą pływać - ona zostaje zamordowana, a on ciężko ranny ledwo wyżywa. Po 8. latach od tych wydarzeń facet otrzymuje maila od... nieboszczki żony z informacją, która w zasadzie może pochodzić tylko od niej. A dalej? Ostra jazda, zakręty na każdej stronie, totalna nieprzewidywalność (no może trochę ;)) ) i całkiem niezły finisz. W sumie całkiem fajna lekturka. Polecam.