Dodany: 21.12.2006 18:31|Autor: dot59
Co zbierze ten, kto sieje dobro?
Od czasu do czasu lubię sobie przeczytać zwykłą powieść obyczajową, bez drugiego dna, bez ulotnych aluzji, napisaną zwykłym, codziennym językiem. „Wybór Marty” spełnia te kryteria, opowiadając historię niepowszednią wprawdzie, ale zupełnie realistyczną (i – jak informuje notka wydawnicza – opartą na faktach).
Marta jest architektem, pracuje w biurze projektowym, a swoją przyszłość – niebezzasadnie – wiąże z kolegą z pracy. Samotna kobieta po trzydziestce – nawet wykształcona – to u progu lat 60. zjawisko wciąż jeszcze niepospolite, prowokujące pytania i aluzje otoczenia. Marta czeka więc z niecierpliwością na oświadczyny Roberta, pewnie już widząc w wyobraźni szczęście rodzinne w modelu 2+2 – i nagle w te uporządkowane marzenia wkracza zrozpaczona dziewczyna. Małgosia, córka dalekiego i znacznie starszego kuzyna, dopiero co zaczęła studia, jej chłopak przebywa na zagranicznym stypendium, ojciec jest poważnie chory na serce, a ona jest w ciąży. Głęboko przekonana, że rodząc dziecko, zrujnuje życie Grzegorza i zabije ojca, widzi tylko jedno wyjście: zabieg. Marta szuka argumentów, którymi mogłaby ją przekonać, ale bez powodzenia. W jej pamięci powraca obraz z lat wojny: sąsiadka, która dla ratowania obcego dziecka podejmowała się każdej pracy, wyprzedawała rodzinne pamiątki i rzeczy zaginionego na froncie męża – bo, jak mówiła, „to, co dobrego zrobisz w życiu, zostanie ci na zawsze. Ani złodziej tego nie zabierze, ani wojna, ani ogień, ani czas”[1]. I nagle wbrew samej sobie podejmuje decyzję za Małgosię: dziewczyna urodzi dziecko, a ona je zaadoptuje i wychowa. Nie spodziewa się, jak bardzo ten wybór zaważy na jej dalszym życiu…
To, co się dzieje później, prowokuje do stawiania pytań. Czy dobrze jest, gdy osoba oddająca dziecko do adopcji zna tożsamość jego przyszłych rodziców? Czy dziecko usynowione przez osobę samotną nie jest poszkodowane, z założenia wychowując się w niepełnej rodzinie? Czy i kiedy powinno poznać prawdę o swojej przeszłości? A także - jeśli zastanowimy się nad konsekwencjami tego i kolejnych wyborów Marty: na ile powinny być ze sobą szczere osoby planujące wspólną przyszłość? Czy przemilczenie lub przeinaczenie pewnych informacji może zabić miłość? Jak wiele można zrobić dla innych, by w tym usiłowaniu niesienia dobra nie zagubić siebie i swoich szans?
Przewijające się w tle retrospekcje z dzieciństwa Marty przypominają o wojennych losach Polaków. Co interesujące, współczesność potraktowana jest wyraźnie bardziej marginalnie; niewiele w niej szczegółów pozwalających umiejscowić akcję w czasie, i gdyby nie kilka dat wskazujących, że rozgrywa się ona w latach 1960-70 (71?), trudno byłoby samemu do tego dojść. Łatwość, z jaką bohaterowie pokonują granice (Marta nie ma problemu z wysłaniem Wojtusia do matki do Anglii, ani do Adeli do Holandii, a ojciec chrzestny chłopca, były żołnierz armii Andersa, swobodnie przyjeżdża z Londynu na urlop do Warszawy) pozwalałaby raczej sądzić, że rzecz dzieje się przynajmniej dwadzieścia lat później, bo przecież w latach 60. uzyskanie zagranicznego paszportu i wizy przez przeciętnego obywatela nie należało do rzeczy prostych…
To można jednak zaakceptować, założywszy, że autorce zależało przede wszystkim na prawdzie psychologicznej. A tej jest sporo, bo nawet codzienne scenki biurowe czy relacja Marylki ze schorowaną matką zarysowane są wyraziście i ostro – może i ostrzej, niż wydarzenia odgrywające rolę w zasadniczym wątku.
W sumie całość jest zupełnie strawna - choć raczej nieporywająca, stosunkowo mało dynamiczna, pisana dość chłodnym, wyważonym stylem - a podteksty religijne na tyle delikatnie zarysowane, że może je łatwo wyłowić czytelnik poszukujący w literaturze wartości chrześcijańskich, lecz tego, który nie pragnie być takowymi uraczony, nie powinny irytować czy razić (przynajmniej tak mi się wydaje).
_ _ _
[1] Lidia Witek: „Wybór Marty”, Wydawnictwo Księży Marianów MIC, Warszawa 2005, s. 154.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.