Dodany: 22.09.2004 22:20|Autor: Ariel
Dzban niezgody
Autorka "Ani z Zielonego Wzgórza" nie ma szczęścia do polskich przekładów - większość jej powieści znam pod kilkoma tytułami. "Historynka" albo "Wakacje na starej farmie", "Złocista droga" albo "Złoty gościniec", Emilki i książkę o Jane Stuart znam w trzech wersjach... Widocznie wielu tłumaczy uważa, że poprzednie tytuły były złe. "A Tangled Web" przeczytałam jako "W pajęczynie życia", ale wolę o niej myśleć jako o "Dzbanie", gdyż to on jest w powieści najważniejszy. On i ciotka Becky.
Klan Penhallowów i Darków, żyjący na Wyspie Księcia Edwarda, szczycił się wieloma przymiotami i tradycjami rodowymi - jak to klany mają w zwyczaju. Jedną z najsłynniejszych rodowych pamiątek był stary i niespecjalnie urodziwy dzban, który sto lat wcześniej Harriet Dark otrzymała w prezencie od swego narzeczonego, kapitana statku - przy czym przekazano go jej po tragicznej śmierci kapitana. Harriet umarła rok później z żalu, a dzban odziedziczyła jej siostra. Odtąd stanowił własność rodu. W jego posiadanie weszła w końcu ciotka Becky, która miała cięty język i w dowolnej chwili potrafiła przypomnieć każdemu wstydliwe momenty z jego życia. Wkrótce przed swoją śmiercią staruszka zwołała spotkanie rodzinne, na którym miała ogłosić, kto co po niej odziedziczy - a wszystkich najbardziej interesowało, kto otrzyma stary dzban. Ciotka Becky jednak nie ujawniła tego nikomu; powierzyła natomiast jednemu z członków rodu zapieczętowane instrukcje. Mogło to być nazwisko, mogło to być polecenie urządzenia losowania, mogła to być również lista warunków, jakie miał spełniać ten, kto odziedziczy dzban... Nic więc dziwnego, że niektórzy postanowili się poprawić, byle tylko otrzymać cenną pamiątkę.
Lucy Maud Montgomery po raz kolejny udowodniła, że jest absolutnie genialną autorką powieści obyczajowych. W "Dzbanie ciotki Becky" nie dzieje się właściwie nic, co nie mogłoby się wydarzyć naprawdę w dowolnej większej rodzinie, a jednak (może raczej: i właśnie dlatego) książka niesamowicie wciąga. Smaku dodaje jej zróżnicowanie postaci, będących głównymi bohaterami historii: Margaret - stara panna, a zarazem wielka marzycielka, tęskniąca za pewnym niewielkim domkiem, zdziwaczały Człowiek Księżycowy, młoda i zakochana Gay (jej osoba troszeczkę kojarzy mi się z Nutrią Borejko), para, która rozstała się po kilku godzinach małżeństwa w nieznanych nikomu okolicznościach, Donna - wdowa, której ojciec sprzeciwia się małżeństwu z Piotrem-podróżnikiem...
Wydaje mi się, że powieść bez większych zmian można by przenieść na ekran jako komedię obyczajowo-romantyczną. Można nawet zachować oryginalne dialogi - niektóre są znakomite. Ponieważ jednak nie zapowiada się na to w najbliższym czasie (a może "Dzban" został sfilmowany, a ja nic o tym nie wiem?), trzeba książkę przeczytać. Jest urocza. I podoba mi się o wiele bardziej od "Ań", "Emilek" i innych powieści o nastoletnich pisarkach i nieco starszych nauczycielkach. Pewnie dlatego, że takie bohaterki w niej nie występują...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.