Dodany: 16.09.2004 21:46|Autor: Aja

Piękno, dobro, prawda


Uznany pisarz i zarazem mieszczanin, przestrzegający form przynależnych jego klasie, Gustav von Aschenbach przybywa do Wenecji. Już w czasie podróży owe "formy" ulegają pewnemu zniekształceniu (pojawienie się rudzielca, pasażer na statku, gondolier), co stanie się zapowiedzią przyszłych wydarzeń.

Człowiekowi pokroju Aschenbacha, żyjącemu u schyłku epoki mieszczaństwa, świat wydaje się uporządkowany, każde pojęcie zdefiniowane. Zwłaszcza piękno znajduje się w kręgu zainteresowania Aschenbacha. Cały porządek tego świata upada, gdy pisarz "poznaje" 14-letniego Tadzia.

"Śmierć w Wenecji" jest niesamowitą opowieścią nie tylko o pięknie, ale również o niejednoznaczności świata, w którym niezachwiane przekonania muszą lec w gruzach.

Polecam też film Luchino Viscontiego o tym samym tytule.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 14542
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: mmartam 16.12.2005 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Uznany pisarz i zarazem m... | Aja
Pierwszy raz piszę recenzję tutaj,więc pewnie nie będzie ona taka ciekawa jak te, które już czytałam.

Czytając tą ksiązkę zwróciłam uwagę na coś innego niż osoby piszące wcześniejsze opinie.Mam na myśli klimat Wenecji - świetnie oddane miasto,wąskie uliczki, woda, zaduch, nieprzyjemny zapach latem, epidemia.

Poza tym motyw artysty filistra - Aschenbach, znudzony życiem wyjeżdża, długo zastanawia się nad wyborem miejsca, w którym pozostanie. Podróżuje sam, nie zbliża się do nikogo, za wyjątkiem czternastoletniego polskiego chłopca - Tadzia (nie jestem pewna czy to mozna nazwać zbliżeniem).
Użytkownik: beholt2000 26.11.2006 00:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwszy raz piszę recenz... | mmartam
Nie przesadziłaś z tym "filistrem"? :)
Filister to określenie pejoratywne - zupełnie nie ima się postaci Aschenbacha.

Użytkownik: Marie Orsotte 26.03.2008 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Uznany pisarz i zarazem m... | Aja
Film, moim zdaniem, nawet lepszy od opowiadania - co w przypadku Manna wydawało mi się niemożliwe, a jednak... Muzyka Mahlera robi swoje ;)
Użytkownik: Bozena 20.11.2008 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Film, moim zdaniem, nawet... | Marie Orsotte
Muzykę tę, która rozbrzmiewa w tle filmu, o ile wiem, Gustav Mahler napisał specjalnie dla... Ryszarda Wagnera, a ściślej, upamiętnił w ten sposób jego śmierć na wyspie... Lido. Można zatem mniemać, że u Viscontiego nic nie było przypadkiem, prędzej skojarzeniem. Tomasz Mann, jak wiesz, uwielbiał Wagnera, Luchino Visconti – Manna [Prousta też :)].
Film „Śmierć w Wenecji” mam w pamięci do dziś, a oglądałam go ponad dwadzieścia lat temu. Wiadomym jest mi teraz, że Tomasz Mann przebywał wraz z żoną na wakacjach w Wenecji w roku 1912, gdzie spotkał... Tadzia (Władzia z Warszawy, wraz z matką, siostrami i guwernantką), i to, co opisał on w opowiadaniu dotyczy jego własnych odczuć sublimowanych przez twórczość. Ale wtedy, gdy oglądałam film byłam pod wielkim wrażeniem umiejętności oddania przez Viscontiego klimatu tamtego czasu, nie myślałam o Mannie, oddania cudnej scenerii w Wenecji z plażą i morzem, świetnego uchwycenia uczucia zbudzonego w starszym mężczyźnie za przyczyną piękna, które sobą, samym istnieniem swym, roztaczał Tadzio, prześliczny chłopiec. Nie dopatrywałam się tutaj inwersji uczuć (choć w zamyśle twórcy niewykluczonej ze względu na wspólny dla niego, Manna i Mahlera motyw... odmiennego udręczenia-pragnienia), a widziałam niezmierzoną tęsknotę Aschenbacha za młodością, za pięknem, i widziałam jego, wcale nie brzydką, śmierć na Lido. Choć w pełnym „de-makijażu” (dla niektórych odstręczającym), to w bliskości upragnionego piękna! Film – znakomity! Szczególnie zapamiętałam falujące, jasne, do ramion sięgające włosy Tadzia i marynarskie ubranko jego (to moda z Kilonii); w takie ubierany był brat Tomasza Manna – Viktor; nie znosił on tego stroju uważając, że wyglądał w nim jak „małpa” (jego określenie). Jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku można było i u nas, w Polsce, zaobserwować umiłowanie rodziców do odziewania dzieci [dziewczynki też :)] w marynarskie ubranka.

Zdarza mi się myśleć o Tobie, Marie, dlatego wpisuję te słowa. Ty, wyjątkowa miłośniczka Tomasza Manna, może skusisz się na lekturę: „Było nas pięcioro: Wizerunek rodziny Mannów” autorstwa Viktora Manna (oprócz mnie, tylko jedna osoba oceniła tę książkę tutaj, a warto tę pozycję przeczytać). Spisał on (niedługo przed śmiercią) historię rodziny ze swojego punktu widzenia, z odwołaniami też do twórczości sławnych, dużo starszych od niego, braci („wujków”), i ich inspiracji. Viktor nie był pisarzem, ale, sądząc po wymienionym tu dziele, mógłby zapewne nim być. To wielobarwna, dobrze napisana, panorama miejsc, tradycji, obyczajów, więzów rodzinnych, charakterów ludzkich, zachowań człowieka w kręgu świetności i upadku mieszczaństwa. Viktor nie miał pretensji do nazywania go pisarzem, a nawet śmiał się, że i tak jest najhojniej na świcie wynagradzanym „artystą”, bo... bracia go zawsze finansowo wspierali. Ot, tak po prostu, choć udało mu się powiedzieć („podpuszczanym” będąc) kilka zdań, które trwale zapisały się w ich dziełach, zwłaszcza w „Buddenbrookach”. Tomasz, co w moich oczach czyni go kimś więcej niż bratem, szczodrze obdarował Viktora – uzyskawszy nagrodę Nobla.

Kimś więcej, ale... Przeczytałam recenzję Twą książki „Moje czasy: Eseje” już dawno temu, lecz nadal nie daje mi spokoju zdanie, w którym o konieczności „całowania po rękach” Tomasza Manna piszesz, w bliskości tej samej konkluzji Gombrowicza, i piszesz o konieczności „duchowego klęczenia” przed Mannem. Och, nie! Aż tak, nie! Marie... Tak wiele splotło się, i tutaj, w jednym miejscu, o tym wszystkim napisałam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: