Dodany: 28.08.2004 12:45|Autor: nikosizina

Książka: Jeździec bez głowy
Reid Thomas Mayne (Mayne-Reid) (1818-1883)

2 osoby polecają ten tekst.

Nie opowieść o duchu, lecz obraz ludzkich namiętności


Siadając do czytania, nie czułam się szczególnie zachęcona, zwłaszcza że ci, którzy już znają "Jeźdźca bez głowy", skutecznie sugerowali, że nie warto marnować czasu na tak nudne lektury. Najczęstszym zwrotem było: "Ta książka nawet nie umywa się do filmu"... I tak to chyba oczywiste, że się nie umywa, skoro film jest o czymś zupełnie innym. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Autorem książki jest Thomas M. Reid, który po powrocie z wojny toczącej się pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem i wyleczeniu ran zajął się pracą literacką. Pisał głównie o Indianach, trampach i pionierach osadnictwa w Ameryce, jego książki doskonale ukazują brutalną walkę o byt, ludzkie namiętności oraz ostre konflikty, jakie rodzą się między ludźmi. "Jeździec bez głowy" nie odbiega od tych wyznaczników jego prozy.

Akcja rozpoczyna się gdzieś na rozległej równinie Teksasu, przez którą powoli brnie karawana z rodziną Pointdexterów - Woodleyem (ojcem), Henrykiem (synem), Luizą (córką) i kandydatem na jej męża - Kasjuszem Calhounem, na którego nieszczęście, a szczęście Luizy, która oczywiście nie darzy go zbyt głębokimi uczuciami, gubią się na równinie, i z pomocą przybywa im przystojny Maurice Gerald. Młoda dama od pierwszej chwili pała gorącym uczuciem do niego, które dodatkowo rośnie, gdy młody łowca koni robi jej prezent w postaci pstrokatego mustanga.

Młoda para jest w sobie zakochana do szaleństwa, lecz wiedząc, że ojciec Luizy nie przystanie na ten związek, spotyka się w tajemnicy; gdy pewnego dnia Luiza wychodzi na spotkanie z ukochanym, zauważa to zazdrosny Kasjusz, który mówi o tym Henrykowi, a on w młodzieńczej zapalczywości wypędza Maurice'a; gdy w końcu pojmuje swój błąd, postanawia pojechać za człowiekiem, którego uważał za przyjaciela. To najbardziej tajemnicza noc w całej powieści: ginie ślad po młodym panu i pojawia się jeździec bez głowy.

Najprostszym rozwiązaniem jest oskarżenie poskramiacza koni o zabójstwo Henryka dokonane w akcie zemsty, ale to byłoby zbyt proste, a poza tym zepsułoby całą fabułę, bo przegrałby teoretycznie "ten dobry", Kasjusz ("ten zły") pozostałby na wolności, a piękna Luiza nie poślubiłaby człowieka, którego kocha. Tak więc, aby nic nie było za proste, rozpoczyna się śledztwo.Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Summa summarum powieść jest bardzo dobra, może trochę rozdrabniają ją rozdziały liczące po pół strony i nieco za szybko prowadzona akcja, która najpierw stoi w miejscu, a chwilę później robi nieoczekiwany zwrot o 180 stopni. Bardzo podobały mi się opisy, zwłaszcza ten, w którym Maurice leży na stepie półżywy - w tej chwili naprawdę czuje się coś niesamowitego, jakbyśmy tam byli i sami czołgali się po stepie, walczyli z dzikimi zwierzętami i robili rzeczy, na które niewielu by się odważyło.

Główny bohater nie jest ukazany jako nadczłowiek, w którego nie trafiają kule i który może walczyć z całymi armiami, gdy zostanie sam na polu walki. Zamiast tego ukazany jest człowiek, który odrzucił tytuły i honory, by robić to, co kocha. Zamieszkał w małej chatce gdzieś na rozległej równinie z jednym pomocnikiem. Ciężko pracował i nie poddawał się w najcięższych sytuacjach; to pewnie dlatego zasłużył na nagrodę, jaką niewątpliwie jest miłość pięknej Kreolki.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8817
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: hrabol 03.11.2004 14:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Siadając do czytania, nie... | nikosizina
Taka mała dygresja w kwestii podstawowej. Film T. Burtona Jeździec bez głowy powstał na podstawie książki innego autora - mianowicie Washingtona Irvinga i z książką T.M. Reida rzeczywiście nie ma (bo nie może) nic wspólnego.
Użytkownik: matiz29 18.11.2007 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Siadając do czytania, nie... | nikosizina
Pieknie, pieknie, pięknie...
Tylko nie wiem jak można tyle powiedziec o książce która jest zmniejszona czterokrotnie?
Nigdy nie byłem zwolennikiem czytania streszczeń, ponieważ nie oddawały one pełni sensu danej książki. Rozumiem, że ktoś, kto sięgnął po tę książkę w tej wersji tłumaczenia nie miał możliwości przeczytania pełnej wersji. Moje doświadczenia z tą powieścią zaczęły sie gdy miałem pięć lub sześć lat. Pierwszy raz przeczytała mi ją siostra- była to książka która posiadała około 500 stron (gwoli wyjaśnienia wydanie którego opis znajduje sie powyżej posiada 128!!!-i nie da sie tego wytłumaczyć formatem ). Do tego tłumaczenia siegałem później jeszcze kilkanaście razy i za każdym razem odkrywałem w nim cos nowego.
Lecz nadszedł sądny dzien gdy w ręce moje trafił egzemplarz wydany w 1966 roku- i dech mi zaparło!!!! Okazało się, że znalazło sie w nim wiecej rozdzialów, które w poprzednim próżno było szukac. Moje zaskoczenie zmieniło sie w uwielbienie dla mojego nowego "odkrycia".
Ten egzemplarz był pełnym tłumaczeniem, był najbliższy oryginałowi po który miałem okazję sięgnąć wiele lat później. Był najwierniej tłumaczonym pod względem treści jak i klimatu.
Teraz kilka słów komentarza do wywodów poprzedniczki.
W tej książce nie ma natarczywie krótkich rozdziałów, które urywają sie po dwóch stronach. Nie ma także gwałtownego przyspieszenia akcji-rośnie ona stopnniowo.
Teraz kilka słów do wydwcy.
Uważam takie potraktowanie tak zacnej powieści za profanację. Dlaczego? Dlatego,że obniża to w znacznym stopniu poziom utworu i powoduje, ze czytelnicy po przeczytaniu takiej książki odwracają sie od czytania. I mają rację. Rozumiem, że wydawnictwo chce zarobić na tytule lecz jakim kosztem?!
Czy następnym krokiem bedzie opracowanie "Krzyżaków" do stustronicowej wielkości??
TA KSIĄŻKA W TYM TŁUMACZENI NIGDY NIE POWINNA UJRZEĆ ŚWIATŁA DZIENNEGO!
Pozdrawiam i zachęcam do sięgania po inne, mniej oszczędzające wydawnictwa.
Andrzej M
Użytkownik: chjena 19.08.2009 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Pieknie, pieknie, pięknie... | matiz29
Ha, ja w bibliotece dorwałam wersję Iskier z 1966... ale sama nie wiem, czy to dobrze. Poleciałam na chwytny i oklepany tytuł, nie spodziewając się w środku prerii i Indian. Książka co prawda momentami wciągała, jednak zasadniczo skupiałam się na tym, żeby ją jak najszybciej skończyć. Może kwestia tego, że zły już wiek na bajki niezasłyszane w dzieciństwie.
Użytkownik: lachus77 18.11.2013 19:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha, ja w bibliotece dorwa... | chjena
I ja w pewnym momencie chciałem już skończyć czytać książkę. Powiedzcie mi, bo czegoś nie do końca zrozumiałem - ten jeździec bez głowy to duch zamordowanego, który dopóty się pojawiał, dopóki jego morderca nie został osądzony, tak?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: