Dodany: 02.06.2006 09:50|Autor: vanin

Dlaczego aż o tyle gorsza od opowiadań?


Przesadziłbym, gdybym napisał, że "Gamedec. Granica rzeczywistości" (czyli debiutancki zbiorek opowiadań Przybyłka) był świetną rozrywką. Nie; był, owszem, rozrywką bardzo dobrą, nawet rozbudzającą nadzieje na równie interesującą kontynuację, ale to tyle. Tym bardziej szkoda, że najnowsza powieść tegoż autora, "Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw" poziomu dobrej rozrywki, w moim rozumieniu, niestety nie osiąga.

Bo z "Granicą rzeczywistości" było tak, że w żadnym wypadku nie były to odkrywcze opowiadania. Miały jednak w sobie niezbędną dozę inteligentnej zabawy, dobrze skonstruowaną zagadkę i zazwyczaj dobrą puentę, bohatera - gamedeca, czyli gierczanego detektywa, który mnie po prostu zaciekawił, no i świat wirtualnej rzeczywistości, który wyglądał wiarygodnie.

I gdyby tak pociągnąć to dalej bez zmian, wszystko byłoby pięknie. Jak na złość, Przybyłek postanowił napisać powieść. Powieść, nad którą stracił kontrolę.

Po pierwsze, w całej warstwie dotyczącej wykreowanego świata. Jasne jest, że opowiadania osadzone w fikcyjnym świecie nie pozwalają na ujawnienie całości wykreowanego uniwersum, jednak w "Sprzedawcach lokomotyw" za szybko, według mnie, Przybyłek poszedł do przodu. Rozumiem przez to nazbyt (moim zdaniem) radykalny postęp w technologii związanej z Siecią i grami oraz jakieś dziwaczne zmiany w samym środowisku naturalnym i wynikające z tego konsekwencje. Jednym zdaniem, uważam, że nastąpił dziwny rozdźwięk między postępem technicznym a zjawiskami w otoczeniu ludzkości, które przywykliśmy z postępem utożsamiać. Wracając jednak do samych gier, to gwałtowna erupcja nowych technik i zjawisk związanych z ich środowiskiem i infrastrukturą wydaje się zbyt wymuszona, jakby Przybyłek trochę obawiał się, że ktoś mu pomysły ukradnie. Pomiędzy opowiadaniami a powieścią mija zbyt mało czasu, żeby uzasadnić tak radykalny ruch naprzód.

Po drugie, Przybyłek nie radzi sobie z wymaganiami stawianymi przez powieść. O ile jego opowiadania były całkiem zgrabnie, jak na debiutanta, skonstruowane (wciągająca zagadka z niebanalnym pomysłem, precyzyjne dochodzenie do rozwiązania i dobra puenta - wszystko ładnie mieszczące się w ramach opowiadania), to powieść jest nadmiernie przeładowana akcją. O ile w opowiadaniach akcenty są dobrze porozkładane, to w "Sprzedawcach lokomotyw" dzieje się po prostu zbyt dużo. Nie ma chwili wytchnienia. Wrogów Torkil Aymore, nasz gamedec, ma bez liku. W zasadzie sprzymierzeńców łatwiej wymienić niż przeciwników, bo jak Funky Koval, Aymore w zasadzie staje sam przeciw wszystkim i przez wszystkich jest wykorzystywany. Potężne korporacje, wywiady, ludzie i byty cyfrowe, a po drugiej stronie Torkil. A na domiar złego wpadający z jednych kłopotów w inne, jeszcze większe. I co gorsza, wydobywający się z nich nadspodziewanie łatwo. Można by rzec: zabili go i uciekł.

No i wreszcie sam Torkil. W opowiadaniach był inteligentnym facetem, który jakoś radził sobie z wirtualną rzeczywistością i z mniejszym lub większym trudem rozwiązywał zagadki. W powieści Torkil to niemal ostatni sprawiedliwy, decydujący o losach ludzkości i wirtualnego świata. Znaj proporcjum, mocium panie. Na domiar złego, gdzieś na drodze między opowiadaniami a powieścią zapodziała się inteligencja gierczanego detektywa, który w "Sprzedawcach lokomotyw" daje sobą manipulować jak małe dziecko. Wszyscy, ale to wszyscy robią go w konia. Czyniąc z Torkila bezwolną maszynkę w rękach potężniejszych sił, Przybyłek zniweczył to, co tak ładnie mu wychodziło w opowiadaniach. Inteligentne połączenie ciekawej postaci i dobrego pomysłu.

Niemniej jednak tak do końca nie jest to zła lektura. Ciekawym zabiegiem są ciągłe wstawki z fragmentami reklam lub wywiadów telewizyjnych. Trzeba przyznać, że tutaj wyobraźni autorowi nie brakuje. Zresztą, czego jak czego, ale właśnie tej Przybyłek ma mnóstwo, a dobitnie daje ona o sobie znać w scenach dynamicznych, pełnych akcji. Gdyby to przenieść na film z dużą dozą profesjonalnie zrealizowanych efektów specjalnych, zabawa byłaby przednia.

Dla wszystkich, którzy szukają bezpretensjonalnej, bardzo łatwej rozrywki na jeden wieczór, nowa powieść Przybyłka jest idealnym rozwiązaniem. Ja jednak liczę na to, że kiedyś autor powróci do opowiadań, bo te wychodzą mu dużo lepiej.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2712
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: wronkaa 09.04.2007 23:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Przesadziłbym, gdybym nap... | vanin
autor recenzji ( b. dobrej zreszta )zapomnial o watku milosnym, ciezko to pominac, bo jednak az prosi sie o komentarz fakt, ze torkil wplatuje sie w zwiazek z dwoma kobietami naraz, a dlatego tylko nie z trzema, ze tamta trzecia znajduje sie na innej planecie... moze sie czepiam ale czy jednak kobieta nie jest przez autora traktowana troche zbyt instrumentalnie? tzn tak oczywiscie moze byc swietna wojowniczka i pania prezes, ale czy nie ma prawa do uczuc takich jak np zazdrosc? wogole ksiazka jest chyba ogolnie taka jedna wielka fantazja autora, na koncu torkil ma wszystko - pieniadze, slawe, nowe ulepszone cialo, 2 kobiety... a jednak pochlania sie to jednym tchem, szkoda, ze zbyt wiele po lekturze nie zostaje.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: