Dodany: 03.05.2006 00:06|Autor: Leonard

Chałtura Lodga...


Jedna z gorszych powieści Davida Lodga...

Lodge jest specyficznym pisarzem - pisze lekkie i przyjemne dzieła, które zazwyczaj miło się czyta. Trudno o jakieś głębsze refleksje po ich przeczytaniu - ot, weekendowa rozrywka. Nie znaczy to, że nie traktują o poważnych tematach - po prostu przedstawiają te tematy w dość swobodny sposób. Chodzi mi o język autora i samo tło, które daje on tym tematom. Niemniej jednak jego powieści są zazwyczaj napisane na tyle interesująco, że wciągają. Jest zawiązanie "akcji", sama "akcja" i epilog z - nazwijmy to - morałem... "Gorzkie prawdy", niestety, należą do wyjątków. Brakuje tutaj dobrego zakończenia. Jest ono konsekwencją zapowiedzianej w okładkowym opisie dramatycznej wiadomości, ale zostało wprowadzone w taki sposób - nieco brutalny nawet - że nie daje satysfakcji. Pstryk - i życie biegnie, jak gdyby wszystkie opisywane wydarzenia nie miały miejsca...

Jak w przedmowie napisał sam autor, "Gorzkie prawdy" są zaadaptowaną na potrzeby książki sztuką teatralną jego autorstwa (która nie była chyba objawieniem scenicznym). I nie jest to adaptacja zbyt rewolucyjna - Lodge zamierzenie nie nadaje głębi psychologicznej postaciom, nie wdaje się w kierujące ich postępowaniem powody - ot, po prostu opisuje działania i towarzyszące im rozmowy. Jeśli coś nie padnie podczas takowych, to zostaje dla czytelnika tajemnicą. Jest to wada - bohaterowie są zbyt jałowi. Powieści brak przez to dramatyzmu, napięcia pogłębionego refleksją. A można to przecież uzyskać za pomocą samych dialogów, ale pod warunkiem, że przyjmiemy formę literacką sztuki scenicznej. Natomiast automatyczne stworzenie z tej formy powieści - czyli "upowieściowienie" dialogów bohaterów oraz didaskaliów, bez dodatkowych zabiegów - jest niewystarczające. Przypomina nieco pisanie powieści w oparciu o scenariusz filmu. Gwałtowne zwroty akcji są wtedy nieco naiwne z punktu widzenia czytelnika. Zresztą we wspomnianej wcześniej przedmowie Lodge prześlizguje się po tym zagadnieniu, wspominając o różnych formach adaptacji w obszarze książka-film-teatr, ale nie jest to oczywiście samokrytyka, raczej faktografia dotycząca powstania książki. A przydałoby się nieco więcej pokory, a nie porównań z autorami takimi, jak Evelyn Waugh...

Ogólnie rzecz biorąc - jest to mikropowieść, którą można przeczytać bez większych nadziei na poruszenie. I raczej należy ją pożyczyć niż kupić i zostawić na półce.

A poniżej - tytułem innowacji - kilka pomocnych danych, co do których uważam, że powinny być elementem opisu każdej z książek zawartych w Biblionetce:

Miejsce akcji:
farma w hrabstwie Sussex - "kawałek leżącej odłogiem ziemi, wciśnięty między arterie łączące Londyn z Brighton i Worthing"*.

Postacie:
Adrian Ludlow, Eleanor Ludlow, Sam Sharp, Fanny Tarrant.

A także jedno uzupełnienie - moim zdaniem BARDZO ISTOTNE w przypadku dzieł zagranicznych autorów (wszak są tłumacze i Tłumacze, a także tłumaczki i Tłumaczki):

Tłumaczenie:
Jacek Wietecki.


---
* David Lodge: "Gorzkie prawdy", tłumaczenie: Jacek Wietecki, wyd. Rebis, Poznań 1999, s. 13.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3756
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: sowa 04.05.2006 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jedna z gorszych powieści... | Leonard
"Lodge [...] pisze lekkie i przyjemne dzieła, które zazwyczaj miło się czyta. Trudno o jakieś głębsze refleksje po ich przeczytaniu - ot, weekendowa rozrywka".
Wiesz, powiedziałabym, że to zależy od czytającego. Wielu osobom twórczość Lodge'a dostarcza mnóstwo materiału do poważnej, głębokiej refleksji.
Użytkownik: verdiana 04.05.2006 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: "Lodge [...] pisze lekkie... | sowa
Masz rację, Sówko. Pod płaszczykiem przyjemnych czytadeł sporo się u Lodge'a kryje, choćby w "Terapii"... :-)
Użytkownik: Leonard 05.05.2006 23:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację, Sówko. Pod pł... | verdiana
Jej - zaraz mnie zjecie za tą lekkość Lodge'a ;-). Moje stwierdzenie jest uogólnieniem, z którego może i należy wykluczyć "Terapię", ale... Co jeszcze z jego twórczości oprócz tej książki? "Rudego wariata", bo ktoś tam ginie (mam nadzieję, że nie mylę z inną lekturą ;-) )? Zresztą podejrzewam, że "Terapię" wybrałaś ze względu na "problemy zdrowotne" pierwszej miłości bohatera, bo chyba nie ze względu na jego perypetie matrymonialne? Bo takowych problemów jest u Lodge'a mnóstwo, tylko wszystkie one są przedstawione dość lekko, bez tragizowania. Są one przeplatane anegdotami, żartami itp. Jeśli chodzi o takie traktowanie tematu, to jest ono zdecydowane lekkie.
Zresztą w każdej z jego książek są obecne jakieś obserwacje, nieraz ciekawe, jak choćby ta ze wspomnianej przez Ciebie "Terapii", a zapamiętana przez mnie, mówiąca o tym, że kiedy mężczyzna nie jest w stanie już rozmieszać partnerki, to nie jest ze związkiem dobrze (niedokładnie to przytaczam, ale sens jest mniej więcej taki, że umiejętność wprowadzenia parnerki w dobry humor, jest bardzo istotna), ale nie są to przecież jakieś głębokie przemyślenia. Zresztą każda książka może "dostarczyć mnóstwa materiału do poważnej, głębokiej refleksji", tylko jedne robią to w bardziej poważny sposób, a inne w mniej. I do tych drugich należy według mnie Lodge, którego raczej nie wybiera się, szukając odpowiedzi na problemy życiowe... Raczej wybiera się go dla rozpogodzenia się, zrelaksowania od takich problemów. I dzieje się tak dzięki językowi i formie, jaką nadaje on poruszanym treściom. Co w porównaniu z innymi autorami, zdecydowanie plasuje go na pozycji autora literatury lżejszej...
Użytkownik: verdiana 05.05.2006 23:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Jej - zaraz mnie zjecie z... | Leonard
Ja dziś tylko 2 pytanka:
1. Kto powiedział, że tzw. literatura "lżejsza" ma być płaska, pusta, głupia i niezawierająca interesującego materiału do przemyśleń?
2. Kto powiedział, że tematy sprzyjające refleksji nie mogą być opisane lekko i przyjaźnie dla czytelnika? :)

"Rudego" akurat nie czytałam... Ale przecież cała masa materiału do refleksji jest we wszystkich powieściach akademickich Lodge'a. Te wszystkie relacje między bohaterami, zależności, związki zawodowo-uczuciowe, te wszystkie podchody, podgryzania, dylematy, skrupuły itd. TO jest u Lodge' ważne, a nie fabuła!

"Myśląc" z kolei jest jedną wielką refleksją, i to jeszcze podaną błyskotliwie i z wielkim humorem.

O "Gdzie leży granica" nawet nie będę wspominać, bo... nie lubię tej książki, chociaż tam materiału do refleksji jest chyba najwięcej.

Na podstawie "Terapii" z kolei można wysnuć pełną analizę życia duchowo-erotycznego mężczyzny w średnim wieku. :-)

I fakt, że się porusza ważkie tematy, wcale nie musi oznaczać, że się je będzie omawiać śmiertelnie poważnie. Właśnie w humorze Lodge'a siła. Między innymi.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: