Dodany: 12.08.2004 17:02|Autor: marzenia

Aż w końcu przychodzą na świat wnuki


"Babunia". Już w samym tym słowie drży jakaś cudowna, słodka łezka. Nostalgia i miłość. Babunia. Ta ukochana, która zawsze chowała nas w połach fartucha, gdy mama goniła za nami z chochlą, bo akurat udało nam się wylać na głowę jej ulubione perfumy. Babunia cudowna, która była kiedyś matką i tak naprawdę na zawsze nią pozostała.

Chociaż... Agnes Browne już chyba nie pamięta swojego poprzedniego, koszmarnego życia. Jej dzieci są już prawie dorosłe, a ona, cóż... czuje, że będzie jej ich brakowało. Będzie jej brakowało rozmów przy stole, a nawet tych szczególnych problemów. Bo teraz dzieci mają już swoje rodziny i nie wszystkie mieszkają w rodzinnym domu, a co gorsza, zanosi się na to, że żadne nie będzie z nią mieszkało. A "małego" Frankiego już nie ma. I mimo wszystko, jakże mogłoby być inaczej, mamuśka za nim tęskni. Za największym ze swoich urwisów, a jednocześnie tym, którego najbardziej rozpieszczała. Agnes nie jest na szczęście samotna, bo jest Pierre. A ten ma naprawdę szalone pomysły. I to takie, doprawdy, "francuskie".

Wiedziałam, jak skończy się ta książka, ale nie sądziłam, że można tak pięknie to wyjaśnić. Polecam ją wszystkim młodym matkom, którym pomoże zrozumieć, że starość to nie koszmar, a także nauczy, jak wyjaśnić dzieciom fakt przemijania. Pozwoli zrozumieć, że wszyscy kiedyś staniemy się ważkami. Zrozumieć i wybaczyć temu okrutnikowi, którego nazywamy czasem. Wybaczyć i nauczyć, że życie jest takie, jakie jest. A najważniejsze, to przeżyć je z uśmiechem i odrobiną szaleństwa. Szaleństwa dostępnego nawet na targu, na stoisku warzywnym w Dublinie.

"Babunia", jakże by mogło być inaczej, jest ostatnią częścią dublińskiej sagi Browne'ów. Jednocześnie szkoda, choć z drugiej strony, co za dużo... Chociaż przy takim kunszcie pisarskim, jaki ma Brendan O'Carroll, to raczej wątpliwe. Naprawdę nie potrafię zrozumieć, dlaczego te książki nie mają powodzenia takiego, jak, dajmy na to, "Harry Potter". W końcu nie można odmówić im magii. Tym lepszej, że spełniającej się w rzeczywistości. Magii słów i wydarzeń, magii serc i rodziny. Magii, której tak naprawdę pragniemy wszyscy, ale nie zawsze udaje nam się ją odnaleźć. Bo ta magia dostępna jest dla każdego. Jeżeli tylko damy z siebie wszystko. I będziemy sobą.

"Mamuśka", "Urwisy" i "Babunia", składające się na dublińską sagę, nie tylko w pewnym sensie popularyzują komórkę, jaką jest rodzina, ale i zarysowują zmiany, jakie w niej zachodziły od lat sześćdziesiątych do dzisiaj. A ludzie w końcu są wszędzie tacy sami. Tylko na tej "Zielonej Wyspie" dziwnie wydaje się... lepsi.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2944
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: