Rosyjski James Bond w epoce wiktoriańskiej
Zanim przeczytałem "Azazela", dość dużo wiedziałem już o Borysie Akuninie i jego książkach. Powiem szczerze - żadne recenzje nie oddają całego bogactwa książek tego autora.
Z początku powieść wydawała mi się z lekka naiwna, ot, taka opowiastka, jakich dużo w telewizji i kinie: jeden detektyw, który powoli odkrywa prawdę, spotykając się z mnóstwem ludzi. Właściwie wydawała mi się (ta książka) bez smaku, bez tej (określę to może zbyt wzniośle) "intelektualnej głębi", z jaką spotykamy się na przykład u Josepha Conrada (w końcu czas akcji jest zbliżony).
Akunin jednakże zaskoczył mnie, właściwie w momencie, kiedy miałem już odłożyć książkę nie dokończywszy lektury, odkryłem "drugie dno", a może po prostu znalazłem klucz do zrozumienia powieści. Jedyny minus (już kończę z tymi wadami) to naiwność bohatera - przynajmniej tak to odczytałem - a może po prostu dobry detektyw musi taki być (patrz Poirot i inni).
Opis XIX-wiecznych realiów, jak już wspomniałem, różni się od mojego ulubionego stylu conradowskiego, ale też zaciekawia. Właściwie ma coś z wiktoriańskiej Anglii Sherlocka Holmesa, coś z utraconej belle époque, jak nazywają tamten miniony czas Francuzi.
Jeszcze jedna uwaga: lektura ta jest doskonała do poduszki, niczym kolejna część "Jamesa Bonda", tylko w innej oprawie - ale z takim samym przesłaniem: świat pełen jest zagadek, spisków i ludzi przepełnionych żądzą władzy. Poza tym, jak na dobrą literaturę przystało, mówi o życiu, w którym radość miesza się ze łzami, a smutek ze szczęściem.
"Azazel" Borysa Akunina wpisuje się w nurt powieści sensacyjnej i kryminalnej, lecz prócz tego ma jeszcze to coś, co przemawia za tym, by uznać tę książkę za bardzo dobrą. Co to jest? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam po przeczytaniu tej fascynującej książki.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.