Dodany: 08.12.2005 22:20|Autor: vanin

Zabawy (i nie tylko) cd.


Dylogii ciąg dalszy, czyli "Imperatorzy iluzji". Przyjemność z czytania nie ustępuje, ale inaczej rozkładają się akcenty.

O ile "Linia marzeń" była dynamiczną space operą w typowym dla tego gatunku stylu, to w jej kontynuacji Łukianienko, choć dalej ewidentnie się bawi, stara się zwrócić uwagę czytelników na to "coś". Upraszczając, jest to filozofowanie, ale w dobrym, dyskretnym wydaniu.

Pod koniec "Linii marzeń" wydawało się, że przyszłość Galaktyki, a zwłaszcza przyszłość ludzkości, wygląda nienajlepiej, żeby nie powiedzieć beznadziejnie. Co gorsza, sprawić to miał wynalazek ostateczny - podarowanie ludziom Linii Marzeń, urządzenia pozwalającego wygenerować dowolny świat, w którego rzeczywistość można się przenieść. Groziło to odpływem najbardziej wyrazistych i twórczych jednostek, co w rezultacie doprowadzić mogło do zagłady pozostałej ludzkości. Fabuła jest niewolnikiem konwencji, więc i tutaj do akcji po raz kolejny wtrąca się Key Dutch. Jakkolwiek postacie jego pokroju byłyby sztampowe, to jakimś dziwnym trafem szuja, ale taki nie do końca, zawsze wzbudzi sympatię czytelnika.

I Key taki jest. Bezwzględny drań, wyrafinowany morderca dyszący żądzą zemsty na tych, którzy wydali wyrok na jego ojczysty świat, cynik, itd., itp. Jednak jak każdy taki po trosze marlowowski charakter, ma swój - czasem niezrozumiały dla obcych - kodeks zasad, których stara się trzymać. A na dodatek od czasu do czasu coś mu odbija i gotów jest się poświęcić dla dobra Sprawy. W danym przypadku powstrzymania zagłady ludzkości. Przekonany, że zabójstwo nieśmiertelnego Imperatora powstrzyma realizację projektu, wciela plan w życie, zyskując czasem nieoczekiwanych sprzymierzeńców. Przy okazji pojawia się pytanie, czy właściwie obrał cel...

A teraz wrażenia. Tom pierwszy to była czysta zabawa, przeskoki z jednego końca galaktyki na drugi, ani chwili oddechu, mnóstwo akcji. W "Imperatorach..." na brak akcji nie można narzekać, jednak jest ona mimo wszystko ograniczona do dużo mniejszej przestrzeni. W lekkim stylu, ale jednak, Łukianienko zadaje pytanie o celowość nieśmiertelności, jej koszta (i to bynajmniej nie materialne), no, a może przede wszystkim o pochodzenie wszechświata i istoty sprawczej. W tych dwóch ostatnich elementach upatruję przyczyn, dla których, mimo wszystko, uważam "Imperatorów..." za lepszą książkę od "Linii...". Bez nadmiernego patosu, bez wydumanych konstrukcji, Łukianience udało się w ładny i czysty sposób przykuć moją uwagę. Niby drobna rzecz, ale bardzo cenię sposób, w jaki rozwiązał kwestię cudownego wynalazku i pozwolił zmęczonemu człowiekowi podjąć ważną decyzję, a także postawił pytanie o granice możliwości, czy też zdolności planowania, stwórcy wszechświata.

Jasne, że nie jest to książka wybitna, jasne, że wielu by na nią nie splunęło, jasne jest za to, że mnie, i pewnie nie tylko mnie, dostarczyła sporej dawki frajdy. Tyle że aby takiej frajdy doświadczyć, trzeba czasem opuścić zadarty nosek i sięgnąć poza główny nurt.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2681
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: