Dodany: 15.11.2005 08:58|Autor: Rychez

Książka: Komora
Grisham John

Kara śmierci, dlaczego?


Przyznam szczerze, że recenzowanie tej książki sprawia mi pewną trudność. Po pierwsze, tak jak autor, jestem prawnikiem i wiem, jak prawo bywa niesprawiedliwe i jak trudno zrozumieć to ludziom, którzy z prawem mają do czynienia wyjątkowo. Po drugie, oprócz tego, że na Grishama patrzę przede wszystkim jako na prawnika piszącego powieści, a nie literata z zawodu będącego prawnikiem, Grisham jest najchętniej czytanym pisarzem na świecie, jak głosi napis na każdej nowo wydawanej powieści, a krytykowanie kogoś, kto odniósł sukces jako pisarz, przeze mnie - będącego bez żadnego dorobku literackiego, jest trochę nie na miejscu. Dlatego więc skoncentruję się na plusach recenzowanej powieści.

„Komora” nie jest pierwszą powieścią Grishama, którą przeczytałem, ale pierwszą, która w pełni przypadła mi do gustu, bardziej nawet niż „Malowany dom”. Już po pierwszych stu stronach widać i można odczuć, że dialogi nie są najważniejsze, a ścisłe trzymanie się fabuły i przedstawianie kolejnych wypadków bohaterów nie jest najważniejsze. Grisham, opowiadając historię rodziny Cayhallów, wplata w nią historię Południa widzianą własnymi oczyma. Zwykle polski czytelnik czy widz filmów amerykańskich mało może dowiedzieć się o tym narodzie. O jego mentalności, tradycji, wartościach i celach. Mit Amerykanina głupiego, niedouczonego i przekonanego o wyjątkowości czy wręcz niebiańskości swojego kraju upada w „Komorze”. Ludzie tam przedstawieni niewiele się różnią od mieszkańców Europy. Co ciekawe, da się zauważyć wyraźną różnice w zamożności i świadomości społecznej Południa. Są to ludzie, którzy żyją z pracy własnych rąk. Mają farmy, mieszkają głównie we wsiach i małych miasteczkach. Nie gonią za pieniądzem ani nie uczestniczą w wyścigach szczurów jak ludność z wielkich aglomeracji wschodnich stanów. Z tego powodu jest mi ich łatwiej zrozumieć. Południowcy, w odróżnieniu od Jankesów, bez protestów idą na wojnę, wierząc, że spełniają swój patriotyczny obowiązek. Należą też do zwolenników kary śmierci. Kara śmierci w południowych stanach jest zapisana w kodeksach karnych i często się z niej korzysta. Czy jest to słuszne i sprawiedliwe - o to należy zapytać głównych bohaterów, którymi są Sam Cayhall, zagorzały rasista i terrorysta z Ku-Klux-Klanu, skazany na śmierć i odliczający kolejne dni do egzekucji, oraz jego wnuk – Adam Hall, świeżo upieczony adwokat, zatrudniony w prestiżowej chicagowskiej kancelarii, który podejmuje się obrony dziadka.

Historia obrony Sama przed wymiarem sprawiedliwości jest połączona z historią jego rodziny. Czytelnik znajdzie wiele drażliwych i tragicznych zdarzeń w rodzinie Cayhallów. Jest to rodzina przypominająca bardzo sugestywnie ród królewskie z Teb, którego członkami byli Antygona i Edyp. Adam, mimo że jest adwokatem – człowiekiem o twardszej skórze, rozdrapuje świeżo zagojone rany swojej rodziny, której historię poznaje dzięki swej ciotce – Lee.

Można pochwalić Grishama za to, że nie patetyzuje historii obrony człowieka skazanego na śmierć. Ta powieść nie wstrząsa, jak choćby „Krótki film o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego. I myślę, że to dobrze. Narracja i sposób myślenia są bardzo racjonalne. Wyrażony przez autora protest przeciwko karze śmierci nie odwołuje się tak silnie do uczuć, jak robił to chociażby Dostojewski. Argumenty Grishama są bardziej zanurzone w prawie niż w sprawiedliwości.

Polecam gorąco tę książkę osobom, które są pragmatyczne i nie polegają na fantazji i wyobraźni. Myślę, że ta książka wzbogaci ich wiedzę o USA, systemie wymiaru sprawiedliwości tego kraju, a także lepiej poznają życie więzienne w celi śmierci.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6950
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: suzaku18 09.09.2009 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam szczerze, że rec... | Rychez
A dal mnie książka była jedną z gorszych w dorobku Grishama. Sztucznie rozdmuchana na kilkaset stron. Nie wiem, czy pierwotnym założeniem autora było "wstrząsnąć i poruszyć czytelnika", ale na mnie to nie działało. Książkę czytało się niczym relację dziennikarską z pierwszego lepszego procesu. Nastrój i emocje znacznie lepiej zostaną oddane w późniejszym "Testamencie" (m.in.).
A jeśli chodzi o karę śmierci, to przyjemniej czyta się Zieloną Milę Kinga.
Użytkownik: mapin 10.06.2010 07:30 napisał(a):
Odpowiedź na: A dal mnie książka była j... | suzaku18
Zgadzam się w 100% z Twoją oceną. Właśnie skończyłem czytać i mam dokładnie te same odczucia.
Grisham słabo się popisał. W "Komorze" ominął zawiłości procesów to co lubię u niego najbardziej, niejako obszedł dookoła najlepiej znany mu temat jakby się go bał, gmatwając jedynie książkę pobieżnymi opisami apelacji. Nie rozumiem dlaczego nie pociągnął wątku wspólnika. Wolałbym to zamiast wątku o Lee, który praktycznie prawie nic nie wnosi.
Ogólnie jedna ze słabszych jego książek.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: