Dodany: 23.10.2005 15:32|Autor: verdiana

Ojciec do kwadratu


Napisano już mnóstwo książek o macierzyństwie. Relacja matki i dziecka, jak preparat pod mikroskopem, oglądana była setki razy z każdej strony. Karel van Loon przełamał obowiązujący matriarchalny schemat, przekuwając go na coś innego: patriarchat.


Twórczość van Loona, dziennikarza, reportera, autora zbioru opowiadań, nie jest w Polsce znana. "Ojciec i ojciec", który doczekał się już nawet ekranizacji, został u nas wydany dopiero w 10 lat po publikacji w Holandii, mimo że został uhonorowany prestiżową nagrodą Generale Bank Literatuur Prijs, a tłumaczony już był na 33 języki. A powieść to nietuzinkowa: w świecie, w którym sądy bez zastanowienia domyślnie przyznają prawa rodzicielskie matkom, van Loon pisze powieść, której bohaterem jest ojciec samotnie wychowujący dziecko, w dodatku cudze.

Senior

Armin, który od dziesięciu lat jest wdowcem i samotnie wychowuje 13-letniego syna Bo, chcąc na nowo ułożyć sobie życie z kobietą, dowiaduje się, że cierpi na zespół Klinefeltera. Znaczy to, że jest bezpłodny. Więcej, znaczy to, że zawsze był bezpłodny i że nigdy nie mógł być biologicznym ojcem Bo. W jednej chwili jego misternie utkany świat wali się z hukiem. Monika była dla Armina miłością życia. Po tym, jak nagle zmarła, zdawał się ją idealizować. Nieustannie przywoływał ją w pamięci, tym bardziej że Bo prawie nie pamiętał matki i to na Arminie spoczywał obowiązek przybliżenia jej chłopcu. W chwili jej śmierci świat się Arminowi zawalił, ale został mozolnie odbudowany – dla syna. W chwili, kiedy Armin dowiedział się, że Bo nie jest jego synem, świat runął po raz drugi.

Junior

Bo miał 3 lata, kiedy stracił matkę. W centrum jego świata została wielka wyrwa. W pierwszej chwili stracił też ojca, bo Armin – nie mogąc się pozbierać – oddał syna "na przechowanie" dziadkom. Oni sami przeżywali żałobę po stracie jedynej córki, więc także tam chłopiec nie czuł się bezpiecznie. Nie radził sobie z nagłą bezdomnością, ze snami, w których spadał ze świata, a lęk kazał mu spać z otwartymi oczyma. Dopiero kiedy ojciec wydobył się z rozpaczy, wziął małego do siebie i zaczęli powoli odnajdywać drogę do siebie nawzajem.

Ojcostwo

Armin prowadzi tradycyjne "śledztwo rogacza" (Krzysztof Kłosiński). Marnie mu to idzie: w głębi duszy jest delikatnym soft manem, niezdolnym do zrobienia komukolwiek krzywdy. Wprawdzie sporządza listę potencjalnych kochanków żony i nawet z kilkoma rozmawia, ale jednocześnie ma świadomość bezcelowości swoich dociekań, ponieważ wie już, że kocha syna i że nigdy nie pozwoliłby, żeby ktoś mu go odebrał. Armin pokonuje w sobie patriarchalnego samca, odrzuca powinowactwo biologiczne, a więź, która zostaje, jest tak mocna, że nie sposób jej przerwać. Oto mężczyzna nauczył się kochać na nowo, dojrzał do ojcostwa po raz drugi. Do ojcostwa w pełnym tego słowa znaczeniu, bo emocjonalnego, duchowego, wolnego od więzów krwi i biologicznej potrzeby przedłużania gatunku.

Relacja ojca i syna daleka jest od ideału, ale jest na tyle solidna, że nie rozchodzi się w palcach jak stara tkanina nawet wtedy, kiedy Senior i Junior poznają prawdę, kiedy okazuje się, że to nie Los ich wystrychnął na dudka, ale najbliżsi.

Tygielek

Ta książka to tygielek – jak u Houellebecqa, mamy opowieść napisaną według schematu, który dziś czytelnika najbardziej interesuje: trochę romansu, trochę powieści detektywistycznej, skrzywdzeni, ofiary, nieco dwuznaczności, żeby trudno było jasno oddzielić dobro od zła, nieco żargonu lekarskiego, a na koniec triumf miłości ponad wszystkim. Ale to jest tygielek inteligentny. Nie znajdziemy w nim tu-mi-wisizmu i pospolitych schematów zachowań. Armin jest przeciętnym mężczyzną, którego spotyka nieprzeciętna tragedia i równie nieprzeciętnie udaje mu się z niej podnieść.

Poza tym ludzie w tej książce naprawdę rozmawiają! Rozmowa jako najlepszy sposób porozumiewania się i rozwiązywania problemów to wciąż rzecz ponadprzeciętna, ale właśnie rozmowę van Loon daje swoim bohaterom jako sposób radzenia sobie z życiem. To sprawia, że powieść, która nie pretenduje do miana Wielkiej Literatury, jest powieścią zwyczajnie zdrową.

Narratorem van Loon uczynił Armina, który jednocześnie jest tu i teraz, jak i wtedy: w opowieść, która dzieje się w czasie rzeczywistym, Armin wplata niechronologicznie ułożone wspomnienia ze swojego życia z Moniką. Język, jakim się Armin posługuje, jest potoczny, ale poprawny. Reasumując: to dobra powieść o przeciętnych ludziach, którzy znaleźli się w nieprzeciętnej sytuacji.


http://www.zalogag.pl/

Karel van Loon "Ojciec i ojciec", WAB 2005
tłumaczyła: Ewa Jusewicz-Kalter
ISBN: 83-7414-116-6

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9545
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 16
Użytkownik: --- 08.08.2006 01:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Napisano już mnóstwo ksią... | verdiana
komentarz usunięty
Użytkownik: verdiana 08.08.2006 09:20 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Jak patrzę, ile jest dzieci w domach dziecka (i tylko nieliczne z tych dzieci to rzeczywiste sieroty!), ile dzieci wychowuje ulica, jak rodzice swoje dzieci traktują, jak je "wyposażają" na całe życie, jak tylko mówią, że kochają, a naprawdę robią im krzywdę, jak obowiązek wychowania zrzucają na szkołę, Kościół itd., to KAŻDA miłość rodzica do dziecka jest dla mnie ewenementem, czymś niezwykłym, czymś, co należy wywyższać i pokazywać światu. :(
Użytkownik: --- 08.08.2006 21:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak patrzę, ile jest dzie... | verdiana
komentarz usunięty
Użytkownik: verdiana 08.08.2006 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Po prostu znam statystyki. Widzę też terapie od tyłu, od kuchni. Obcuję z ludźmi na co dzień i rzadko, bardzo rzadko widzę całkiem zdrowe rodziny i zdrowe relacje z dziećmi. A najbardziej chore są zwykle te, które w oczach większości uchodzą za zdrowe. :(
Rodziny bez zaburzeń to ogromna rzadkość, na palcach można policzyć...
Użytkownik: --- 08.08.2006 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Po prostu znam statystyki... | verdiana
komentarz usunięty
Użytkownik: verdiana 08.08.2006 22:27 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mario, a ja z kolei odnoszę wrażenie, że źle definiujesz patologię. TAK, patologię należy zwalczać. TAK, należy prostować ofiary patologii, na ile tylko można im pomóc. Ale NIE KAŻDE odstępstwo od normy jest patologią. To są dwa różne pojęcia i, proszę, nie myl i nie utożsamiaj ich.
Użytkownik: verdiana 08.08.2006 22:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Mario, a ja z kolei odnos... | verdiana
Ale nie chcę tu dyskutować o patologiach - wystarczająco dużo ich widzę na świecie, a dyskusja nic nie zmieni.
W Bnetce chcę dyskutować o książkach. :-)
Użytkownik: norge 08.08.2006 22:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Po prostu znam statystyki... | verdiana
Verdiano, mam ochote sie wypowiedziec jako laik. Poniewaz nie istnieje definicja "zdrowej rodziny" (o ile wiem :-)) to znaczy, ze kazda rodzina ma pewnego rodzaju zaburzenia, ktorych mozna sie doszukac i w jakis uczony sposob zdefiniowac. Moim zdaniem najlepszym punktem wyjscia jest proba okreslenia jak dana rodzina sobie z tymi zaburzeniami radzi, a nie kwalifikowanie jej czy jest zdrowa czy zaburzona. Az jestem ciekawa co mi odpowiesz :-)
Użytkownik: verdiana 08.08.2006 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Verdiano, mam ochote sie ... | norge
Ja na te zaburzenia patrzę głównie przez pryzmat tego, jak sobie z tym radzi dziecko - bo to, jak sobie radzi, jest tym, w co je wyposażyła matka (niestety, za zaburzenia u dzieci i potem u dorosłych, odpowiadają głównie matki :(( ). To, jak matka przeprowadzi dziecko przez kolejne okresy krytyczne, określa całe jego życie potem. Niestety rzadko która matka "niechcący" czy "z miłości" nie krzywdzi dziecka. :(
Ale takie się trafiają! Więc nie jest to niemożliwe. ;)
Użytkownik: --- 08.08.2006 22:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja na te zaburzenia patrz... | verdiana
komentarz usunięty
Użytkownik: verdiana 09.08.2006 09:48 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mario, to nie są moje badania, więc to nie ze mną się nie zgadzasz. :-)
Użytkownik: ella 09.08.2006 10:08 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Czytalam, i zgadzam sie z tym w zupelnosci, ze na wychowanie ma wplyw po ok. 1/3: geny, rodzina i otoczenie.
Użytkownik: norge 09.08.2006 09:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja na te zaburzenia patrz... | verdiana
Rany boskie, Verdiano! Jeszcze do nielatwej doli kobiety dorzucasz autorytatywne stwierdzenie, ze wiekszosci zaburzen u dzieci winna jest matka. A gdzie "porzucony przez ojca"? Czyzby dran-ojciec mial stanowic kolejny wyrzut sumienia matki dziecka, bo po pierwsze go wybrala, a po drugie, go dostatecznie zainteresowac dzieckiem nie potrafila... Sorry, ale mie sie feminizm zagotowal.
Użytkownik: verdiana 09.08.2006 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Rany boskie, Verdiano! Je... | norge
Ojciec to zupełnie inna sprawa. Ale on niestety mniejszą rolę odgrywa, więc i mniej szkód wyrządza. Pomniejszać ich nie zamierzam, ale za okresy krytyczne (a to jest najważniejsze!!!) odpowiada MATKA, nie ojciec. Ojciec w życiu dziecka najważniejszy staje się dopiero PÓŹNIEJ, kiedy dziecko ma już kilka lat.
Kurczę, nie będę streszczać etapów rozwoju dziecka - je przecież każda matka zna na pamięć i na wyrywki. Nawet ja je znam, chociaż nie jestem matką i na studiach psychologii rozwojowej nie miałam nawet przez godzinę. To, rzecz jasna, może ulec odwróceniu: kiedy matka np. musi pracować i to ojciec wychowuje dziecko we wczesnym dzieciństwie, w okresach krytycznych (i wtedy to on jest odpowiedzialny za to wszystko, za co w innych przypadkach odpowiedzialna jest matka), ale to jest bardzo, bardzo rzadkie, mieści się w granicach błędu.
Nie chcę tu dyskutować o psychologii, tylko o książkach, więc z mojej strony EOT.
Użytkownik: ella 09.08.2006 10:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Ojciec to zupełnie inna s... | verdiana
Uwazam, ze nie powinno i nie da sie rozdzielac roli i wplywu rodzicow na dziecko-chyba tylko teoretycznie. Skoro juz okres ciazy jest waznym dla rozwoju dziecka, to cale otoczenie matki ma na to wplyw.
Z obserwcji laika: uwazam, ze na bardzo wazny okres zycia, a mianowicie na wybor partnera i przyszle zycie rodzinne duzy wplyw ma u dziewczynki- ojciec, a u chlopca-matka.
Użytkownik: --- 09.08.2006 17:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Ojciec to zupełnie inna s... | verdiana
komentarz usunięty
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: