Dodany: 18.10.2005 21:50|Autor: betton

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dolina - 4
Blaut Marek

Granica zobojętnienia


Pełnometrażowy debiut Marka Blauta – "Dolina-4". "Przystępna" i "lekkostrawna" w typowo blautowy sposób. Pozorne wyzucie z emocji, zimne kalkulacje i robinsonowy lęk zmuszający do zachowań, o których cywilizowany świat dawno już zapomniał.

Nie mam pojęcia, o czym i o kim jest "Dolina-4". Można przypuszczać, że to przewrotna autobiografia, która w pewnym momencie wymknęła się spod kontroli samemu autorowi i zaczęła żyć własnym utajonym życiem. Czego tak naprawdę dotyczy? Tego też nie wiem. Można by dociekać - co nie jest konieczne - czy to faktycznie Marek Blaut w pigułce... Hist(e/o)ryczną analizę "kiedy", "gdzie", "dlaczego" również można pominąć, bo w gruncie rzeczy cały urok tej książki tkwi gdzieś poza nią, pięć minut po niej, jest w ściągniętych brwiach, które dziwią się, że ta burza nie kończy się tęczą, że nie było happy endu.

Dosadna i brutalna. Język balansujący między rynsztokową potocznością a chirurgiczną precyzją dyplomaty. Z jakiegoś powodu wydelikacona porozumiewawczym mrugnięciem cudzysłowów. Po co?! Dla przyzwoitości? Bo nie wypada? Do tego ekshibicjonizm emocjonalny, który o mało nie przekroczył cienkiej granicy prywatności. "Dolina - (minus?) 4" to z całą pewnością książka dla ludzi cierpliwych. Irytująca skrupulatność, polityczno-społeczne wywody, hasłowe i dostarczające szczątkowych informacji rozmowy "wtajemniczonych", retrospekcje i doprowadzająca do skrajnej nerwicy retardacja to tylko wstęp, bardzo drobne sito, na którym utkną mało odporni i oczekujący adoracji czytelnicy. Przykro mi, ale ta książka najwidoczniej nie ma zamiaru bić przed nikim czołem.

Mam wrażenie, że w "Dolinie-4" konkret nie gra roli, bo schematyczna rzeczywistość to hipotetyczna czasoprzestrzeń, homogenizat, gorzki ekstrakt kilku światów, kilku systemów, paktów i sojuszy, zapowiedź destrukcyjnej rebelii. Bohaterowie? Wielu, ale naprawdę - jeden. W postaciach pobocznych, poprzez dialog, kontrast i starcie poglądów odbija się psychika, ogląd świata tego jednego, który jest sam w jądrze ognia, strachu i ciemności. Materialistyczna i konsumpcyjna mentalność przyjaciela-maklera, który wie jak, kiedy i co obstawiać, kontra dobrze ustawiony nadwrażliwiec, na swój sposób oderwany od świata idealista, który przez przypadek, przez życzliwość kolegi zabezpieczył sobie tyły i mógł komfortowo żyć. Wszystko zmienia jakaś niedookreślona wojna, zamach i masakra na autostradzie. Właściwie... Teraz jest mu "wszystko jedno, kto będzie rządził tym pobojowiskiem: albinosi, Marsjanie czy jakiś nowy mesjasz"*. Żona i syn są celem i punktem odniesienia, to na nich i dla nich czeka bohater, to o nich, nie o siebie, tak naprawdę się martwi. Również na nich nieświadomie zastawia pułapkę, która ma go chronić przed intruzami, zakłócającymi spokój misternie budowanego legowiska. Cenzuruje swoje myśli i skojarzenia. Nie potrzebuje diagnozy psychiatry, żeby zorientować się, że balansuje na krawędzi szaleństwa. "Niech tu lepiej nikt nie przychodzi. Nikt! (...) Boję się tych pomyj z potoku (...). Wącham. Zawsze byłem 'węchowcem'. (...) Przydatność tej analizy jest problematyczna. Nie mogę z niej zrezygnować. Obwąchuję każdy przewidziany do zjedzenia kęs z żarliwością gończego psa. Psa... Psa... Przecież ja nigdy nie miałem psa!"*.

Ważne, o ile nie najważniejsze, jest wnikliwe studium apokaliptycznego "tu i teraz", autoanaliza, fizjologia i ekskrementy wyznaczające rytm życia. Oczami narratora i jednocześnie głównego bohatera oglądamy pogorzelisko, mrówki zatrudnione w roli grabarzy, które "jako jedyne nie zmieniły adresu". Złośliwa Opatrzność, ateista, który zaczyna wierzyć w obecność szatana, nie prosi, ale cwaniacko negocjuje z Wieczną Myślą przebaczenie ("Wybaczysz mi? Może umkną Ci te dwie duszyczki? Co? Masz teraz tyle roboty..."*), dwie ostatnie kule i skarga do "Absolutu zwanego Bogiem". Przemyślana i pozornie bluźniercza gradacja pojęcia "Bóg". Krótko mówiąc: "Dolina-4" - dziwna, toksyczna i trudna. Oczywiście można by ją zoilowsko przyszpilić i z perspektywy wszechwiedzącego krytyka literatury ze znudzeniem machnąć ręką, stwierdzając: "Przecież wszystko już było. Co ja tu nowego znajdę? NIC". Tylko trzeba by jeszcze zapytać, czy autor faktycznie zamierza przewracać do góry nogami porządek ustalony nie tyle przez pisarzy, co "badaczy owadzich nogów"...

Coś w tej książce zmusza, zachęca, prosi, żeby dokonać dekonstrukcji wyobraźni autora, rozłożyć ją na czynniki pierwsze, odcedzić "Dolinę" z erudycyjnych nawiązań i cudzych patentów – grochowiakowego mięsa, różewiczowskiego ocalenia, pewnie niezamierzonej absurdalności opowiadań Stephena Kinga i wielu innych. Po co? Żeby wywęszyć, czemu ta fikcja służy i co rzeczywiście się za nią kryje. Czy to alter ego czy ego alter autora, które, poprzez "dojście w retrospekcji do dnia X"*, odsłania zawoalowaną autoterapię, która "wydawała się skuteczna"*. Ale cóż... "Przydatność tej analizy jest problematyczna"* i dyskusyjna - wypada więc z niej zrezygnować...


---
* Marek Blaut, "Dolina-4", Katowice 1999.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1465
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: