Dodany: 15.10.2005 20:13|Autor: woy
Światy równoległe
Pusty śmiech mnie ogarnia, gdy sobie pomyślę, ile inwencji wkładają pisarze sf w rozpracowanie koncepcji światów równoległych. A te światy sobie istnieją. Tu i prawdopodobnie jeszcze teraz. Na Ziemi, w szczęśliwych, choć coraz rzadziej spotykanych rajach - rajach z zadekretowaną powszechną szczęśliwością. Światy z niewieloma punktami stycznymi, o różnych prawach natury i różnych systemach wartości.
To jest książka o głęboko niepełnosprawnych fizycznie dzieciach. O ich równoległym świecie. O równoległym świecie stworzonym przez chyba jedyny zdolny do tego ustrój: radziecki socjalizm. Tak sobie myślę, że stworzenie oficjalnie usankcjonowanej enklawy innego człowieczeństwa możliwe było tylko w tamtym ustroju. Innego rodzaju totalitaryzmy rozwiązywały te sprawy brutalnie i ostatecznie. Socjalizm nie. Socjalizm stworzył inny gatunek człowieka, którego, dopóki był dzieckiem, zgodnie z przepisami i normami uczył, utrzymywał przy życiu, rozwijał intelektualnie według jego talentów i wpajał miłość do najdoskonalszego z ustrojów, a potem, z chwilą osiągnięcia pełnoletności, gdy ledwie dorosły nie był w stanie nauczyć się robić przysłowiowych mioteł, nakazywał mu umrzeć. Zgodnie z normą. Żadnej eutanazji, broń Boże. Umrzeć śmiercią naturalną z powodu niemożności wykonania elementarnych czynności dla podtrzymania własnego życia: podniesienia łyżki, wyjścia z łóżka za fizjologiczną potrzebą, napicia się wody. Zgodnie z przepisami takie osoby w wieku lat 18. kwalifikowały się do starczych umieralni - bo nie da się określić tych przybytków mianem domów starców.
Dwa szokujące elementy nadają tej książce inny wymiar. Pierwszy to prawdziwość: Ruben Gallego pisze o sobie. Tak, to są jego prawdziwe losy. Autor jest urodzonym w Moskwie synem Wenezuelczyka i Hiszpanki. Wychował się, jako sierota, w sowieckich domach dziecka. Jego sieroctwo naznaczone było dodatkowym piętnem: był ofiarą dziecięcego porażenia mózgowego, dzieckiem pozbawionym niemal zupełnie zdolności operowania kończynami. To, że przeżył system umierania, zawdzięcza w dużej mierze splotowi przypadków i ludzkiej wrażliwości niektórych opiekunów. Gallego o tym szczegółowo nie pisze, zostawiając ten element niedopowiedziany, lecz z opisanego mechanizmu funkcjonowania świata niepełnosprawnych w ZSRR łatwo można tę resztę sobie dośpiewać.
Drugi czynnik - to aktualność. Gdy zaczynałem czytać tę książkę, jakoś nie docierał do mnie czas, w którym dzieje się jej akcja. Podświadomie lokowałem ją w czasach stalinizmu, może przed-, może zaraz powojennego. Choć przewijające się tam różne atrybuty nie bardzo się z tym moim odbiorem zgadzały, podświadomie je wypierałem, bo okrucieństwo tamtych dawno minionych czasów było w tym kontekście bardziej oczywiste. Prawdziwy okres, w którym działy się opisywane wydarzenia, uświadomiłem sobie dzięki jednemu małemu szczególikowi. Otóż w pewnym epizodzie całkowicie upośledzony ruchowo chłopiec, któremu wkrótce miało skończyć się życie na łóżku w domu starców, we własnych odchodach, między "dochodiagami", w ostatnich dniach pobytu w domu dziecka czytał "Solaris" Lema.
Wstrząsająca książka. Ja już wiele rzeczy w życiu widziałem i niełatwo mnie zaszokować ani mną wstrząsnąć. Rubenowi Gallego to się udało. Polecam odpornym psychicznie i wrażliwym jednocześnie. To jedna z najlepszych książek, jakie w życiu czytałem.
woy
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.