Dodany: 30.09.2005 20:14|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Delicje ciotki Dee
Hołówka Teresa

4 osoby polecają ten tekst.

Trzeba czasem poczytać ulotki...


Nie pamiętam, co skłoniło mnie do kupienia tej książki, bo – choć serię „Naokoło świata” zawsze lubiłam - nigdy jej nie kompletowałam, nie przypominam też sobie, aby zachęciła mnie jakaś wzmianka w mediach czy rekomendacja innego nałogowego czytelnika. Pokoleniu, do którego należę, udręczonemu przez wieczny brak prawie wszystkiego i bylejakość reszty, Ameryka (a dokładnie Stany Zjednoczone) jawiła się jako oaza mlekiem i miodem płynąca. Od wczesnego dzieciństwa słyszało się o ludziach, którzy wyruszyli tam bez grosza w kieszeni i po paru latach opływali już w dostatki, śląc pozostałej w kraju rodzinie PRAWDZIWE DOLARY. Sienkiewiczowskie „Za chlebem” czy „Znojny chleb” Umińskiego, przedstawiające zgoła inny obraz losu Polaka na obczyźnie, wydawały się absolutnym przeżytkiem, a opowiadane przez rzecznika prasowego rządu historie o bezrobotnych śpiących na ulicach – propagandą szytą grubymi nićmi. Nie do pojęcia nieomal było, że ktoś mógł pojechać TAM i wrócić – może więc to właśnie skłoniło mnie do zasięgnięcia informacji, przekazywanej nie przez emigranta politycznego, któremu wszędzie dobrze, byle NIE w domu, lecz przez osobę mogącą sobie pozwolić na absolutnie neutralny stosunek do opisywanego tematu.

Kraina wszelkiej obfitości, widziana oczami osoby obdarzonej i zdrowym rozsądkiem, i ogromnym poczuciem humoru (połączenie, jakie trudno napotkać u któregokolwiek „politycznego”), okazała się krainą wszelkiej tandety i wszelkiego absurdu, będących równocześnie i siłą napędową, i efektem finalnym gigantycznego, wszechpotężnego biznesu. Niezliczone gatunki jarzyn o idealnych kształtach i lśniących skórkach, chlebów i bułeczek pulchnych jak gąbki, słodyczy we wszystkich barwach i smakach świata – to jedna wielka galeria sztuczności, którymi faszeruje się owe smakołyki czy to na początku (pożywki do upraw hydroponicznych, spulchniacze mąki), czy na końcu (barwniki i aromaty identyczne z naturalnymi) procesu produkcyjnego. Nieprzebrane zasoby dóbr konsumpcyjnych to z jednej strony wygoda dla klientów, ale z drugiej – perfekcyjnie opracowana pułapka, skłaniająca ich do pozbycia się maksymalnej ilości waluty i to w przekonaniu, że czynią to na własne życzenie. Patologiczny wręcz kult zdrowia cielesnego i duchowego – to nie tylko obsesyjne realizowanie zasad profilaktyki prozdrowotnej, ale i podatność na wszelkie szarlatańskie wymysły, pod warunkiem że sygnowane są przez „specjalistę” (dr J.B. Egghead, propagujący niezawodne lekarstwo na wszelkie niedomagania, oparte na połączeniu cudownej diety i medytacji transcendentalnej, może nie być doktorem medycyny, ale np. weterynarii, filozofii albo... Światowej Akademii Jogi; ważny jest tytuł, a nie kwalifikacje). Wspaniała amerykańska medycyna, której osiągnięcia opiewają nieustannie polskie media (włącznie z wysokospecjalistycznymi periodykami), jawi się nam w cokolwiek innym świetle, gdy czytamy, że z jej dobrodziejstw korzystać mogą tylko odpowiednio ubezpieczeni (= odpowiednio zarabiający), a za wezwanie lekarza do nieprzytomnego – jeśli ten okaże się nieubezpieczonym – płaci litościwy sąsiad lub przechodzień. Wspaniała, liberalna szkoła, zachęcająca uczniów do samodzielności, okazuje się totalnym humbugiem; jej podstawowym zadaniem jest gloryfikowanie „zaradności” (= umiejętności zarabiania pieniędzy) i premiowanie określonego sposobu myślenia, rzecz jasna zgodnego z oczekiwaniami twórców programu. Kraj wydający tysiące pisarzy i poetów jest równocześnie krajem, w którym przeciętny obywatel nie czyta NIC poza poradnikami i lokalną prasą, ewentualnie – jeśli jest zamożniejszy – luksusowymi magazynami, w których próżno szukać choćby przebłysku intelektu. Najbardziej dołującym zjawiskiem jest poziom umysłowy przeciętnego Amerykanina, nie pozwalający mu na sklecenie choćby trzech sensownych zdań na temat inny niż pogoda i gastronomia, i rzutujący w postaci tzw. opinii społecznej na kształt mediów, oświaty, kultury.

Przeczytawszy „Delicje...” po raz pierwszy, mogłam powiedzieć jedno: że nigdy, przenigdy nie zamieszkałabym w tym kraju; czytając zaś ostatni rozdział, będący czymś w rodzaju futurystycznych rozważań „co by było, gdyby moje osiedle znalazło się w USA”, nie byłam skłonna uwierzyć, że satyryczna prognoza zmieni się w rzeczywistość. Tymczasem doczekaliśmy się: bułek o smaku waty i obrzydliwych lepko-słodkich ersatzów zastępujących ciastka, dżemy, etc., i nadawanych w porze kolacji reklam prezerwatyw, podpasek albo środków na wzdęcia, i firm-oszustów oferujących „nadzwyczajne okazje”, i testu maturalnego, w którym uczeń otrzymuje punkty wyłącznie za użycie przewidzianych przez autorów określeń, porównań, itd., i wtórnego analfabetyzmu, i mody na diety „całkiem-bez-tłuszczu” albo „samo-sadło”, itp., itd., itp... Na litość Boską! - chciałoby się zakrzyknąć – czyż „Delicje ciotki Dee” to nie owa ulotka, której, jak śpiewali aktorzy kabaretu Olgi Lipińskiej, nie przeczytaliśmy zawczasu, nim zachciało nam się zachłysnąć nowoczesnością i wolnym rynkiem?

Ciekawe, co czuje dziś ich autorka – czy satysfakcję z udanej prognozy, czy raczej żal, że mimo jej ostrzeżeń tak łatwo daliśmy się omamić konsumpcyjnej manii i popaść w płyciznę umysłową?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 13741
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: --- 24.11.2006 02:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętam, co skłoniło... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Użytkownik: kornwalia 24.01.2007 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Ja książkę przeczytałam w 2007 r. i wcale nie uważam, że się zestarzała. Fakt, bywam staroświecka, ale na pewno nie jestem prowincjuszką, która nigdy za granicą nie była. Jest trochę rzeczy, które doszły do Polski, ale zazwyczaj nie są jednak tak wykoślawione jak w USA. Nasze jedzenie ciągle smakuje. Jeśl ktoś ma wątpliwości niech spróbuje zrobić zupę jarzynową w Anglii albo posmakować tamtejszy chleb.
Są rzeczy, które wg mnie do Polski nie dotarły i dzięki Bogu. Chodzi mi o umiejętność prowadzenia rozmowy, a nie small talk. Nadal można spacerować po lasach, chaszczach i polach. Nadal w moim środowisku nie widzę nastawienia, że "w życiu trzeba mieć pomysł".
Cieszę się natomiast, że zmieniła się kwestia równouprawnienia. Dzięki tej książce zrozumiałam o co chodziło ówczesnym ruchom feministycznym, rzeczywiście musiały być sfrustrowane.
Co do zmian w naszym szkolnictwie muszę się, niestety, z Wami zgodzić. Też widzę podobieństwa. Polacy lubują się w kalkowaniu złych wzorców.
Użytkownik: Czajka 24.11.2006 04:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętam, co skłoniło... | dot59Opiekun BiblioNETki
Recenzja bardzo ciekawa i, moim zdaniem, najlepiej na niej poprzestać. Ja Delicji pozbyłam się bez żalu.

Czytałam tę książkę dwa razy. Dwa lata temu i to był opis mało śmiesznego w dzisiejszej rzeczywistości zderzenia człowieka prowincjonalnego ze światem drzwi na fotokomórkę oraz kilkanaście lat temu - i to był właściwy czas na tę książkę.
Nic w niej nie zostało poza zadziwieniem Ameryką, no, ale ile razy można się zadziwiać kiepskimi bułkami o ślicznym wyglądzie, które, jak trafnie zauważasz, można u nas w tej chwili kupić w każdym sklepie.


Użytkownik: emkawu 24.11.2006 11:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja bardzo ciekawa i... | Czajka
O, a mnie się bardzo podobało. To chyba pierwsza książka, co do której się różnimy znacząco. A nie, przepraszam, druga. A może i trzecia. :-)
Ale czytałam 10 lat temu, nic już nie pamiętam.
Spontanicznie wystawiłam szóstkę dwa lata temu, ale chyba zmienię, teraz rezerwuję szóstki dla książek naprawdę wyjątkowych.
Użytkownik: Czajka 24.11.2006 11:28 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a mnie się bardzo podo... | emkawu
Moim zdaniem jest jednorazowa i strasznie się zestarzała. Okropnie się rozczarowałam, kiedy do niej wróciłam, bo miałam dobre wspomnienia.
Nawet nie pamiętam teraz co jej wystawiłam?
Użytkownik: Czajka 24.11.2006 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: O, a mnie się bardzo podo... | emkawu
Ciekawe, ma dosyć wysoką średnią, warto by zrobić ankietę kiedy była czytana. :-)
Użytkownik: villena 24.11.2006 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe, ma dosyć wysoką ... | Czajka
Ja postawiłam 5, więc zawyżam średnią :) ale faktycznie czytałam ponad 10 lat temu. Pamiętam, że opisywana rzeczywistość wydawała mi się wtedy dość egzotyczna, i cieszyłam się że mnie nie dotyczy. Z recenzji widzę, że tego wrażenia zupełnej odmienności na pewno teraz bym nie miała – prawie wszystko mamy już u nas :(
Użytkownik: veverica 23.01.2008 17:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe, ma dosyć wysoką ... | Czajka
Ja przeczytałam Delicje teraz, przed chwilą skończyłam, i wystawiłam pięć.
Jak dla mnie, książka wcale sie tak bardzo nie zestarzała. Owszem, mogą śmieszyć perypetie z automatycznymi drzwiami i odmiennymi toaletami, ale sama autorka pisze o nich z dużą dozą autoironii, stylem przypominającym mi nieco wczesną Chmielewską.
Natomiast wydaje mi się, że główna myśl jest nadal aktualna, choć przez te lata Polska zmieniła się znacząco i wielu aspektach życia upodobniła do Zachodu, a zwłaszcza do Stanów.
Poza tym, w moim przypadku być może gra pewną rolę jeszcze jeden czynnik - dla mnie nieco egzotyczne jest nie tylko życie w Stanach, opisane przez "Tyrezę", ale też życie w Polsce w tamtym czasie, o którym wspomina - w końcu to moje baaardzo wczesne dzieciństwo:)
Nie żałuję godzin spędzonych nad książką i chciałabym ją mieć w swojej biblioteczne - podejrzewam, że będę chciała do niej kiedyś wrócić.
Użytkownik: McAgnes 08.11.2008 15:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja przeczytałam Delicje t... | veverica
Skończyłam czytać dopiero co i też wystawiłam pięć.

Ale nie zastanawiałam się, czy się zestarzała, czy też nie. Wystawiłam pięć za nader wnikliwe spojrzenie na obcy świat. Autorka opisuje każdy aspekt życia tam w Ameryce, z jakim się spotyka. Relacjonuje wszystko, co widzi. Tak pełny obraz codziennego życia zasługuje moim zdaniem na wysoką ocenę.
Użytkownik: morsia 03.01.2009 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Skończyłam czytać dopiero... | McAgnes
Też się dopisuję do piątek.

To prawda, że Polska dziś różni się znacząco od tej, którą mieliśmy dwadzieścia lat temu, więc doświadczenia autorki nie ma co przekładać na czasy współczesne, ale odczytywać je w perspektywie tamtych lat.

Moja piątka dotyczy bardziej umiejętności trochę ironicznego, ale jednocześnie zadziwionego spojrzenia autorki na rzeczywistość zastaną wtedy w Stanach. Podobał mi sposób, w jaki - moim zdaniem - próbowała zrównoważyć zdziwienie i zaskoczenie zachowaniami Amerykanów z próbami ich zrozumienia, a przy - według niej - totalnym braku wytłumaczenia dla pewnych reakcji potraktować je ze sporą dozą ironii. Czasem melancholijnej. Za to piątka z pełnym przekonaniem.

A w pamięci najbardziej mi utkwił woskowy ogórek. ;)
Użytkownik: Cirilla 24.01.2007 18:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie pamiętam, co skłoniło... | dot59Opiekun BiblioNETki
To prawda, najlepsze lata ta książka ma już za sobą. Zmieniła się i rzeczywistość i czytelnicy.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: