Dodany: 02.07.2004 20:00|Autor: artchr

Jak się bać Stukostracha


No i stało się: przetłumaczono i wydano u nas ostatnią (nie licząc "Rage") z zaległych powieści Stephena Kinga. Okazały się nią być "Stukostrachy" z roku 1987, czyli wcześniejsza od "Łowcy Snów" przymiarka SK do tematu kosmitów i latających spodków. Niestety, powodów do świętowania nie ma: jest lepiej, ale tylko trochę.

Podobnie jak w przypadku "Łowcy" (lecz wyraźniej) powieść rozpięta jest pomiędzy dwoma schematami fabularnymi: pochodzącym z SF tematem inwazji i typowym dla horroru motywem opętania. Odkryty przez jedną z bohaterek pojazd kosmiczny sprzed 2,5 miliona lat staje się przyczyną dramatycznej przemiany mieszkańców prowincjonalnej mieściny Haven (w Maine, oczywiście). Zaczyna się od wyleczenia chorób i przebłysków geniuszu - kończy głębokimi przemianami fizjologicznymi i wytworzeniem jaźni kolektywnej. Jest to więc inwazja trochę jak z "Czarnych Oceanów" Dukaja. Bo komu nie skojarzy się z nimi taki fragment: "Już to zrozumiałaś, prawda? Inwazja Stukostrachów. Jeżeli chcesz zobaczyć najeźdźców z kosmosu, o których mnóstwo było tandetnych filmów i opowiadań science fiction, patrz w oczy Beacha Jernigana. Albo Wendy. Albo we własne."?

Wbrew pozorom, klasyfikacja gatunkowa jest w przypadku "Stukostrachów" kwestią kluczową. Jeżeli "Łowca Snów" może być z jakiegokolwiek powodu interesujący, to właśnie dla sposobu w jaki King splótł elementy SF i horroru, dając w zakończeniu przynajmniej pozór sensownego wyjaśnienia sprzeczności, które się przy tym pojawiły. Natomiast "Stukostrachów" w żadnym razie nie można traktować jako SF; jeżeli ktoś tak uczyni i jego kołek od niewiary wytrzyma choćby do połowy książki, to ma mój podziw, ale i kompletne niezrozumienie.

Przyjęcie, że jest to fantastyka naukowa, prowadzi ponadto na manowce innego rodzaju: można (jak recenzent "Nowej Fantastyki") potraktować "Stukostrachy" jako parodię. Dla mnie takie podejście jest całkowicie bezzasadne, bo nie przemawia za nim nic, poza spiętrzeniem nielogiczności i tandetnych elementów scenografii. W szczególności z koncepcją parodii gryzie się formuła Kingowego horroru o rozmiarach cegły, pełnego typowych dla horroru chwytów.

Moim zdaniem "Stukostrachy" należy potraktować właśnie jako horror - horror napisany przez Stephena Kinga. I jeżeli są one parodią, to za parodie należy też uznać niemal wszystkie jego książki. Bo to, co mnie uderza w niebeletrystycznych tekstach Kinga i jednocześnie drażni w jego prozie, to umiłowanie dla tandetnej, halloweenowej grozy. Czy tego potrzeba, czy nie, natrafiamy w jego książkach na te wszystkie gnijące ciała, robactwo wypadające z ust i oczodołów - nie jako na elementy parodii, ale pełnoprawne składniki budujące grozę. To jest już prędzej pastisz, ale taki, który chce mieć siłę wyrazu większą od pierwowzoru, nie zaś podkreślać swoją pastiszowość. Wydaje się, że w dziedzinie horroru King chce siłą swojego talentu przywrócić świeżość ogranym elementom, oddać hołd temu, na czym się wychował - i niejednokrotnie mu się udaje, te strachy, które powinny śmieszyć, jednak straszą.

Nie widzę powodu, żeby inaczej traktować "Stukostrachy": zabójcze odkurzacze i czujniki dymu nie miały śmieszyć, tak jak nie mieli śmieszyć zabójcy z kreskówki w "Regulatorach". Jednak najzwyczajniej w świecie się nie udało. Jedynie w bezpośredniej bliskości finału absurd osiąga takie stężenie, że jednak zacząłem myśleć o parodii. Ale ma to raczej cechy ucieczki Kinga, gdy pierwotny zamysł legł w gruzach. Nie na darmo padają tam znamienne słowa: "Gówno to kogo obchodzi, pomyślał ze znużeniem Gardener. Cały ten szajs stał się jednym wielkim nudziarstwem."

Jednak skoro nawet w "Łowcy Snów" znalazła się jedna dobra rzecz, to nie będę jej odmawiał i "Stukostrachom", które właśnie jako horror wprowadzają do gatunku element oryginalny: otóż całe to opętanie/nawiedzenie rozgrywa się od wewnątrz. Nie ma pojedynczych opętanych, z którymi mierzy się całe miasteczko, ani przybyszów z zewnątrz, którzy stają przed tajemnicą. Z Haven pochodzi zarówno zagrożenie, jak i ratunek. I nie wiem tylko, czy King świadomie zagrał z utartymi schematami horroru, czy też chodziło mu jedynie o zaakcentowanie nuklearnych fobii, którymi przesiąknięta jest powieść - że z tym problemem też uporać się trzeba we własnym zakresie. (Nb. najlepszym fragmentem książki są rozważania bohatera, czy podjąć próbę wykopania statku. Te rozważania o tym, czy można oswoić nieznane - ochrzczone mianem Stukostrachów - obiecują o wiele więcej, niż dostajemy później.)

***

Na koniec garść ciekawostek. Przede wszystkim "Stukostrachy" muszą przeczytać ci, którzy śledzą w Kingu nawiązania do Kinga. Tu jest ich sporo, bo to i "Strefa śmierci", i "Podpalaczka", i "To" (zła wiadomość: klown Pennywise żyje i ma się dobrze). Pojawia się też niejaki Beaver, ale czy to ten z późniejszego "Łowcy" - nie potrafię stwierdzić. Wspomniany (bez nazwiska) zostaje też sam autor. Poza tym jest cała gama typowych dla Kinga elementów: bohater-pisarz (i pijak), upalne lato, wielki pożar lasu, porównanie Głównego Zła do raka. Główny bohater wyjątkowo, jak na Kinga, niesympatyczny. Z postaci na szczególną uwagę zasługuje Anne Anderson, która potrafi zaciskać dłonie w szpony i zgrzytać bezzębnymi dziąsłami.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8746
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: varda 09.01.2006 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: No i stało się: przetłuma... | artchr
Ja również nie odebrałam "Stukostrachów" ani żadnego z elementów tam zawartych jako poddanych parodii. To jest, tak jak piszesz, po prostu horror (a nie s-f) - z całą tą typową dla Kinga konwencją i klimatem burzliwych lat 80-tych. A jeśli chodzi o to cytowanie Kinga z Kinga, to mam wrażenie, iż nasz autor zaczyna scalać swoje dzieła w jedno - w cyklu "Mroczna Wieża".
Użytkownik: suzaku18 10.03.2010 23:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja również nie odebrałam ... | varda
Nie dziwię się, że porównano dziełko do parodii. Sorry, zaczyna się intrygująco, ale kiedy w pewnym momencie na horyzoncie pojawił się morderczy latający automat do coli, to nie wytrzymałem... popłakałem się ze śmiechu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: